Słyszymy zewsząd głosy na temat programu nieistniejącego ugrupowania Pawła Kukiza. Niektórzy publicyści już by chcieli się przyłączyć i piszą dziwne rzeczy, bo nie bardzo wiedzą, na czym polega program „partii” Kukiza.
Zaskakuje, że jednocześnie powtarza się, iż jest to ruch „antysystemowy”, co zresztą nic nie znaczy, a zarazem oczekuje się programu. Jakiego? Czy takiego, żeby było o podatkach, górnictwie, służbie zdrowia, uniwersytetach albo o dopłatach dla rolników? Takiego programu ugrupowanie Kukiza, jeżeli w ogóle powstanie – już z górą miesiąc od pierwszego tryumfu 10 maja i nic nie widać – na pewno nie będzie miało. Więc jaki?
Otóż wybory większościowe były – tu się wszyscy zgadzamy – hasłem organizującym i niekoniecznie mądrym. Jakieś hasło musiało być. Jednak trzy miliony przede wszystkim młodych i nieźle wykształconych ludzi z pewnością nie popiera trójcy Kukiza – Bóg, naród, rodzina. Każdy, kto doszukuje się w tym proteście przeciwko zniechęcającemu stanowi rzeczy elementów racjonalnych, jest w błędzie. Głosującymi na Kukiza rządziły tylko emocje. Czy na emocjach uda się uzyskać dobry wynik w wyborach parlamentarnych? Można mieć wątpliwości.
Ponadto te emocje były niemal wyłącznie negatywne. To jestem w stanie zrozumieć, bo czasem stabilność polityczna robi się nie do zniesienia. Jednak od reakcji negatywnych do rządzenia czy współrządzenia krajem jest długa droga. Poprawa rządzenia wymaga wielu przedsięwzięć, które nie są ani spektakularne, ani nie przyniosą szybko rezultatów. To żmudna praca. Widać to doskonale na przypadku dość szczególnym, czyli reformie uniwersytetów. Na pewno jest niezbędna, ale myli się ten, kto sądzi, że wystarczy dodać pieniędzy. Trzeba zmienić znacznie więcej i gdyby jesienią ten proces się zaczął, to może w 2020 r. byśmy zobaczyli realne konsekwencje. Takie postulaty zupełnie nie nadają się dla tych, którzy mają dość i chcieliby wyraźnej, a może gwałtownej zmiany. Więc co im zostało?
Nic. Nic, poza emocjami. Analogie są zawsze wątpliwe, ale w czasie pierwszych dwóch lat rewolucji francuskiej chodziło o konkretne zmiany prawne, o dopuszczenie do pełnego udziału w życiupublicznym mieszczan i chłopów. Potem jednak, za czasów Robespierre’a, już nikt, łącznie z samym przywódcą, nie wiedział, o co chodzi. Zajęto się więc przede wszystkim ścinaniem głów prawdziwym i domniemanym wrogom.
Emocje ruchu społecznego mogą być pozytywne, ale zawsze łatwiej o negatywne. W przypadku ewentualnego ugrupowania Kukiza nie wiemy nawet, czy to jest już ruch społeczny, bo nie znamy jego członków. Na negacji się daleko nie pojedzie. Najbardziej niebezpieczne i najbardziej zbawienne ruchy społeczne XX w. miały programy. Nie przypadkiem Kukiz przypomina program Solidarności z 1980 r. To był program pozytywny, chociaż całkowicie, jak dzisiaj wiemy, niezborny. Ale minęło 35 lat i trzeba pomyśleć o czymś nowym.
Ponadto trzeba pamiętać, że większość z tych trzech milionów to ludzie wychowani w liberalnym, europejskim świecie. Czy im wystarczy Bóg, naród i rodzina? Czy to jest ich plan życiowy? Nie wierzę. Bardzo trudno jest w takiej sytuacji, jak dzisiejsza w Polsce, wiedzieć, czego się chce. Tym trudniejsze jest to w przypadku ruchów radykalnych, chociaż w zasadzie nie jestem przeciwko nim. Jak jednak być radykałem i posługiwać się rozumem, a przede wszystkim rozsądkiem? Jak zdobyć poparcie dla rozsądku? Zwolennicy prezydenta Komorowskiego przekonali się, że to nie jest proste.
Jeżeli więc Kukizowi uda się jeszcze raz wzbudzić emocje, to tylko negatywne. Jak od tego pójść do parlamentu – zupełnie nie wiadomo. Może zdarzą się rzeczy nie do przewidzenia, ale na razie wstrzymałbym się od spekulowania na temat programu ugrupowania Kukiza, bo takiego programu po prostu nie ma i być nie może.