- Dla dobra posła Wiplera i aby nie odbierać mu resztek godności, nie zdecydowaliśmy się na publikację materiału filmowego z tego zdarzenia, mimo że mamy świadomość, iż – w świetle tego, co próbuje wmówić poseł Wipler opinii publicznej o brutalności policjantów – materiał przeczyłby tym tezom. Braliśmy też pod uwagę, że nagrania pogrążyłby pana Wiplera jako posła i człowieka - pisze w oświadczeniu Komendant Główny Policji.

- W związku z interwencją policyjną, do której doszło 30 października 2013 r. na ul. Mazowieckiej w Warszawie, należy podkreślić, że już po samym zajściu oceniliśmy zachowanie podejmujących interwencję policjantów. Ich działanie miało na celu pokonanie czynnego oporu mężczyzny, który dopuścił się znieważenia i naruszenia nietykalności umundurowanego policjanta, podejmującego chwilę wcześniej czynności służbowe wobec dwóch innych mężczyzn. Policjant ten został zaatakowany przez rosłego, kompletnie pijanego mężczyznę – został popchnięty, a gdy chciał wylegitymować napastnika, ten podjął próbę ucieczki. Obezwładnienie mężczyzny, zatrzymanie go i założenie mu kajdanek napotkało na czynny opór, co było podstawą do użycia środków przymusu bezpośredniego, w tym siły fizycznej i pałki służbowej (art. 11 ustawy o środkach przymusu bezpośredniego) - czytamy w oświadczeniu Komendanta Głównego Policji gen. insp. Marka Działoszyńskiego.

KGP podkreśla, że poseł Wipler nie reagował na polecenia, stawiał "czynny opór" i odpychał policjantkę nogami, dlatego "użyła – do czego ma prawo – pałki służbowej, uderzając mężczyznę po nogach, adekwatnie do zachowania i sytuacji".

- Widząc bezprawne i nieracjonalne zachowanie pijanego, który nie słuchał poleceń policjantów i walczył z nimi na leżąco, do czasu pojawienia się wezwanych na pomoc innych funkcjonariuszy, kilku mężczyzn, którzy obserwowali zdarzenie, podeszło zbulwersowanych zachowaniem pana Wiplera i próbowało udzielić pomocy mundurowym. Czy gdyby wiarygodna była wersja posła Wiplera, postronni ludzie pomagaliby policjantom? W nomenklaturze policyjnej osoby takie określa się mianem „nieśmiertelnych”, ponieważ działają w amoku, mają olbrzymią siłę i walczą ze wszystkimi. Na całym świecie używa się wobec nich paralizatorów, bo nawet broń palna okazuje się nieskuteczna - pisze Działoszyński.

- Dla jego dobra i aby nie odbierać mu resztek godności, nie zdecydowaliśmy się na publikację materiału filmowego z tego zdarzenia, mimo że mamy świadomość, iż – w świetle tego, co próbuje wmówić poseł Wipler opinii publicznej o brutalności policjantów – materiał przeczyłby tym tezom. Braliśmy też pod uwagę, że nagrania pogrążyłby pana Wiplera jako posła i człowieka - dodaje Działoszyński.

Na ujawnionych fragmentach nagrań z incydentu z października ub. roku widać m.in. jak radiowóz na sygnale podjeżdża do dwóch stojących na ulicy przed klubem mężczyzn. Wipler, który siedział na murku i widział całe zajście, podchodzi do radiowozu i zaczyna rozmawiać z policjantami. Nie wiadomo, co mówi, ale kilkanaście sekund później zaczyna się przepychanka. Jeden z mundurowych pryska politykowi w twarz gazem. Następnie z policjantką przewracają posła na ziemię i próbują go skuć. Poseł się wyrywa, wierzga nogami, policjantka bije go pałką.

Śledczy zarzucili Wiplerowi, że popełnił dwa czyny: zmuszał przemocą funkcjonariuszy policji do zaniechania prawnej czynności służbowej, naruszając jednocześnie ich nietykalność cielesną oraz "znieważał dwóch funkcjonariuszy słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe podczas i w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych". Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście.

Poseł Przemysław Wipler chce wyjaśnień od premier Kopacz, ministrów i szefów policji. "Taką wersję przedstawiałem od samego początku" - mówił poseł w radiowej Jedynce. Jak podkreślił, w tej sprawie powinna wypowiedzieć się szefowa rządu, minister spraw wewnętrznych i szefowie Komendy Głównej i Komendy Stołecznej Policji. W jego opinii, powinni wyjaśnić, dlaczego przez rok nie opublikowano nagrań z tamtych zajść. Poseł mówił, że już po trafieniu do szpitala po ubiegłorocznym zajściu napisał na Twitterze, że domaga się ujawnienia monitoringu. Przez rok do tego nie doszło. Kandydat na prezydenta Warszawy mówił, że przez ten rok on sam był "szczuty i upokarzany". Teraz interweniuje przy podobnych kontrowersyjnych sprawach z udziałem straży miejskiej i policji. Jak podkreślał, ci ludzie często nie mają możliwości obronienia się, "są niszczeni", a nikt nie interesuje się ich losem.