11 lipca 1995 r. Serbowie pod wodzą Ratka Mladicia zabili 8 tys. Muzułmanów
20 lat po dokonanej przez bośniackich Serbów masakrze na Muzułmanach w Srebrenicy zbrodnia wciąż budzi wiele emocji – także na poziomie międzynarodowym. Rosja, najwierniejszy sojusznik Belgradu, zawetowała rocznicową rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ autorstwa Wielkiej Brytanii, ponieważ masakra została w niej określona – podobnie jak w orzeczeniu Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości – mianem zbrodni ludobójstwa. Przedstawiciele Londynu nazwali rosyjskie weto szokującym i wyrażającym brak szacunku dla ofiar zbrodni.
Wciąż nie jest też jasne, czy na uroczystości do Bośni i Hercegowiny, które zaplanowano na sobotę, przyjedzie premier Serbii Aleksandar Vučić. O wizycie nie chce słyszeć m.in. burmistrz Srebrenicy Ćamil Duraković. – Nie możemy pozwolić na poniżanie ofiar ludobójstwa. Dopóki nie przyznają, że to było ludobójstwo, nie może być mowy o szczerości ich przeprosin – mówił Duraković agencji Beta. Dla Vučicia, dawnego nacjonalisty, ograniczenie krytyki jest warunkiem sine qua non przyjazdu do sąsiedniego kraju.
W bośniackich mediach dominuje zaś żal do Zachodu, zwłaszcza holenderskiego kontyngentu sił pokojowych Narodów Zjednoczonych, który nie zareagował na masowe mordy ludności cywilnej. – Holenderski batalion jest współodpowiedzialny za ludobójstwo. Prawdziwa wina, oczywiście poza armią i policją Republiki Serbskiej (w Bośni – red.) i Serbii, spoczywa także na zachodnich mocarstwach, włączając w to Niemcy – mówił dziennikowi „Dnevni avaz” niemiecki obrońca praw człowieka Tilman Zülch. Podobny cytat jest jednym z wielu, jakie można znaleźć w bośniackiej prasie.