Z półek w sklepach z zabawkami kuszą nas kolorowe opakowania. Z coraz większym powodzeniem obok zachodnich gigantów, takich jak Hasbro czy Lego pojawiają się rodzimi producenci: Wader, Trefl, Cobi czy korzystający z rodzimych licencji TissoToys.

Chociaż w świadomości przeciętnego Polaka rodzimy produkt funkcjonuje jako coś odstającego jakością od zagranicznego odpowiednika, to polskie zabawki stanowią prężnie działający biznes – nie tylko w granicach kraju, ale także w eksporcie.

Lego nie ma monopolu na klocki

Tak jest w przypadku produkującej klocki firmy Cobi, która eksportuje około 80 procent swoich produktów. Cobi to fenomen, któremu udało się przełamać monopol Lego. Polski przedsiębiorca zajął się klockami, kiedy wygasły patenty Lego na kształt poszczególnych elementów. Korzystając z tych projektów Polacy zaczęli sprzedawać własne modele, które były kompatybilne z pierwowzorem. Zabawki początkowo uważane za wschodnie podróbki, dzięki pomysłowym projektom i jakości nieustępującej Lego, z czasem znalazły uznanie wśród kupujących, a nawet w skostniałym środowisku kolekcjonerów.

Obecnie katalog Cobi to 500 pozycji, a co roku projektanci opracowują kilkadziesiąt kolejnych. W 2011 roku obroty firmy przekroczyły 70 milionów złotych. Najchętniej kupowana jest kontynuowana od kilkunastu lat linia „Small Army”, w której dostępne są nieobecne u duńskiego producenta realistyczne zestawy militarne. W 2010 roku przy okazji rocznicy Bitwy pod Grunwaldem, Cobi sięgnęło także do historii i przygotowało kolekcję przedstawiającą rycerstwo polsko-litewskie oraz krzyżackie. Z czasem warszawska firma zaczęła kupować zachodnie licencje. Obecnie z fabryki polskiego producenta pochodzą klocki z Scooby-Doo, Ben-10, a także repliki pojazdów Boeinga i Formuły 1. Od niedawna z klocków Cobi można zbudować nawet legendarnego Titanica.

Popularność Cobi za granicą zdobyło nie tylko dzięki licencjom i porządnemu wykonaniu. Zdaniem przedstawicieli firmy na wizerunek zabawek wpływa także pochodzenie komponentów. Klocki odlewane są w Mielcu. Europejskie pochodzenie wyróżnia je na tle zalewających rynek produktów z Azji.

Słowiański Disneyland

„Podróżując po Europie wspólnie za szwagrem zwróciliśmy uwagę, że w wielu krajach są oferowane zabawki, pamiątki pochodzące z danego kraju. I tak w Finlandii wszędzie są obecne Muminki, w Czechach - Krecik, w Niemczech - Pszczółka Maja” – opowiada Marcin Banach, właściciel TissoToys. Opisaną lukę na polskim rynku postanowił uzupełnić samodzielnie, wypuszczając na rynek figurki z bohaterami polskich kreskówek i komiksów – Reksiem, Bolkiem i Lolkiem, czy Kajkiem i Kokoszem. „Produkt na pewno jest sentymentalny, ale też tkwi w nim olbrzymi potencjał komercyjny” – przekonuje Banach i zwraca uwagę, że większość leciwych tytułów, po które sięgnęła jego firma nadal jest emitowanych.

„Dzieci świetnie rozpoznają naszych bohaterów. Ludzie często mylnie myślą, że to już wymarły temat. Chyba dlatego że nie ma tu agresywnego marketingu tak jak w przypadku światowych liderów. Natomiast sprawia nam olbrzymią satysfakcję, kiedy podczas targów podchodzą rodzice z dziećmi i z uśmiechem na twarzy mówią: No wreszcie, to są bajki które wychowują, a nie tylko zabijają czas. Raczej nie osiągniemy poziomu Disneya, ale myślę, że w Polsce jest miejsce na zabawki wywodzące się z polskiej bajki i polskiego komiksu. Obecnie szacuję, że 40 procent naszych odbiorców to osoby dorosłe, które kolekcjonują nasze figurki, ale 60 proc. to klienci, którzy kupują nasze zabawki dla swoich dzieci” – dodaje.

Firma nie zdradza przychodów, ale sentymentalny rynek jest na tyle duży, że wkrótce mają się pojawić kolejne linie zabawek inspirowanych „wieczorynkami” – Misiem Uszatkiem oraz zagranicznymi: Rumcajsem czy Wilkiem i Zającem. W bliskich planach są także zestawy z bohaterami z „Trylogii” Sienkiewicza i postaciami historycznymi.

Również TissoToys świadomie przełamuje stereotypy dotyczące polskich produktów. „Myślę, że etykieta polskiej tandety to przeszłość. Proszą zauważyć, jak jest postrzegany polski fachowiec za granicą - rzetelny, dokładny, pracowity. Podobnie jest z polską produkcją. Szyjemy ubrania wysokiej jakości, produkujemy jachty, które świetnie sprzedają się na świecie, Cobi robi świetne klocki, Wader przejął niemiecką markę” – wymienia Banach i wspomina: „Pod koniec stycznia tego roku byliśmy na największych targach branży zabawkarskiej na świecie w Norymberdze. Zachodni odbiorcy w większości nie znali naszych postaci przedstawianych przez nasze figurki, ale z uznaniem patrzyli na jakość. Poza olbrzymią satysfakcją zaowocowało to kilkoma poważnymi zleceniami produkcji na zamówienie.”

Polska ofensywa trwa

Polscy producenci zabawek to już nie drobnica, ale prężnie działająca branża. W istniejącym od kilkunastu lat Polskim Stowarzyszeniu Branży Zabawek i Artykułów Dziecięcych działa 60 przedsiębiorstw, a nasi zabawkarze są widoczni na najważniejszych targach. Na tegorocznych Spielwarenmesse International Toy Fair w Norymberdze swoje produkty wystawiały 44 polskie firmy. Działająca od 1989 firma Wader-Woźniak funkcjonuje na 30 rynkach, w tym tak egzotycznych jak Australia, Nowa Zelandia i Barbados. Znany producent puzzli Grupa Trefl swoje gry i układanki sprzedaje w 50 krajach. Za granicę trafia prawie połowa produktów firmy, między innymi dzięki atrakcyjnym licencjom.

Zdaniem Marcina Banacha z TissoToys klucz do sukcesu jest jeden: jakość. „Aby zrobić dobry produkt trzeba się do tego przyłożyć, poznać technologię, uczyć się na błędach. Czasami musimy zacisnąć zęby i wyrzucić do kosza to, co robiliśmy przez kilka miesięcy i zacząć od nowa. Kiedyś mieliśmy gotowe matryce do pewnej postaci, ale okazało się, że efekt końcowy nas nie satysfakcjonował. Zrobiliśmy to jeszcze raz. Straciliśmy pół roku i trochę pieniędzy, ale teraz, gdy patrzę na naszą kolekcję i zadowolonych klientów, to wiem, że warto było” – mówi.