Ugrupowanie zamierza powalczyć o ludzi, którzy głosowali na nie jesienią 2018 r., ale nie poszli do urn w maju.
Punkt odniesienia dla największej partii opozycyjnej jest jasny. Jak podkreśla szef klubu PO Sławomir Neumann, Koalicja Europejska wzięła w tych wyborach o 1,8 mln głosów mniej niż tworzące ją ugrupowania w jesiennych wyborach sejmikowych. Nadrabianie strat do PiS będzie polegało przede wszystkim na przekonywaniu tych sympatyków, którzy w maju zostali w domu. – Trzeba iść tam, gdzie jest elektorat. Kampania musi polegać na mobilizacji naszych 7 mln wyborców, którzy głosowali jesienią – podkreśla Jan Grabiec z PO.
Jak podliczają politycy Platformy, na Pomorzu Koalicja Europejska straciła 100 tys. głosów w porównaniu z wynikiem tworzących ją ugrupowań w jesiennych wyborach samorządowych. Na Pomorzu Zachodnim z 525 tys. głosów jesienią zostało 420 tys. w maju. W kolejnym regionie uchodzącym za twierdzę PO, czyli w Wielkopolsce, na KE zagłosowało w maju 518 tys. wyborców, gdy jesienią na partie tworzące Koalicję oddało głos 742 tys. osób.
Dlatego – podobnie jak PiS – PO ma analizować sytuację na szczeblach powiatu, by wskazać możliwości mobilizacji elektoratu. Szef PO Grzegorz Schetyna ruszył w objazd po kraju i prowadzi rozmowy z samorządowcami, by zasilili koalicję. Z kolei posłowie PO mają przykazane organizować spotkania w swoich okręgach i aktywizować wyborców. – Tylko kampania bezpośrednia jest kampanią skuteczną. Billboardy odgrywają drugorzędną rolę. Trzeba walczyć zwłaszcza tam, gdzie nasze poparcie nie było duże. Ja przyjąłem taką technikę – mówi Bartosz Arłukowicz, który zdobył właśnie mandat europosła.
Przełożeniem wyników analiz na konkretne działania ma się zająć trzyosobowy sztab wyborczy. Posłów do niego – Krzysztofa Brejzę i Adama Szłapka oraz prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego wytypował przewodniczący PO. Sztab już zaczął pracę, choć dopiero w tym tygodniu zostanie oficjalnie zatwierdzony przez zarząd partii. Na razie strategia kampanijna zakłada stworzenie maksymalnie szerokiego bloku opozycyjnego. Wynik Platformy jesienią będzie porównywany do rezultatu eurowyborów. Stąd dążenie do odbudowy KE lub nawet jej poszerzenia o Wiosnę.
Najważniejszy będzie czerwiec i początek lipca. Decyzję, czy pójść do wyborów w koalicji z PO, ma podjąć SLD – zielone światło wydaje się prawdopodobne. Największa niewiadoma to PSL. Ludowcy na poważnie rozważają samodzielny start w wyborach, choć optymalny dla nich układ to koalicja z PO bez lewicy. Politycy PSL boją się, że jeśli pójdą z lewicą, to odwróci się od nich konserwatywny elektorat. Jedna z powyborczych analiz zmian w poparciu partii od 2015 r., z której korzystało Centrum Analiz Strategicznych przy premierze, wskazywała, że najważniejszym czynnikiem zmiany postaw był konserwatyzm danego powiatu. W efekcie jedna z konkluzji analizy głosi, że „na obecności w koalicji PSL najbardziej zyskiwał PiS”.
Ale pole manewru PSL jest wąskie. Jesienna frekwencja może być bardzo wysoka i nawet powtórzenie wyniku z 2015 r. (780 tys. głosów) może nie gwarantować wejścia do Sejmu, bo próg wyborczy może sięgnąć 800–900 tys. Stąd PSL liczy na wypchnięcie z koalicji SLD. Wśród polityków PO, z którymi rozmawialiśmy, zdania na ten temat są podzielone. Część uważa, że stanowisko ludowców to forma targu, by zyskać jak najlepszą pozycję w odnowionej szerokiej koalicji. – Chodzi o to, by podnieść cenę. W styczniu też słyszeliśmy o koalicji PSL-SLD-Nowoczesna, a skończyło się na KE – podkreśla polityk PO.
Zdarzają się jednak także opinie, że w ostateczności lepszym partnerem dla PO są ludowcy niż SLD. – Wyobraża pan sobie Joannę Senyszyn na naszych listach? Co powiedzą nasi wyborcy, którzy mieli już pretensje o premierów z SLD w wyborach europejskich? – wskazuje jeden z polityków PO. Z kierownictwa partii płyną jednak sygnały, że w krytycznych przypadkach kandydatury polityków lewicy mogą być wetowane. Dlatego PO czeka na decyzję władz PSL i to od niej uzależnia dalszą strategię.
Jeśli uda się skonstruować duży blok, kolejnym posunięciem będzie przygotowanie programu. PiS ma swój kongres programowy 5–7 lipca w Katowicach. PO pokaże swoją odpowiedź tydzień później w Warszawie. W kilkunastu panelach mają być dyskutowane istotne punkty z programowej oferty Platformy. Mają dotyczyć zdrowia, polityki senioralnej czy gospodarki i finansów. PO chce przypomnieć swój program „Wyższe płace”. – 500+ ma otrzymać każdy, kto ma dziecko, ale nam chodzi także o to, by – nie odbierając tego świadczenia – dać premię osobom aktywnym zawodowo – zapowiada była wiceminister finansów Izabela Leszczyna, posłanka PO. Partia chce pokazać swoją ofertę na kongresie, ale jeśli powstanie szeroka koalicja, przyjdzie czas na uzgadnianie programowego minimum strawnego dla jej wszystkich członków.