Ministrowie finansów krajów UE po raz drugi w tym tygodniu próbują wypracować kompromis w sprawie pakietu ratunkowego dla europejskich gospodarek, które zostały uderzone przez kryzys wywołany pandemią koronawirusa.

"Intensywne kontakty z innymi ministrami finansów przed ponownym startem eurogroupy dziś wieczór. Zaufanie naszych obywateli zależy od nas. Musimy dojść do porozumienia" - napisał w czwartek na Twitterze szef eurgogrupy Mario Centeno.

Choć formalnie telekonferencja, która miała zacząć się o godz. 17 (przed nadaniem tej depeszy przełożono ją na godz. 18), została zorganizowana dla eurogrupy, to ze względu na wagę tematu spotkanie zostało poszerzone o ministrów finansów państw spoza obszaru wspólnej waluty.

Według nieoficjalnych doniesień Paryż i Berlin starały się wypracować kompromis przed posiedzeniem, dotyczący wsparcia krajów południa Europy, które najmocniej zostały dotknięte pandemią koronawirusa.

Choć Niemcy niechętnie patrzą na postulaty, które najgłośniej wybrzmiewają z Rzymu, dotyczące wypuszczenia euroobligacji na sfinansowanie wydatków, by ratować gospodarki, to największym przeciwnikiem tego pomysłu jest Holandia.

Premier tego kraju Mark Rutte zapewniał na czwartkowej konferencji prasowej, że jego kraj chce pokazać solidarność z południową Europą. "Możliwe, że będziemy mieli dziś porozumienie" - oświadczył, dodając jednak przy tym, że w parlamencie jego kraju zdecydowana większość popiera rządowe podejście w kwestii reakcji na kryzys.

A to przedstawił po nieudanych 16-godznnych rozmowach, które zakończyły się w środę rano minister finansów Holandii Wopke Hoekstra. "Holandia była i jest przeciwko pomysłowi euroobligacji, gdyż sądzimy, że to stworzy więcej problemów, niż rozwiązań dla UE. Musielibyśmy gwarantować długi innych krajów, co jest nieuzasadnione. Większość eurogrupy podziela ten pogląd i nie wspiera euroobligacji" - pisał w środę na Twitterze polityk.

Rozwiązania, nad którymi pracują ministrowie, to pakiet o szacunkowej wartości do 500 mld euro. Składa się on z kilku elementów. Po pierwsze funduszu gwarancyjnego Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI), który miałby wynosić ok. 200 mld euro. Aby wygenerować kredyty o tej wartości, kraje unijne musiałby jednak zwiększyć swoje kwoty gwarancji dla EBI.

Drugi element to inicjatywa SURE, przedstawiona przez Komisję Europejską na rzecz wsparcia miejsc pracy warta ok. 100 mld euro. Ona również opiera się na gwarancjach kredytowych ze strony krajów unijnych o wartości 25 mld euro.

Wreszcie trzeci element to ostrożnościowa warunkowa linia kredytowa z Europejskiego Mechanizmu Stabilności (EMS) o wartości około 240 mld euro, czyli do 2 proc. PKB krajów eurolandu. "Szerokie poparcie" dla tego instrumentu eurogrupa ogłosiła już dwa tygodnie temu, ale nadal nie ma porozumienia, jak ma on dokładnie wyglądać. Dostęp do kredytów z EMS obwarowany jest bowiem koniecznością spełnienia warunków, co nie podoba się państwom południa z Włochami na czele.

Kraje te chciałby, aby EMS, który może bardzo tanio zbierać środki z rynków finansowych, zapewnił ogromne fundusze jakie są potrzebne do ożywiania gospodarek. Holendrzy wspierani przez inne kraje północy do tej pory godzili się na bezwarunkową pomoc z EMS ale tylko na wydatki zdrowotne. Z kolei większe środki na wsparcie dla gospodarek miałby być zależne od reform makroekonomicznych.

Kraje spoza obszaru wspólnej waluty, w tym Polska, miałyby dostęp tylko do pierwszych dwóch narzędzi wsparcia. EMS został utworzony jako fundusz ratunkowy przez i dla krajów strefy euro w reakcji na kryzys zadłużeniowy, który swoje apogeum osiągnął w 2012 r.

Należący do nastawionych jastrzębio austriacki minister finansów Gernot Bluemel zapowiedział w czwartek, że jego kraj jest gotowy do kompromisu w sprawie odpowiedzi na kryzys wywołany pandemią, ale wspólna emisja euroobligacji nie wchodzi w grę.