Na początku roku rząd Tsiprasa musi przeprowadzić najtrudniejsze reformy. Pytanie, czy się udadzą.
Hans-Werner Sinn szef niemieckiego Instytutu Badań nad Gospodarką (IFO), doradca ministerstwa gospodarki RFN / Dziennik Gazeta Prawna
To, że o Grecji mówi się ostatnio głównie w kontekście kryzysu migracyjnego, a nie ryzyka bankructwa, nie znaczy, iż to ostatnie już całkiem minęło. Wręcz przeciwnie – już na początku nowego roku prawdopodobne są kolejne problemy z realizacją warunków umowy o trzecim pakiecie pomocowym, co grozi powrotem niestabilności politycznej.
Według opublikowanego w sobotę sondażu aż 62,9 proc. Greków uważa, że sytuacja gospodarcza kraju w 2016 r. jeszcze się pogorszy, a ponad 81 proc. – że sprawy kraju będą wyglądać źle. Prace rządu Aleksisa Tsiprasa negatywnie ocenia prawie trzy czwarte badanych, pozytywnie – co piąty. Nawet wśród wyborców Syrizy, głównej partii koalicji rządowej, odsetek negatywnych ocen wynosi 47,6 proc. Tym, co rządowi skrajnej lewicy pozwala trwać, jest niewielka większość, którą ma w parlamencie, oraz to, że Grecy nie widzą dla niej alternatywy.
Pesymizmowi Greków trudno się dziwić – choć rok 2015 miał być pierwszym po sześciu latach recesji, który gospodarka zakończy na plusie, według szacunków Komisji Europejskiej tegoroczny spadek PKB wyniesie 1,4 proc. Na dodatek i w przyszłym roku będzie ona jedynym państwem UE, którego gospodarka będzie się kurczyć – tym razem o 1,3 proc. Szanse na wzrost gospodarczy Bruksela widzi dopiero w 2017 r. Ale ta prognoza zakłada, że porozumienie w sprawie bailoutu będzie realizowane, a to wcale nie jest takie pewne.
W zeszłym tygodniu Europejski Mechanizm Stabilizacyjny przekazał Grecji kolejną transzę – w wysokości 1 mld euro – z nowego pakietu pomocowego, bo parlament w Atenach przyjął kilka dni wcześniej ustawę, która pozwala na sprzedaż 49 proc. udziałów operatora sieci energetycznych ADMIE, oraz inną, umożliwiającą greckim bankom sprzedaż złych długów przedsiębiorstw nabywcom zagranicznym. – Mam nadzieję, że dobra współpraca z naszymi greckimi partnerami będzie trwała nadal, tak że pierwszy przegląd programu pomocowego będzie mógł być skończony na początku 2016 r. – oświadczył szef ESM Klaus Regling.
Problem w tym, że rządowi niby udaje się przeforsowywać w parlamencie uzgodnione z wierzycielami ustawy, ale niewiele za tym idzie. – Rząd przyjmuje odpowiednie reformy, ale ich nie wspiera. Nieuchronnie pojawią się pytania, czy te zmiany faktycznie będą wcielane w życie – mówi stacji CNBC Raoul Ruparel, jeden z dyrektorów londyńskiego think tanku Open Europe. Zgodnie z zawartym w lipcu porozumieniem rząd miał zebrać dzięki prywatyzacji 50 mld euro, na razie jest tylko kilka miliardów. Na dodatek najtrudniejsze zadania dopiero przed Tsiprasem. Chodzi zwłaszcza o reformę systemu emerytalnego oraz reformę podatkową, w tym podniesienie podatków dla rolników. Wszystkie one zostały odłożone do stycznia.
Ale im dłużej rząd będzie z nimi zwlekał, tym trudniejsze będą do przyjęcia. Po wrześniowych wyborach koalicja Syrizy i prawicowych Niezależnych Greków miała w 300-osobowym parlamencie 155 miejsc. Obecnie ma już tylko 153, a kilku parlamentarzystów koalicji otwarcie zapowiada, że reformy systemu emerytalnego – który wymaga naprawdę głębokich zmian – nie poprze. To oznacza, że premier znów będzie się musiał uciekać do pomocy opozycyjnej Nowej Demokracji lub nie będzie w stanie skutecznie rządzić. A powrót pytań o Grexit stanie się wówczas kwestią czasu.

ROZMOWA

Unia nie rozwiązała problemu Grecji, tylko odsunęła go w czasie
Czy kryzys w strefie euro świadczy o tym, że przyjęcie wspólnej waluty było źle przygotowane?
Tak, bo jej wprowadzeniu nie towarzyszyło stworzenie jednego państwa. Efektem stało się uwspólnotowienie długów. Słabsze gospodarczo państwa poczuły, że mogą więcej pożyczać. Do nadmiernego pożyczania skłaniają też stopy procentowe, które są takie same w całej strefie. Inwestorzy, kupując obligacje jednego państwa, nie boją się, że nie odzyskają pieniędzy, bo zwrot gwarantują inni. I od wprowadzenia euro poziom zadłużenia zaczął szybko rosnąć. Unijne traktaty dopuszczają bankructwo państwa, zakazują za to jego ratowania przez bailouty. Ale gdy zaczął się kryzys, pierwszą rzeczą, którą zrobili przywódcy, było ratowanie państw i ich wierzycieli.
Co należało zrobić inaczej?
Pozwolić Grecji zbankrutować. Wtedy byłaby to sprawa między jej rządem a wierzycielami, czyli bankami. Tymczasem plan ratunkowy zmienił sytuację o tyle, że teraz wierzycielami są de facto europejscy podatnicy. Mamy w Niemczech powiedzenie: „Nie pożyczaj przyjacielowi, bo przestanie być przyjacielem”. Jeśli sąsiad jest w kłopotach, to mu coś daj, ale nie pożyczaj. Tak samo trzeba było zrobić z Grecją. Dać jej pomoc. Niech zrobi z nią, co zechce, ale już poza strefą euro. Grecja miałaby wtedy umorzone długi. Przegranym byliby wierzyciele, a nie dłużnik. Gdy zbankrutowany kraj wychodzi ze strefy euro, odzyskuje konkurencyjność przez dewaluację własnej waluty. Ale Grecja tego nie chciała, bo pozostając w strefie, mogła nadal wymuszać transfery pieniędzy od pozostałych państw.
Dlaczego inne państwa UE chciały, żeby Grecja została?
Dominujący głos mieli inwestorzy, dla których utrzymanie Grecji było gwarancją nieograniczonych programów ratunkowych, gdyby doszło do problemów w kolejnych krajach.
Grecja kiedykolwiek spłaci długi?
Nie ma szans. Co więcej, problem powróci. To tak jak z notorycznym dłużnikiem, który przychodzi do banku w małym miasteczku. Wiadomo, że będzie miał problem ze spłatą pożyczki, ale dyrektor banku – jako że sam przechodzi na emeryturę – dalej mu pożycza. Wie, że klient może nie być w stanie oddać, ale odsuwa problem, będzie się tym zajmował jego następca. Politycy myślą o najbliższych wyborach, więc woleli pożyczyć i odsunąć problem na czas, kiedy to nie oni będą u władzy. Tymczasem on narasta. Ostatnie porozumienie zostało zawarte na trzy lata, z których pół roku już minęło. A Grecji zaraz skończą się pieniądze.
Dlaczego polityka oszczędności w Irlandii zadziałała, a w Grecji nie?
W Grecji nie było polityki oszczędności. Wydatki publiczne stanowią prawie 114 proc. dochodu narodowego netto. Skoro kraj żyje ponad stan, to na pewno nie oszczędza. Udzielanie pomocy pomaga mu przeżyć oszczędności, które narzucił rynek, zatem całe ratowanie sprowadzało się do tego, by Grecy mogli utrzymać dotychczasowy poziom życia. Irlandia wpadła w problemy dwa lata wcześniej, przed upadkiem Lehman Brothers i początkiem światowego kryzysu. Nie było żadnych programów ratunkowych, Irlandia musiała sobie radzić sama, tnąc wynagrodzenia, dzięki czemu odzyskała konkurencyjność.
Co zrobić, by kryzys nie wrócił?
Niby są nowe instytucje, ale skoro raz została złamana zasada zakazu udzielania bailoutów, trudno będzie wrócić do tego zakazu. To samo z paktem stabilności i paktem fiskalnym, które zostały naruszone ze sto razy, ale kary nigdy nie zostały z tego powodu nałożone. Kolejny kryzys to kwestia czasu.