Do 18 proc. więcej zapłacimy za wycieczkę w opcji last minute w porównaniu z zeszłym rokiem. Najbardziej podrożały Grecja i Turcja.
Średnia cena za 7-dniowy pobyt w hotelu trzygwiazdkowym na Cyprze w wersji all inclusive w pierwszym tygodniu sierpnia to 4126 zł za osobę. Rok temu było to 3500 zł. Na Rodos za ten sam standard trzeba zapłacić niemal 3000 zł. W lipcu 2018 r. było to 2530 zł. Tydzień w Turcji to 2500 zł wobec 2270 zł rok wcześniej – wylicza Jacek Dąbrowski z Instytutu Badań Rynku Turystycznego TravelData, który na prośbę DGP opracował takie zestawienie.
Biura tłumaczą zmianę cen wysokim kursem dolara, w którym opłacane jest paliwo lotnicze i duża część hoteli. Ale to też efekt dopasowania podaży do popytu. W zeszłym roku branża przeszacowała programy na lato i w szczycie sezonu wycieczki były oferowane poniżej opłacalności, co przełożyło się na wyniki finansowe touroperatorów. Jak wynika z danych TravelData, zysk netto Rainbow spadł z 36 mln do 7,5 mln zł, Exim Tours miał 4,75 mln straty wobec 860 tys. zł zysku rok wcześniej, a w przypadku Neckermanna strata pogłębiła się z 1 mln do 12 mln zł.
– W tym roku duża część firm uznała, że lepiej sprzedać mniej, ale z zyskiem – mówi Piotr Henicz, wiceprezes Itaki. W ubiegłym roku o tej porze miał na sierpień ponad 70 tys. ofert, dziś jest ich nieco ponad 50 tys. Pojedyncze oferty na lipiec i ograniczoną ich liczbę na sierpień sygnalizuje też Maciej Nykiel, prezes Neckermann Polska. – Na lipiec mamy wycieczki z wylotem np. z Poznania i powrotem do np. Katowic albo trwające przynajmniej dwa–trzy tygodnie, gdyż np. nie ma miejsca w samolocie powrotnym. Nieco większy wybór jest w sierpniu, a całkiem niezła jeszcze dostępność we wrześniu – mówi. I potwierdza, że na małą ofertę last minute i wysokie ceny miało wpływ skrojenie programów pod potrzeby rynku. – Nikt nie chciał doprowadzić do sytuacji, z jaką borykała się branża w ubiegłorocznym sezonie, gdy niczym nadzwyczajnym były tygodniowe wycieczki za 699–799 zł w opcji ze śniadaniem – dodaje. – Mniejsza oferta w tym roku jest też konsekwencją upadłości Small Planet, jednej z większych linii czarterowych na polskim rynku. Nie udało się w 100 proc. zagospodarować zostawionego po niej wolnego miejsca.
– Uważam, że brakuje przynajmniej jednego samolotu w stosunku do tego, co miały do dyspozycji biura, gdy linie działały – tłumaczy Marcin Dymnicki, prezes zarządu TUI Poland. On wycieczki last minute sprzedaje po ok. 10 proc. drożej niż przed rokiem. Jeśli chodzi o kierunki, najtrudniej znaleźć wyjazd do Grecji, Hiszpanii i Turcji. Pokoje w obiektach, które cieszą się dużą popularnością i mają dobre opinie wśród turystów, wyprzedano. Zostały te mniej oblegane. – Najwięcej mamy ich w Albanii, Bułgarii i Turcji – mówi Piotr Henicz.
W Neckermannie najgorzej jest z dostępnością hoteli w Bułgarii. Ale to nie znaczy, że klienci nie mają szansy tam wyjechać. – Jako alternatywę proponujemy wyjazdy do Bułgarii z dojazdem własnym. Cieszą się w tym roku dużym zainteresowaniem, szczególnie wśród mieszkańców południa Polski, skąd można się dostać na miejsce w jeden dzień. Jesteśmy też w stanie zorganizować przelot liniami tanimi lub rejsowymi – komentuje Maciej Nykiel.
Zdaniem ekspertów tanie last minute, czyli po kosztach organizatora, raczej mamy już za sobą. Biura zapowiadają, że także na przyszły rok zamierzają budować ofertę z większą rozwagą. Może poza TUI, które będzie chciało obronić pozycję lidera turystyki w Polsce. Firma już poinformowała, że planuje znacznie rozszerzyć program w porównaniu do tego roku, kiedy zamierza obsłużyć 950 tys. klientów.