O wynikach zaplanowanych na listopad wyborów prezydenckich może zdecydować stopa bezrobocia.
Amerykanie generalnie doceniają swoich gubernatorów za to, jak sobie radzą w walce z koronawirusem. Z opublikowanych we wtorek przez „Washington Post” badań można wywnioskować, że partyjne barwy przywódców stanów nie mają tu nic do rzeczy. Liczy się ich osobowość i umiejętności w reagowaniu na kryzys.
Największy aplauz zbiera republikański gubernator Ohio Mike DeWine. Chwali go 86 proc. mieszkańców stanu. Za nim idą demokraci Andrew Cuomo z Nowego Jorku (81 proc.) i Gavin Newsom z Kalifornii (79 proc.). Swoje władze stanowe popiera średnio 71 proc. Amerykanów. Wyniki prezydenta Donalda Trumpa na tym tle wyglądają słabo. Według opublikowanych 12 maja badań zleconych przez stację CNN, na głowie państwa w sprawie koronawirusa polega 36 proc. obywateli, a 55 proc. mu nie ufa. To źle wróży przed listopadowymi wyborami prezydenckimi.
W sondażach dotyczących bezpośredniego starcia z kandydatem demokratów, byłym wiceprezydentem Joe Bidenem, urzędujący prezydent przegrywa – w badaniu pracowni Monmouth o 9 pkt. proc., a według Emerson College o 6 pkt proc. Najłaskawszy dla Trumpa jest sondaż zlecony przez tygodnik „Economist”, w którym traci on do rywala 4 pkt. proc. Wybory prezydenckie w USA są jednak dwustopniowe. Zdarza się, że prezydentem zostaje polityk, na którego głosowało mniej wyborców; w ten sposób Trump wygrał wybory w 2016 r. Ludzie głosują na elektorów, a ci dopiero wybierają prezydenta, wobec czego kampania toczy się tylko w stanach, gdzie jest realna szansa na zdobycie głosów elektorskich.
I tu walka przeniosła się w całości na terytorium Trumpa. Biden może liczyć na wszystkie stany, w których cztery lata temu wygrała Hillary Clinton, ale i ma szansę odbić urzędującemu prezydentowi Arizonę, Florydę, Karolinę Płn., Michigan, Pensylwanię i Wisconsin (w 2016 r. republikanin zwyciężył w nich niewielką przewagą), a nawet rzucić rękawicę w bastionie prawicy, jakim jest Teksas. Siedem ostatnich sondaży ze Stanu Samotnej Gwiazdy wskazuje na remis. Jeżeli Trump będzie zmuszony przerzucić zasoby finansowe i kadrowe na obronę bezpiecznego dotąd Teksasu, sytuacja będzie dla niego bardzo poważna. Równolegle toczy się też walka o większość w Senacie i tutaj, według badań opinii publicznej, języczek u wagi też jest po stronie demokratów.
Biden tymczasem prowadzi wirtualną kampanię ze swojego domu w Wilmington w stanie Delaware i jak widać po sondażach, wychodzi mu to całkiem nieźle. We wtorek w wywiadzie udzielonym CNN zaatakował prezydenta za sposób, w jaki ten zajmuje się pandemią. – Nie każdy potrzebujący może zrobić test na koronawirusa. Zgoda, testów jest coraz więcej, ale to niepotrzebne samozadowolenie prezydenta jest szkodliwe. Tym bardziej że wiedział on o skali zagrożenia jeszcze w styczniu. Okazał się niekompetentny w tym, jak na nie zareagował – powiedział kandydat demokratów.
Trump natomiast przypuścił atak na przeciwnika serią reklamówek w kluczowych stanach, za których emisję sztab prezydenta zapłacił 10 mln dol. W spotach Biden jest przedstawiany jako słaby lider, który nie potrafi przeciwstawić się Pekinowi w kwestiach wojny celnej. Tymczasem w jednej sprawie w ekipie głowy państwa panuje spór. Szef komitetu wyborczego republikanina Brad Parscale proponował, by zaatakować demokratę doniesieniami, że miał się on dopuszczać molestowania seksualnego. Wykorzystywania tego wątku zabronił sam Trump. Argumentował, że w tej sprawie wierzy Bidenowi. Prezydent uważa, że jego rywal – tak, jak i on sam – zrobił karierę i wiele kobiet chce teraz zdobyć sławę jego kosztem.
Pandemia jest dla Amerykanów nowym doświadczeniem. Jeszcze nie wiemy, jak długoterminowo wpłynie na politykę i wyborcze decyzje. Jednego jednak historia uczy: żaden ubiegający się o reelekcję prezydent nie wygrał, kiedy rosło bezrobocie. W 1992 r. jego stopa wynosiła 7,5 proc. James Carville, doradca kandydata demokratów Billa Clintona, stworzył wówczas nieśmiertelne hasło „Gospodarka, głupcze!”. Clinton w listopadowym głosowaniu zmiażdżył George’a Busha seniora. Tymczasem według szacunków zatrudnionych w Białym Domu ekonomistów, bezrobocie w maju może sięgać nawet 25 proc.
I w ten temat wchodzi Biden. – Donald Trump nic nie rozumie. Mamy kryzys gospodarczy, bo mamy kryzys zdrowia publicznego. A ten drugi mamy, ponieważ prezydent nie zareagował odpowiednio wcześnie – stwierdził we wspomnianym wywiadzie w CNN. Otwarte pozostaje za to pytanie, kto u jego boku powalczy o wiceprezydenturę. Podczas jednej z finałowych debat demokratycznych pretendentów do partyjnej nominacji, gdy na polu walki zostali już tylko Bernie Sanders i Joe Biden, ten ostatni zobowiązał się, że jego kandydatem na to stanowisko zostanie kobieta. Według ostatnich zapewnień sztabu tak właśnie się stanie.
Aktywną kampanię na swoją rzecz uprawia związana z najbardziej lewicowym skrzydłem stronnictwa senatorka Elizabeth Warren, ale obciążają ją dwie sprawy. Po pierwsze, nie przyciąga do partii nowych wyborców. Po drugie, jest bardzo niepopularna w stanie Massachusetts, który reprezentuje w Kongresie. Należy do dziesiątki najgorzej ocenianych członków Senatu. Idealną partnerką wyborczą Bidena byłaby natomiast Gretchen Whitmer, gubernatorka dotkniętego przez COVID-19 stanu Michigan, świetnie oceniana za wyniki w walce z pandemią. Ale, o ironio, dyskwalifikuje ją to, że nie mogłaby teraz porzucić obowiązków w stanie i przenieść aktywności na szlak kampanii.
Dlatego z wypowiedzi ekspertów i sygnałów wysyłanych przez sztab zwycięzcy demokratycznych prawyborów można wyczytać, że kandydatką na wiceprezydenta będzie 55-letnia kalifornijska senatorka Kamala Harris. Plotka głosi, że miała się ona wycofać z wyścigu w listopadzie 2019 r., jeszcze przed rozpoczęciem partyjnych plebiscytów, w ramach umowy z Bidenem. Oczyściła mu pole w zamian za wysokie stanowisko w jego rządzie – wiceprezydenta albo sekretarza sprawiedliwości.
Harris z jednej strony spełnia kryteria parytetowe jako kobieta i przedstawicielka mniejszości etnicznych (jej ojciec pochodził z Jamajki, a matka z Indii), z drugiej jest już na tyle długo w polityce, że jej doświadczenie będzie atutem. Może też przyciągać wyborców centrowych, bo jako prokuratorka generalna Złotego Stanu słynęła ze stanowczości w sprawach karnych. O jej silnej pozycji świadczyć też może to, że ekipa Trumpa już zabrała się za szukanie ewentualnych trupów w jej szafie.