Jutro mają się rozpocząć grecko-tureckie rozmowy o przyszłości wyspy.
W piątek prezydent Cypru Nikos Anastasiadis spotka się z liderem społeczności tureckiej na wyspie Mustafą Akıncım. Politycy będą rozmawiać o warunkach, na jakich możliwy jest powrót do negocjacji w sprawie rozwiązania problemu cypryjskiego. Ostatnia inicjatywa w tej sprawie w 2017 r. – w szwajcarskiej Crans-Montanie – zakończyła się porażką. W piątek ma zostać poruszony temat podmorskich zasobów gazu i ropy znajdujących się wokół wyspy.
Problem cypryjski, czyli podział wyspy na część grecką i turecką, ciągnie się od ponad 40 lat. W 1974 r. tureckie wojska wkroczyły na wyspę. Była to odpowiedź na pucz przeprowadzony przez nacjonalistycznych greckich Cypryjczyków inspirowanych przez juntę w Atenach. Po tym przewrocie Ankara obawiała się o losy tureckiej mniejszości, która już od lat 60. nie była najlepiej traktowana przez grecką większość. Czy inwazja była zgodna z prawem? Ten temat wciąż budzi kontrowersje. Faktem jest, że od 1974 r. Turcy okupują prawie 40 proc. terytorium wyspy (słowo „okupacja” pojawia się w rezolucjach oenzetowskiej Rady Bezpieczeństwa) i trzymają tam według różnych szacunków od ok. 15 do 40 tys. żołnierzy.
W 1983 r. w północnej części powstała tzw. TRNC – Turecka Republika Cypru Północnego. Uzależnionego od Ankary „państwa” świat nie uznaje. Sama Nikozja tureckich Cypryjczyków traktuje jako swoich obywateli, którzy mieszkają na niekontrolowanych przez nią terenach (w przeciwieństwie do „osadników”, przyjezdnych z Turcji, którzy są już większością po północnej stronie wyspy). Rozmowy pokojowe nie toczą się więc między przywódcami państw a liderami greckich i tureckich Cypryjczyków – społecznościami przewidzianymi w konstytucji powstałego w 1960 r. państwa.
Niektórzy optymistycznie zakładali, że odkrycie zasobów węglowodorów wokół wyspy może doprowadzić do rozwiązania problemu. Dotychczas kwestia ta raczej dzieli. Mustafa Akıncı zaproponował niedawno, by stworzyć wspólny komitet, który zająłby się tematyką złóż. Greckie południe pomysł odrzuciło.
Obecnie u wybrzeży Cypru pracują dwa tureckie statki wiertnicze. Pierwszy, „Fatih”, wierci na zachód od wyspy. Ankara twierdzi, że ma do tego prawo, bo to wody nad jej szelfem kontynentalnym. Konwencja genewska o szelfie kontynentalnym zakłada, że znajduje się on aż do punktu, gdzie głębokość pozwala na eksploatację naturalnych zasobów. To niejasna definicja, którą precyzuje Konwencja o prawie morza, przyjmując koncepcję 200-milowych wyłącznych stref ekonomicznych. Problem w tym, że Ankara tej konwencji nigdy nie podpisała.
„Yavuz”, drugi turecki statek, zaczął wiercić na wodach, do których złóż według Ankary oprócz greckich mają też prawa tureccy Cypryjczycy. Tłumaczy to tym, że są oni jedną ze społeczności, która zakładała Republikę Cypryjską.
– Turcja odpowiada na politykę prowadzoną od kilku lat w kwestii węglowodorów przez państwa regionu – mówi DGP prof. Ahmet Sözen z Uniwersytetu Wschodniośródziemnomorskiego. – Egipt, Grecja, Izrael i Republika Cypryjska greckich Cypryjczyków zawierają między sobą umowy i izolują Turcję. Ankara jest osamotniona. Dlatego stosuje dyplomację kanonierek, używa siły, wysyła statki wiertnicze i badawcze. Czasem marynarkę – dodaje naukowiec z uczelni, która znajduje się w Famaguście, mieście po okupowanej stronie wyspy. – Nie jest nawet jasne, czy odkryte złoża opłaca się w ogóle wydobywać. Turcji chodzi przede wszystkim o to, by pokazać, że ma swoje prawa w regionie – podsumowuje prof. Sözen.
Nikozja z poglądami Ankary oraz administracji z okupowanej północy się nie zgadza. Uważa ona tureckie wiercenia za nielegalne. Podejście to popiera Unia Europejska. Bruksela w związku z wierceniami nałożyła na Ankarę sankcje (m.in. zamroziła przyszłoroczną wypłatę prawie 150 mln euro środków przedakcesyjnych). „Głębokie zaniepokojenie” wyraził również amerykański Departament Stanu.
Relacje Turków z Amerykanami są ostatnio szczególnie złe. Ankarę i Waszyngton podzieliło między innymi zbliżenie Recepa Tayyipa Erdoğana z Władimirem Putinem. Turcy kupili od Moskwy system obrony powietrznej S-400. W reakcji na to Amerykanie postanowili wyłączyć Ankarę z programu F-35, bo obawiali się, że rosyjski sprzęt nauczy się wykrywać i śledzić ich supernowoczesne myśliwce.
W obliczu działań Turcji Nikozja stara się szukać sojuszników w innych państwach regionu. Wczoraj w Atenach odbył się East Med, szczyt energetyczny w formacie 3+1 (Grecja, Izrael, Cypr plus Stany Zjednoczone), którego celem jest pogłębienie relacji między tymi trzema krajami i Waszyngtonem.
– Ostatnim krokiem Nikozji było zwiększenie zaangażowania francuskiej firmy Total w prace w cypryjskiej wyłącznej strefie ekonomicznej. Republika ma nadzieję, że dodatkowo ochroni w ten sposób swój program energetyczny przed wyzwaniami i groźbami stawianymi przez Turcję – tłumaczy DGP dr Zenonas Tziarras z ośrodka analitycznego PRIO Cyprus Center.
Odwierty, jakie Ankara robi na dnie morza, Bruksela uznała za nielegalne