Choć prezydent Stanów Zjednoczonych krytykuje członkostwo tego kraju w Organizacji Sojuszu Północnoatlantyckiego, poparcie Amerykanów dla NATO należy do najwyższych w historii.
Żadne inne państwo nie wydaje na obronność tyle co USA. W 2018 r. Stany Zjednoczone przeznaczyły na budżet obronny 3,2 proc. PKB albo 649 mld dol. Prezydentura Donalda Trumpa upływa pod znakiem zwiększania wydatków Pentagonu. Jednocześnie od czasu objęcia przez niego urzędu przesunięciu uległy priorytety w dziedzinie obronności. Strategia polityki zagranicznej i bezpieczeństwa obecnego prezydenta opiera się na zasadzie „America first” (po pierwsze Ameryka), która większe znaczenie przypisuje kwestiom takim jak imigracja i handel.
Oznacza to również, że strategia Trumpa w mniejszym stopniu uwzględnia zagrożenia zewnętrzne, zwłaszcza dotyczące sojuszników takich jak Polska i inne kraje wschodniej flanki NATO. Potwierdza to decyzja Pentagonu o przesunięciu 771 mln dol., pierwotnie przeznaczonych na inwestycje w zdolności odstraszania NATO, szczególnie na wschodniej flance Sojuszu i w Polsce, na dofinansowanie budowy muru wzdłuż południowej granicy USA.
Niektórzy urzędnicy administracji Trumpa wciąż zapewniają sojuszników o swoim wsparciu. Tym niemniej pozostaje oczywiste, że sam prezydent jest sceptyczny wobec współpracy wielostronnej w ramach NATO. Rzadko mówi cokolwiek pozytywnego o Sojuszu, nazywał go „przestarzałym”. Według niektórych źródeł Trump w prywatnej rozmowie miał wyrazić opinię, że USA powinny opuścić Sojusz.

Rosnące poparcie dla NATO

Trump nie jest zbyt popularny. Jego poparcie utrzymuje się na poziomie ok. 40 proc., choć należy przyznać, że bazowy elektorat Trumpa jest bardzo silny i całkowicie aprobuje jego politykę zagraniczną. Po trzech latach prezydentury należałoby zatem zadać pytanie, co Amerykanie sądzą o członkostwie w NATO. Szukałem odpowiedzi na to pytanie w Chicago i Saint Louis. To dwa miasta w centralnej części Stanów, leżące z dala od waszyngtońskiej bańki. Miałem zamiar wybadać podejście Amerykanów do NATO. Chciałem się dowiedzieć, czy ich zdaniem współpraca na rzecz bezpieczeństwa w organizacji wielostronnej służy amerykańskim interesom.
– W Missouri NATO nie należy do najistotniejszych tematów – oświadczył mi w St. Louis Jack Grone, lokalny dziennikarz. – Kiedy prezydent wspomina NATO, to zwykle w formie przygany wobec europejskich sojuszników, którzy nie wydają wystarczająco dużo na obronność. To część polityki i mentalności spod znaku „America first” – dodał. Trump porusza ten temat nie tylko podczas wieców, lecz także w rozmowach z sojusznikami. Media doniosły, że w 2018 r. Trump napisał list do kanclerz Niemiec Angeli Merkel, w którym oświadczył, że „w Stanach Zjednoczonych rośnie zniecierpliwienie wobec niektórych sojuszników, którzy mimo obietnic nie spełniają zobowiązań”.
W Illinois odwiedziłem z kolei Chicago Council on Global Affairs, niezależny think-tank zajmujący się badaniem opinii publicznej na tematy związane ze sprawami zagranicznymi. CCGA prowadzi badania od 1974 r. Według ostatniego raportu, wydanego 9 września, 78 proc. Amerykanów sądzi, że USA powinny utrzymać bądź zwiększyć zaangażowanie w NATO. To jeden z najwyższych poziomów poparcia w 45-letniej historii tych badań.
We wnioskach autorzy wskazali, że mimo ataków prezydenta na NATO i niektórych sojuszników przeciętny Amerykanin zdecydowanie popiera aktywną polityką zagraniczną. „Ze wszystkich wniosków najbardziej uderza ten, że Amerykanie nieprzerwanie popierają taką politykę, która zakłada dzielenie się przywództwem, silne sojusze, wolny handel i selektywne użycie sił zbrojnych w celu obrony USA i ich sojuszników” – czytamy.

Koniec „America first”?

Czy to znaczy, że polityka „America first” została odrzucona? – Powodem takiej sytuacji może być fakt, że coś, co przez długi czas zdawało się oczywiste, nagle zostało zakwestionowane. I w ten sposób jedynie zyskało na wartości. To jak z powietrzem. Nie masz pojęcia, ile znaczy, dopóki go nie zabraknie – twierdzi Ivo Daalder, dyrektor CCGA, były ambasador USA przy NATO.
W bardziej szczegółowym ujęciu widać jednak, że poparcie dla NATO ma silny komponent polityczny. Gdyby podzielić respondentów według klucza partyjnego, można zauważyć znaczące różnice. 86 proc. zwolenników Partii Demokratycznej jest przekonanych, że NATO stanowi kluczowy element polityki bezpieczeństwa i obrony USA. Wśród głosujących na republikanów NATO popiera 62 proc. Wyborcy niezależni wspierają Sojusz w 68 proc.
Jeszcze ciekawszy jest fakt, że podziały partyjne przekładają się bezpośrednio na stosunek do art. 5 Traktatu północnoatlantyckiego, który stanowi, że atak na jednego z członków NATO jest atakiem na cały Sojusz. – Z naszych badań wynika, że respondenci określający się jako liberalni demokraci chętniej przyznają, że Stany Zjednoczone powinny pospieszyć na pomoc naszym bałtyckim sojusznikom, gdyby ci zostali zaatakowani przez Rosję – mówi mi Dina Smeltz, szefowa działu badań w CCGA.

Kwestia wyborcza?

Osobne pytanie, czy Amerykanie rozumieją mechanizmy kierujące NATO. – Ludzie myślą, że NATO oznacza sojuszników, że to nasi przyjaciele i że współpracujemy z nimi, kiedy dochodzi do konfliktu zbrojnego – zaznacza Daalder. Z badań Chicago Council nie wynika jednak, czy Amerykanie rzeczywiście wiedzą, czym NATO jest i jak działa. Profesor Ellen Carnaghan, szefowa departamentu nauk politycznych na Saint Louis University, twierdzi, że wiedza na ten temat nie jest zbyt rozpowszechniona, zwłaszcza poza Waszyngtonem.
– Zwykli Amerykanie mają niewielkie pojęcie, czym jest Sojusz i dlaczego USA są gotowe do odgrywania w nim dominującej roli – mówi. Tymczasem kampania przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi w USA przyspiesza. Prawyborcze debaty właśnie wystartowały u demokratów. Obecnie w sondażach prowadzi były wiceprezydent Joe Biden i dziś to on ma największe szanse na zmierzenie się z Trumpem w 2020 r. Prawyborcze głosowania ruszą nie wcześniej niż w lutym. Pierwsze zagłosują stany Iowa i New Hampshire.
Czy polityka zagraniczna, łącznie ze współpracą wielostronną w ramach struktur takich jak NATO, odegra istotną rolę w prawyborach i później, podczas właściwej kampanii? – Kluczowe pytanie brzmi, kto jest na tyle zdolny, by zjednoczyć demokratów i pokonać Trumpa – mówi Daalder. – Polityka zagraniczna może wpłynąć na nominację kandydata demokratów na prezydenta. To z kolei może się okazać korzystne dla Joego Bidena, bo akurat w sprawach zagranicznych jest bardziej doświadczony od pozostałych – dodaje.
Jest wciąż za wcześnie, by wskazać pretendenta zdolnego rzucić wyzwanie Trumpowi, a także określić jego szanse na zwycięstwo w wyborach w listopadzie 2020 r. Można być za to pewnym, że jeśli zwycięży Trump, NATO czekają nowe wyzwania.
Artykuł powstał dzięki współpracy z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie w ramach programu stypendialnego Transatlantic Media Fellowships. Zawarte w nim poglądy i konkluzje nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.