Nie tylko firmy pracujące bezpośrednio na placu budowy, ale także dostawcy prefabrykatów takich jak materiały żelbetowe mogą wysuwać roszczenia bezpośrednio wobec inwestora

Branża budowlana wciąż do najłatwiejszych nie należy i to zarówno jeśli chodzi o zamówienia publiczne, jak i inwestycje prywatne. Kłopoty finansowe generalnych wykonawców są na porządku dziennym. Podwykonawcom, którzy pozostali bez zapłaty, z pomocą przychodzi instytucja solidarnej odpowiedzialności inwestora. Jak wskazuje najnowsze orzecznictwo, obejmuje ona nie tylko firmy pracujące bezpośrednio na placu budowy, stawiające mury czy wylewające nawierzchnię drogi. Także te, które na pierwszy rzut oka można byłoby uznać za dostawców, wytwarzających swe produkty w zupełnie innym miejscu i dowożących je na plac budowy, np. producenci konstrukcji stalowych hal magazynowych czy żelbetonowych prefabrykatów.
- Kiedy po raz pierwszy trafiłem w orzecznictwie na wątek realizacji robót budowlanych w filii placu budowy, za którą przyjmowano zakład firmy odpowiadającej za prefabrykację, miałem mieszane uczucia. Firmy tworzące prefabrykaty do tej pory były postrzegane przez uczestników inwestycji w szerokiej kategorii: dostawca. Nie bez przyczyny w ramach swych usług świadczą one niekiedy montaż wytworzonych elementów, chociaż biznesowo jest im on potrzebny do szczęścia jak inspektor nadzoru ze skłonnościami do skrajnego pedantyzmu. W ten sposób próbują zabezpieczenia sobie możliwości udowodnienia w sądzie, że brudziły sobie ręce na placu budowy, realizując część wznoszonego obiektu, co pozwala im wysuwać roszczenia wobec inwestora - zauważa Łukasz Mróz, partner zarządzający w kancelarii Mróz Radcy Prawni.
Jak wynika ze wspomnianego orzecznictwa, obecność na placu budowy nie jest jednak niezbędna. Wystarczy udowodnić fakt, że dane produkty wytwarzano na potrzeby konkretnej inwestycji budowlanej i nie da się ich wykorzystać nigdzie indziej.
Indywidualny charakter
Solidarna odpowiedzialność inwestora wynika z art. 6471 kodeksu cywilnego. Przepis ogranicza ją do podwykonawców robót budowlanych. Okazuje się jednak, że sądy wspomniane roboty zaczynają postrzegać coraz szerzej. Można już mówić o początkach linii orzeczniczej uznającej, że dostarczenie prefabrykatów należy traktować jako roboty budowlane, tyle że wykonywane poza placem budowy.
Taki wyrok wydał m.in. Sąd Apelacyjny w Łodzi (sygn. akt I AGa 137/20). Zmienił on wyrok sądu pierwszej instancji, w którym uznano, że dostawa żelbetowych konstrukcji na potrzebę budowy parkingu wielopoziomowego nie może zostać uznana za roboty budowlane. Sąd II instancji podkreślił, że nazwa umowy nie ma tu znaczenia, liczy się bowiem ostateczny charakter wykonanych prac.
„Przedmiotem umowy były rzeczy oznaczone co do tożsamości, a każdy z elementów prefabrykowanych miał indywidualny charakter niedający się wykorzystać na żadnej innej inwestycji, niedający się zastąpić żadnym innym elementem - na co w toku procesu powoływała się powódka. Z umowy łączącej powódkę z wykonawcą wynikał zatem obowiązek wykonania elementów robót objętych projektem. (…) Znamiennym jest, że strona powodowa w istocie wyprodukowała istotne elementy budowlane całego obiektu budowlanego o zindywidualizowanym charakterze, a wcześniej je zaprojektowała (...). Składane elementy nie były materiałem budowlanym, lecz były częściami składanego obiektu” - napisał w uzasadnieniu orzeczenia sąd. Podkreślił jednocześnie, że obecne rozwiązania techniczne i transportowe umożliwiają powstanie istotnej części obiektów budowlanych, a nawet ich całości poza miejscem ostatecznego posadowienia. Sprawia to, że prace wykonane nawet w dużej odległości od placu budowy mogą być uznane za roboty budowlane.
W kolejnej ze spraw również chodziło o dostawę elementów żelbetowych. Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim uznał, że ponieważ chodziło o indywidualne elementy wytworzone zgodnie z dostarczonym projektem warsztatowym, to należy je zakwalifikować jako roboty budowlane.
„Wytworzenie zindywidualizowanych elementów nadających się do pełnej integracji w zaprojektowany obiekt budowlany pozwala na zakwalifikowanie spornej umowy jako umowy o roboty budowlane” - napisał w uzasadnieniu wyroku (syg. akt I C 175/19).
W orzeczeniu pojawiła się też dodatkowa argumentacja.
- Sąd ten uznał, że wytwórca prefabrykatów o odpowiednim stopniu indywidualizacji i istotności dla całej inwestycji, gdyby nie objęła go odpowiedzialność inwestora, byłby de facto karany za to, w jakiej technologii realizuje przyjęte zadanie - podkreśla Łukasz Mróz.
Liczą się niuanse
Podobne do opisanych wcześniej rozstrzygnięć zapadło również w odniesieniu do dostawy konstrukcji stalowych. Inwestor odmówił zapłaty na rzecz podwykonawcy, uznając, że umowa nie dotyczyła robót budowlanych. Sąd Okręgowy w Krakowie, a następnie Sąd Apelacyjny w Krakowie doszli do odmiennych wniosków. Zdaniem obydwu instancji mimo nazwy wpisanej do kontraktu i dostarczania konstrukcji wytworzonych w innym miejscu w rzeczywistości chodziło o roboty budowlane.
„Konstrukcja z założenia miała zostać trwale połączona z fundamentami i miała stanowić element obiektu przekazanego inwestorowi. Ponadto w sytuacji, gdy obowiązek wytworzenia dotyczył jednorazowo wytworzonej konstrukcji, która miała być tylko częściami dostarczana na plac budowy, nie ma także podstaw do przyjęcia, że strony łączył stosunek oparty na art. 605 k.c., co również wyklucza odpowiednie stosowanie przepisów o sprzedaży” - napisał SA w Krakowie w uzasadnieniu swego wyroku (sygn. akt I AGa 553/18).
Co ciekawe, opisane orzecznictwo idzie niejako w drugą stronę niż zmiany w art. 6471 k.c. dokonane w 2017 r. Podkreślano wówczas, że nadszedł moment na próbę wyważenia interesów inwestora i podwykonawców. To wówczas pojawiły się dodatkowe warunki, jakie muszą być spełnione, aby można było mówić o solidarnej odpowiedzialności inwestora wobec podwykonawców.
- W kontekście szerszego przyjęcia w orzecznictwie koncepcji robót budowlanych poza placem budowy obawiam się, czy nie ulegną przy tym wypaczeniu niuanse podkreślane przez sądy i nie stanie się to punktem zaczepienia do coraz dalszego przesuwania granicy odpowiedzialności inwestora, aby realizując podejście Robin Hooda, odebrać pieniądze inwestorom i przekazać je podwykonawcom - zauważa Łukasz Mróz. ©℗
Najwięcej pieniędzy idzie na roboty budowlane / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe