Nic nie wskazuje, aby partię, której przeciwnicy zarzucają ideową nijakość, czekał twardy reset.
Być może już w ten weekend dowiemy się, kto przejmie stery w partii po Grzegorzu Schetynie. Ale to, czy projekt „Platforma Obywatelska” ma jeszcze rację bytu, w rzeczywistości rozstrzygnie się dopiero w maju. Losy całej formacji są bowiem w rękach kandydującej na urząd prezydenta RP Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, a nie nowego lidera PO.
Pierwszą – i być może jedyną – turę wyborów wewnętrznych w Platformie zaplanowano na tę sobotę. Stawce przewodzi dwóch kandydatów: Borys Budka i Tomasz Siemoniak. Po drodze z wyścigu wycofali się Bartosz Arłukowicz i Joanna Mucha (oboje poparli Budkę). Na placu boju zostali jeszcze Bartłomiej Sienkiewicz i Bogdan Zdrojewski.
Platforma liczy ok. 30 tys. działaczy, ale nie wiadomo, czy w wewnętrznych wyborach weźmie udział choćby połowa z nich – zwłaszcza że nie przewidziano głosowania drogą elektroniczną. W ostatnich tygodniach kierownictwo partii mobilizowało członków do opłacenia zaległych składek partyjnych, z kolei kandydaci objeżdżali kraj, odwiedzali struktury terenowe PO i uczestniczyli w debatach.

Deficyt charyzmy

Czy potencjalni zastępcy Schetyny zwiastują lepsze czasy dla Platformy? Eksperci mają wątpliwości. – Ja na dziś nie dostrzegam w tym zestawie charyzmatycznych postaci. Siemoniak zdaje się kandydatem gabinetowym, z kolei Budka, który ma największe szanse na zwycięstwo, jest raczej silny słabością swoich konkurentów, a nie siłą swojej charyzmy – uważa dr Sergiusz Trzeciak, ekspert ds. komunikacji strategicznej.
Podobnie ocenia sprawę prof. Antoni Dudek, politolog z UKSW. – PO pod rządami Tuska stała się partią władzy. Problem dla takiej formacji zaczyna się wtedy, gdy władzę traci, co nastąpiło w 2015 r. Z Platformy odeszło wtedy wielu ludzi. Jak wielu – dowiemy się, gdy poznamy informacje o tym, ile osób wzięło udział w wyborach szefa. Dla partii władzy kluczowa jest obecność w Sejmie. PO ma ponad 100 posłów, każdy z nich dysponuje biurem, więc Platforma i tak jest w sytuacji lepszej niż np. SLD. Szkielet jest, pytanie, czy jest w stanie stać się ciałem. To będzie wymagało charyzmatycznego lidera, a jestem sceptyczny co do tego, czy może być nim Borys Budka lub Tomasz Siemoniak – mówi prof. Dudek.
Kandydaci i dotychczasowy przebieg kampanii nie budzą szczególnego entuzjazmu nawet u niektórych działaczy. – PiS wyhodował sobie rzeszę młodych wilków, widać tam wymianę pokoleniową. A u nas? Siemoniak jest raptem cztery lata młodszy od Schetyny. Budka też już zdążył się opatrzyć wyborcom – twierdzi nasz rozmówca z PO.
Jak wynika z informacji DGP, w PO pojawił się pomysł pokoleniowego resetu: wycofania się głównych kandydatów i wystawienia polityka młodego pokolenia – 30-latka z poparciem Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Jednak ostatecznie faworyci nie wyrazili zgody na takie rozwiązanie. – To byłoby ryzyko, choć wygrana któregoś z obecnych kandydatów to także ryzyko. Tak się kończy długoletnia polityka wycinania osobowości – mówi polityk PO.
Faworytem wyścigu pozostaje Borys Budka. Jego stronnicy liczą nawet na wygraną w pierwszej turze. Budka jest postrzegany jako kandydat zmiany, Siemoniak – partyjnej ewolucji. Ale ta druga opcja też może liczyć na spore grono zwolenników. – To Budka był ministrem sprawiedliwości w 2015 r., gdy zmieniliśmy ustawę o Trybunale Konstytucyjnym, co potem dało PiS alibi do rozprawy z TK – zauważa jeden ze zwolenników Siemoniaka. Sojusznicy Budki z kolei wypominają Siemoniakowi, że został namaszczony przez dotychczasowego szefa partii. – Do tego cztery lata temu wycofał się z wyborów w PO i zostawił Schetynę samego na placu boju, dając mu tym samym wygraną – zauważa jeden z nich.
Budka zdobył poparcie sporej części polityków PO z Mazowsza – m.in. Marcina Kierwińskiego i Jan Grabca. W Wielkopolsce stoją za nim Waldy Dzikowski i Jarosław Urbaniak. Cenne są także głosy byłych kontrkandydatów – Bartosza Arłukowicza czy Joanny Muchy. Z kolei Tomasz Siemoniak może liczyć m.in. na poparcie przewodniczącego Platformy na Mazowszu Andrzeja Halickiego czy byłego szefa klubu parlamentarnego PO-KO Sławomira Neumanna.
W ostatnich dniach mieliśmy okazję dłużej porozmawiać zarówno z Borysem Budką, jak i Tomaszem Siemoniakiem. Ich wypowiedzi nie wskazują, aby formację, której polityczni konkurenci zarzucają ideologiczną nijakość, czekał twardy reset. – Wierzę w silną partię racjonalnego centrum. Nie możemy ciągle ścigać się z lewicą i prawicą na populizm, bo wprowadzenie ich radykalnych propozycji może powodować destabilizację – powiedział nam Budka. Podobnie wybrzmiewają recepty proponowane przez Tomasza Siemoniaka. – Platformę widzę jako szerokie centrum, ze skrzydłem konserwatywnym i liberalnym, z miejscem także dla ludzi o wrażliwości lewicowej – stwierdził w rozmowie z DGP.

Mityczna energia

Czy to właściwy kierunek? – Sukcesy Donalda Tuska polegały na prowadzeniu polityki umiarkowanej, unikania trudnych reform. Z czasem wszyscy się do tego przyzwyczaili. Teraz jest jednak moda na radykalizm i gwałtowne zmiany. Moim zdaniem widać już początek pewnego znużenia PiS-owską rewolucją. Pytanie, czy to wywoła zapotrzebowanie na coś antyrewolucyjnego – co byłoby szansą dla PO – czy raczej zyska na tym lewica. Zwolennicy PiS mogą też pójść w kierunku jeszcze bardziej radykalnej prawicy, choć dziś to najmniej prawdopodobne – ocenia prof. Dudek. Jego zdaniem Platforma ma jeszcze szansę wygrać wybory parlamentarne w 2023 r. – nie dlatego, że wymyśli coś na miarę 500 plus, lecz z powodu zmęczenia rządami PiS i kolejnymi trupami znajdowanymi w szafie. – W Polsce często głosuje się nie za czymś, lecz przeciwko czemuś, dlatego taki scenariusz jest możliwy. PiS w 2015 r. wygrał tylko dlatego, że pokazał 500 plus, lecz może przede wszystkim z powodu zniechęcenia wyborców Ewą Kopacz i całą Platformą – wskazuje ekspert.
Zdaniem prof. Jarosława Flisa, socjologa polityki z UJ, ideologiczne przechylenie się – w którąkolwiek stronę – to dla PO spore ryzyko. – W kampaniach są tematy dzielące, czyli te ideowe, i powszechne, które dotyczą sprawności działania. Pokonanie PiS wymaga połączenia różnych grup wyborców. Spoiwem nie mogą być idee, bo one ludzi różnią, lecz właśnie sprawność działania. Jeśli chodzi o kontakt z aktywistami, to według wielu medialnych relacji PO została daleko w tyle za PiS – przekonuje socjolog. I dodaje, że ludowcy też zdają sobie sprawę z tego, jak ważne są struktury na dole. – Ostatnio Władysław Kosiniak-Kamysz zrobił coś, czego żadna partia wcześniej nie zrobiła. Po wyborach zaprosił do Sejmu wszystkich przegranych kandydatów z list Koalicji Polskiej. Każdemu osobiście podziękował – opowiada prof. Flis.
Czy nowe otwarcie – niewykluczone, że połączone nawet ze zmianą partyjnego szyldu – dałoby Platformie „nową energię”, o której tak często mówią kandydaci na szefa partii? – Gdyby to ode mnie zależało, radziłbym zorganizować kongres zjednoczeniowy z Nowoczesną i wykorzystać go jako pretekst do zmiany nazwy. Byłoby to trudne, bo wiąże się z przyznaniem do porażki. PO jest jednak zużyta, a PiS skutecznie zohydził nazwę „Platforma Obywatelska” wielu wyborcom – mówi prof. Dudek.
– Próby budowy nowego brandu już były, czego przykładem jest Nowoczesna. I wiemy, jak się to skończyło – twierdzi dr Sergiusz Trzeciak. Przypomina, że siłą PO są struktury i pieniądze. – Istnieje potrzeba gruntowniejszych zmian, ale nie wierzę, by jakikolwiek establishment partyjny sam dał się wyeliminować z polityki – zastrzega. Co – jego zdaniem – nie oznacza, że nowe otwarcie jest wykluczone. – Warunek jest taki, że zmiana będzie zasadnicza, a nie pudrowana. PO musi pokazać wyborcom, że chce wygrywać. Przez jakiś czas brakowało woli walki i można było odnieść wrażenie, że Schetynie wygodniej jest być liderem opozycji niż faktycznie sprawować władzę. Ludzie to widzą, dlatego zaczęli się odwracać od rozmywającej się PO i iść w kierunku lewicy – diagnozuje dr Trzeciak.

Prezydent albo nic

To, że kampania wewnętrzna w PO nie budzi wielkich emocji, widzą także sami członkowie partii. Powodem może być poczucie, że przyszłość Platformy nie leży dziś w rękach jej przyszłego lidera, lecz Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Jeśli zostanie prezydentem, to nie tylko Platforma złapie wiatr w żagle, lecz cała opozycja. W tym politycy PiS i ich polityczni przeciwnicy są zgodni, że zwycięstwo kandydatki PO może oznaczać w ciągu kilku miesięcy przyspieszone wybory i koniec rządu PiS. A jej porażka? – To scenariusz rozkładu PO – błyskawicznego, gdyby przegrała w pierwszej turze, i wolniejszego, gdyby znalazła się w drugiej. Ale i tak PO będzie w tarapatach – zauważa polityk opozycji. PO także ma świadomość zagrożenia. – Przegrana Kidawy będzie dla nas niebezpieczna. Partie wyborców o umiarkowanych poglądach nie są popularne ani u nas, ani w całej Europie. Nasi radykalni konkurenci mogą więc liczyć na pozyskanie naszego elektoratu – zaznacza polityk PO.
Magazyn DGP z 24 stycznia 2020 r. / Dziennik Gazeta Prawna
Podobnie konsekwencje oceniają eksperci. – Jeśli kandydatka PO zajmie co najmniej drugie miejsce w majowych wyborach, dla projektu „Platforma Obywatelska” miejsce jeszcze będzie, choć raczej w opozycji jako jej główna siła. Jeśli spadnie na pozycję trzecią lub niższą, szefowi będzie trudno utrzymać partię jako lidera opozycji. PO raczej nie zniknie, bo ma ponad 100 posłów, ale czekałby ją straszliwy cios – uważa prof. Dudek.
W rozmowach z politykami PO słychać, że zmiany w partii są nieuniknione. Przegrana Kidawy-Błońskiej może zapoczątkować budowę nowego politycznego projektu na gruzach PO przy wykorzystaniu jej struktur i pieniędzy. Z kolei wygrana – zainicjowanie tworzenia szerokiego bloku politycznego. Borys Budka w wywiadzie z DGP mówił o możliwości aliansu z PSL, podając jako wzór niemieckie CDU-CSU. Choć ludowcy wcale nie palą się do takich pomysłów.