W Bułgarii rozpoczęła się w czwartek kampania przed wyborami prezydenckimi. Ich pierwsza tura wyznaczona jest na 6 listopada, a ewentualna druga - na 13 listopada. Do udziału w wyścigu zarejestrowało się 21 kandydatów.

Po raz pierwszy wybory odbędą się według znowelizowanej ordynacji wyborczej, która wprowadza obowiązkowe głosowanie. W razie dwukrotnego niewzięcia udziału w wyborach obywatel ma być skreślony z listy wyborców. Ta kontrowersyjna decyzja została zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego, jednak ten dotąd nie wypowiedział się w tej sprawie.

Kontrowersje budzą również przepisy poważnie ograniczające możliwość głosowania za granicą. Celem ich wprowadzenia było praktyczne wyeliminowanie około 100-150 tys. głosów Turków o podwójnym obywatelstwie, mieszkających w Turcji; ograniczenia dotknęły jednak również licznej bułgarskiej emigracji w Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych.

Po raz pierwszy na karcie do głosowania będzie można wyrazić dezaprobatę wobec wszystkich kandydatów. Wprowadzono specjalną rubrykę „jestem przeciwko wszystkim”. Głosy te będą brane pod uwagę przy obliczaniu frekwencji. Według ekspertów od systemów wyborczych będą one działać na korzyść siły, która otrzyma najwięcej głosów.

Chęć udziału w wyborach zadeklarowało 24 kandydatów, nominowanych przez 11 partii, pięć koalicji i kilka obywatelskich komitetów; trzech zostało jednak wykluczonych przez Centralną Komisję Wyborczą.

Według sondaży z września najwięcej szans mają kandydaci centroprawicowej partii GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii), lewicowej Bułgarskiej Partii Socjalistycznej i zjednoczonych partii nacjonalistycznych.

Lewica rozpoczęła kampanię jeszcze latem, jej kandydatem jest generał rezerwy Rumen Radew, do niedawna dowódca lotnictwa wojskowego. Nacjonaliści zjednoczyli się wokół Krasimira Karakaczanowa, współprzewodniczącego współrządzącego Frontu Patriotycznego i wiceszefa parlamentu.

GERB przedstawił swoją kandydatkę zaledwie pięć dni przed rozpoczęciem kampanii. Jest to mało popularna przewodnicząca parlamentu Cecka Caczewa, która we wrześniu cieszyła się poparciem jedynie 15 proc., a kierowana przez nią instytucja – zaledwie 8 proc. Gdyby kandydatem był lider GERB i premier Bojko Borysow, wyniki można by uważać za przesądzone. Borysow postanowił jednak nie kandydować, podkreślając, że oznaczałoby to dezercję w trudnej dla kraju sytuacji.

Analitycy wskazują, że dla kandydatki GERB walka będzie trudna. W ostatnim czasie na jej niekorzyść zadziałał skandal z kandydatką Bułgarii na szefa ONZ. W ubiegłym tygodniu rząd wycofał poparcie dla dyrektor UNESCO Iriny Bokowej, która zdaniem premiera Borysowa słabo wypadła w trwających od lipca sondażowych głosowaniach w Radzie Bezpieczeństwa, i zaproponował na jej miejsce unijną komisarz Kristalinę Georgijewą. W środowym głosowaniu Bokowa, według agencji Reutera, zajęła drugie miejsce, a Georgijewa – dziewiąte. W Bułgarii komentuje się to jako kompromitację dla rządu, która prawdopodobnie będzie miała wpływ na kampanię wyborczą.

Według wrześniowych sondaży GERB ma poparcie ok. 25 proc. obywateli, lewica – 15 proc. Nacjonaliści, tradycyjna centroprawica (Blok Reformatorski), partia tureckiej mniejszości Ruch na rzecz Praw i Swobód, która nie ma własnego kandydata, mają ok. 5-7 proc. poparcia.

Prezydent w Bułgarii ma względne niewielkie uprawnienia; jest wybierany w powszechnym głosowaniu.

Z Sofii Ewgenia Manołowa (PAP)