Monty Python w jednym z najbardziej znanych skeczy przedstawia mecz o mistrzostwo świata w piłce nożnej filozofów między Niemcami a Grecją. Spotkanie upływa myślicielom w pełnym napięcia perorowaniu na murawie, przerwanym w 89. minucie przez Archimedesa okrzykiem „Eureka”. Natchniony Grek zaczyna kopać piłkę, podrywając do ataku całą drużynę. Spotkanie kończy się kilkanaście sekund później, rozstrzygnięte efektownym strzałem z główki Sokratesa.
Brytyjscy komicy zdają się mówić, że w futbol po prostu się gra – w przeciwieństwie do filozofii, gdzie tylko się mędrkuje (chociaż kłócąc się w skeczu z sędzią, Karol Marks zauważa przytomnie, że bramka padła z pozycji spalonego – co zresztą widać na powtórce).
Dla osiągnięcia efektu śmieszności wykorzystali więcej takich sprzeczności, które powstają po zestawieniu „umiłowania mądrości” z piłką nożną.
Jedyne mięśnie, jakie ćwiczy filozofia, to te odpowiadające za ruch gałek ocznych. Teoretycznie można ją uprawiać w ruchu, ale to jednak piłka nożna bezwzględnie należy do domeny ciała. Filozofia to przedsięwzięcie samotnicze, zaś futbol nie istnieje bez gry zespołowej. Stadiony to miejsce rozrywki dla mas, a wieczór z „Całością i nieskończonością” Emmanuela Levinasa to rozrywka dla nielicznych. Sukces na murawie to pieniądze i sława. Nie jest tajemnicą, że z działalności filozoficznej rzadko osiąga się to pierwsze, a coraz trudniej to drugie.
Mimo tych przeciwieństw futbol i filozofia mają ze sobą wiele wspólnego. Umysł nie zawsze był przeciwstawiany ciału. W starożytnej Grecji uważano rozwój fizyczny za niezbędnego towarzysza rozwoju duchowego. W edukacji młodych elit kładziono nacisk na jeden i drugi aspekt. Arystoteles, jeden z największych filozofów antycznej ery, nauczał, że doskonały charakter można wyćwiczyć, aż stanie się nawykiem. Dzięki temu dobre czyny będą przychodziły naturalnie, tak jak piękny drybling sprawnemu technicznie zawodnikowi.
Rozwój zakłada, że jest jakiś cel. Zarówno w filozofii, jak i futbolu tym celem jest doskonałość. W obu dziedzinach pragnienie pójścia dalej przybiera czasem obsesyjną formę. Krążą legendy na temat reżimu, jakiemu poddaje się portugalska megagwiazda Christiano Ronaldo. Piłkarz łączy mordercze treningi z dietą, której składniki wyliczone są co do grama, a posiłki podawane o ściśle określonych porach dla optymalizacji metabolizmu. Do tego zafundował sobie treningi mentalne, by ćwiczyć umiejętność koncentracji, a także uczył się umiejętności wydajnego snu. Wszystko po to, aby stać się najlepszym piłkarzem na świecie.
Równie ciężko, chociaż na inny sposób, harował Jean-Paul Sartre, aby zapracować nie tylko na status największego francuskiego intelektualisty, ale również największego filozofa swoich czasów. Autor „Bytu i nicości” rocznie pochłaniał około 300 książek. Codziennie pracował przynajmniej po sześć godzin, a ciało faszerował olbrzymi ilościami tytoniu, alkoholu i narkotyków, po to – jak twierdzi jego biografka Annie Cohen-Solal – aby mógł wciąż pracować, kiedy inni szli spać.
Immanuel Kant z kolei za konieczny do niezakłóconej pracy uważał uporządkowany tryb życia. Jak głosi anegdota, był tak punktualny, że miejskie zegary ustawiano według godziny, o której codziennie wybierał się na spacer.
Filozofia, wbrew pozorom, to nie jest samotnicze przedsięwzięcie. Tak jak do rozwoju akcji na murawie potrzebne jest dobre podanie, tak samo powstają filozoficzne idee. Tak jak samotny drybling i popisywanie się na boisku kończy się odebraniem piłki, tak samo niemożliwe jest to w filozofii. Arystoteles prawdopodobnie nigdy nie strzelił z przewrotki, gdyby wcześniej nie dostałby podania od Platona. Kant musiał wcześniej wypatrzyć Davida Hume’a i ustawić się na właściwej pozycji.
Niewielu filozofów w historii prawdopodobnie grało w futbol. Potwierdzonym przypadkiem jest francuski myśliciel Albert Camus, który „haratał w gałę” jeszcze za młodu. Stąd też wziął się jego słynny cytat, że „wszystko, co wiem o moralności i zobowiązaniach względem ludzi, zawdzięczam futbolowi” – lekko przeinaczony zresztą. W oryginale bowiem Camus odnosi się ogólnie do sportu i czasu spędzonego w algierskim klubie sportowym Racing Universitaire d’Alger.
Ale i bez praktycznego zamiłowania do piłki dopatrzymy się wielu podobieństw między mistrzami jednej i drugiej dziedziny.
Przede wszystkim jednych i drugich charakteryzuje ponadprzeciętna słabość do kobiet. Świadczą o tym chociażby liczne zdjęcia futbolistów z dziewczynami, które w CV mają tytuł miss jakiegoś zakątka świata – nawet jeśli są tak brzydcy jak Wayne Rooney. Szalone powodzenie u pań miał również niewiele piękniejszy Sartre, który zresztą zażartował kiedyś, że od wynurzeń filozoficznych woli gadkę o niczym z piękną buzią. Bertrand Russell był żonaty cztery razy. Kobieciarzem był również Camus, a zdarzało się, że rywalizowali z Sartrem o tę samą damę. Do swoich studentek (i nie tylko) zalecał się również najbardziej znany na świecie polski filozof, o którym w naszym kraju mało kto pamięta – czyli Alfred Tarski. W jego biografii odnajdziemy stwierdzenie jednej z nich, że odznaczał się wyjątkowym magnetyzmem. Filozofom nieobce jest również bogactwo, chociaż częściej zdarzało się, że było ono dziedziczone, jak w przypadku Ludwiga Wittgensteina, którego ojciec był hutniczym magnatem w Austro-Węgrzech.
Sportowcy to ludzie temperamentni. Koronnym przykładem jest sposób, w jaki Zinedine Zidane skasował Marco Materazziego podczas finału mistrzostw świata w 2006 r. Włoski zawodnik w niewybredny sposób odniósł się wtedy do siostry reprezentanta Francji. Ten w odwecie zafundował mu główkę w klatkę piersiową. Temperamentu nie sposób też odmówić Wittgensteinowi, którego w 1946 r. tak oburzyła treść wykładu Karla Poppera, innego wielkiego filozofa, że wymachiwał przed nim pogrzebaczem do kominka.
Tak jak sportowcom, odwagi nie sposób też odmówić filozofom. 77-letni Alfred Jules Ayer podczas jednej z imprez w Nowym Jorku zauważył, że z sąsiedniego pomieszczenia wybiega Naomi Campbell (tak, ta Naomi Campbell!), krzycząc, że ktoś napastuje jej koleżankę. Po chwili wyłonił się Mike Tyson, któremu drobnej postury filozof zatarasował drogę. „Czy w ogóle masz pojęcie, kim jestem?! Mistrzem świata wagi ciężkiej” – krzyczał pięściarz. „A ja zajmowałem stanowisko profesora logiki im. Williama z Wykeham na Oksfordzie – odparł spokojnie Ayer. – Najwyraźniej obydwaj jesteśmy wybitni w swoich dziedzinach. Sugeruję więc, abyśmy porozmawiali o tym racjonalnie”.