Prezydent Łotwy Raimonds Vejonis chce wielonarodowych oddziałów NATO w naszym regionie, sprzeciwia się przymusowej alokacji uchodźców i deklaruje konieczność kontynuacji polityki odstraszania Rosji.
Jakie są największe wyzwania stojące przed Łotwą w polityce zagranicznej?
Niestabilność na obszarze wschodniego i południowego sąsiedztwa Unii Europejskiej. My – podobnie jak Polska – sami nie możemy zmierzyć się z tymi wyzwaniami. Dlatego potrzebujemy wsparcia Sojuszu Północnoatlantyckiego i Unii. Z całą pewnością istotne będzie stworzenie właściwej polityki wobec osób szukających w Unii azylu. To musi być nowa polityka, która z perspektywy Łotwy, ale myślę, że i Polski, musi zakładać, że relokacja migrantów może się odbywać wyłącznie na zasadzie dobrowolnej deklaracji konkretnych państw. To nie może odbywać się na zasadzie propozycji formułowanych przez Komisję Europejską, które zakładają obowiązkowe przyjmowanie migrantów.
Jak pan ocenia sytuację w kontekście polityki Rosji, która bywa określana mianem agresywnej?
Polityka rosyjska jest agresywna, ale sytuacja Łotwy w sferze bezpieczeństwa jest stabilna. Jednocześnie sytuacja geopolityczna w regionie zmieniła się w związku z rosyjską agresją na Ukrainę. Jestem dumny, że decyzje o przeznaczeniu 2 proc. PKB na obronność, podjęte jeszcze w okresie, gdy byłem ministrem obrony, zostaną zrealizowane do 2018 roku. Rząd kontynuuje ten proces, a ja jako zwierzchnik sił zbrojnych w okresie pokoju wspieram te działania. Ciągle stoimy przed sformułowaniem odpowiedzi na pytanie o to, jak będziemy reagować na nowe wyzwania. Dlatego lipcowy szczyt NATO w Warszawie jest istotny jako miejsce podjęcia dalszych decyzji związanych z polityką odstraszania Rosji. Rzecz jasna ważne jest dla nas także kontynuowanie polityki samoobrony przed Rosją, ponieważ musimy być przygotowani na każdy scenariusz.
Jak pan ocenia niedawne prowokacje rosyjskiego lotnictwa na Bałtyku? Albo przetrzymywanie w więzieniu Nadii Sawczenko?
Jesteśmy przeciwni realizowanej przez Rosję polityce wobec Ukrainy. Krytycznie odnosiliśmy się do aresztowania Sawczenko. Wspieraliśmy wysiłki dyplomatyczne, których celem była jej wymiana lub znalezienie innego rozwiązania. Natomiast w sprawie rosyjskiej aktywności w regionie bałtyckim mogę powiedzieć, że Rosja nadal chce demonstrować swoją siłę. Być może oczekują na reakcję ze strony NATO lub konkretnych krajów członkowskich Sojuszu. Musimy być w tej sprawie bardzo ostrożni, ponieważ mamy świadomość, że są to prowokacje.
Według pana odpowiedź NATO i Unii na tę politykę jest wystarczająca?
Kiedy zaczynała się rosyjska aktywność w stosunku do Ukrainy, odpowiedź NATO i Unii była właściwa. Reakcja była całkiem szybka, choć oczywiście nie tak szybka, jak reakcja Stanów Zjednoczonych. Byliśmy jednak zadowoleni ze sposobu reakcji. Jednocześnie widzieliśmy i widzimy obecnie, że natowska i unijna biurokracja często nie pomaga w sprawnym podejmowaniu decyzji. Kiedy mówimy o szczycie NATO, dla nas bardzo istotna będzie kwestia systemu podejmowania decyzji na wypadek agresji. Gdybyśmy podejmowali decyzje w oparciu o obecne procedury, to zajęłyby one wiele godzin, a może i kilka dni. My potrzebujemy niemal natychmiastowej reakcji.
Stała obecność sił NATO w naszym regionie jest potrzebna?
Powinniśmy ocenić sytuację po szczycie NATO w Walii. Podjęto tam wiele właściwych decyzji, ale nadal oczekujemy na wprowadzenie w życie wielu z nich. Jeżeli chodzi o szczyt w Warszawie, musimy zdecydować, jak zorganizujemy zauważalną, widoczną obecność sił NATO w regionie. Chciałbym tu widzieć siły wielonarodowe, a nie tylko amerykańskie, w sile co najmniej brygady.
Czy uważa pan za możliwe stworzenie wspólnych sił zbrojnych krajów bałtyckich?
Nie jestem przekonany co do możliwości stworzenia wspólnych sił zbrojnych krajów bałtyckich, ale pewne przykłady takiej współpracy już są. Działa na przykład batalion bałtycki. Współpraca militarna przebiega bardzo dobrze. Ale jak w przypadku każdej współpracy, można ją poprawić. Choćby wypracowując wspólną doktrynę obronną. Współpracując w zakresie zaopatrzenia w sprzęt, moglibyśmy wynegocjować lepsze warunki kontraktów u dostawców zagranicznych. Wiąże się z tym także wspólne planowanie.
Jak pan ocenia stopień zabezpieczenia wschodnich granic państw bałtyckich?
Powinniśmy mówić przede wszystkim o wschodniej granicy. Sytuacja poprawia się tam niemal z każdym dniem. Mam nadzieję, że w tym roku zakończymy rozmowy o demarkacji linii granicznej z Rosją. Mamy świadomość, że demarkacja to kwestia prawna, natomiast konieczna jest przede wszystkim realna ochrona granicy, wzmocnienie granicy.
Widzi pan wpływ rosyjskiej wojny informacyjnej na społeczeństwo?
Mam nadzieję, że takiego wpływu nie ma. Strona rosyjska stara się inwestować w wojnę propagandową ogromne pieniądze, ale nie osiąga zakładanych rezultatów. Jednocześnie musimy pamiętać, że część naszego społeczeństwa to osoby rosyjskojęzyczne. Wiemy, że Rosja próbuje wpływać na umysły tej części mieszkańców Łotwy. Znalezienie rozwiązania to trudne zadanie. To nie jest wyłącznie kwestia informacji o charakterze propagandowym, to jest także sprawa reagowania na rosyjskie kłamstwa dotyczące naszej sytuacji ekonomicznej, społecznej, politycznej.
Jakie miejsce w życiu politycznym i społecznym zajmują Rosjanie i bezpaństwowcy?
Jestem prezydentem wszystkich mieszkańców Łotwy. Jest w naszym społeczeństwie coś w rodzaju postsowieckiej traumy. Próbujemy tę traumę odrzucić, ale jednocześnie musimy brać pod uwagę, że od początków państwowości byliśmy społeczeństwem wieloetnicznym. To oznacza, że musimy ze sobą współpracować. Pod auspicjami prezydenta powstała rada konsultacyjna złożona z ekspertów analizujących dotychczasową politykę integracji społeczeństwa. Mam nadzieję, że jesienią rada przedstawi rekomendacje wskazujące, co moglibyśmy zrobić lepiej w sprawach integracji.
Mniejszość rosyjska jest obecnie dobrze zintegrowana?
Jeżeli ktoś działa w tym społeczeństwie, to znaczy, że jest dobrze zintegrowany. Jedna trzecia małżeństw w naszym kraju to małżeństwa międzyetniczne. Sam pochodzę z takiej rodziny. Moja matka jest Rosjanką, a ojciec Łotyszem. Nigdy nie dostrzegałem z tego powodu jakichkolwiek problemów.
Jaka była pana droga do polityki?
Przeszedłem różne szczeble administracji państwowej, także różne szczeble funkcji o charakterze politycznym. Przeszedłem drogę chłopca z prowincji i ta droga doprowadziła mnie do funkcji prezydenta. Pochodzę z prowincji. Następnie przeniosłem się do najbliższego miasteczka, by wreszcie trafić do Rygi. Tu moje zaangażowanie w politykę stawało się coraz większe.
W jakiej części Łotwy pan się urodził i wychował?
Pochodzę z Liwonii w centralnej części Łotwy. To jakieś 170 kilometrów od Rygi. Ale faktycznie urodziłem się w Rosji.
Jak pan ocenia relacje z Polską?
Stosunki z Polską są historycznie bardzo dobre. Mamy na Łotwie polską mniejszość, która jest aktywna w życiu publicznym. Co prawda w obecnej chwili nie mamy w naszym parlamencie ani jednego polskiego deputowanego, ale w przeszłości mieliśmy polskich parlamentarzystów. Jesteśmy dumni z naszych relacji z Polską. Co dla mnie osobiście bardzo ważne, to fakt, że utrzymuję bardzo relacje z prezydentem Andrzejem Dudą. Miałem okazję złożyć nieoficjalną wizytę w Polsce. Spotkałem się z waszym prezydentem, przedyskutowaliśmy wówczas wszystkie kwestie istotne zarówno dla krajów bałtyckich, jak i dla Polski.