Globalizacji lęka się niemal połowa Francuzów. To elektorat, o którego przejęcie może skutecznie zawalczyć Marine Le Pen. Zdecydowanym faworytem drugiej rundy wyborów prezydenckich we Francji jest Emmanuel Macron. Na zwycięstwo byłego ministra gospodarki wskazują zarówno sondaże, jak i to, że poparła go większość francuskiego establishmentu. Ale ma on też kilka słabych punktów, które Marine Le Pen będzie próbowała wykorzystać.
Według pełnych już wyników niedzielnej pierwszej tury Macron uzyskał w niej ponad 8,5 mln głosów, czyli 23,9 proc. wszystkich oddanych, liderka Frontu Narodowego zaś niespełna 7,7 mln, czyli 21,4 proc. Ta stosunkowo niewielka różnica między nimi w zaplanowanej na 7 maja drugiej turze powinna znacząco wzrosnąć. Sondaże przeprowadzone wraz z badaniami exit polls przez ośrodki Harris oraz Ipsos pokazują, że Macron może liczyć na odpowiednio 64 lub 62 proc. głosów, a Le Pen – na 36 lub 38 proc. Macron najsłabiej wypadł we wczorajszym sondażu OpinionWay (61:39), lecz to wciąż zbyt duża różnica, by można było myśleć o niespodziance. Szczególnie że Le Pen w kilkudziesięciu tegorocznych badaniach w hipotetycznym jeszcze wówczas starciu z Macronem tylko kilka razy przekroczyła poziom 40 proc., a jej najlepszy wynik to 42 proc.
Marine Le Pen prezydentury zapewne nie wygra, ale też nie powtórzy się sytuacja z 2002 r., gdy do drugiej tury wyborów niespodziewanie wszedł jej ojciec Jean-Marie, założyciel Frontu Narodowego. W pierwszej turze uzyskał on 4,8 mln głosów wobec niespełna 5,7 mln oddanych na Jacques’a Chiraca, w drugiej Le Pen zwiększył swój elektorat do zaledwie 5,5 mln, a na urzędującego prezydenta zagłosowało ponad 25 mln Francuzów. Teraz jednak hasła o wspólnej obronie republikańskich wartości przed ksenofobią i faszyzmem – jakie przywoływano 15 lat temu – nie wystarczą. Front Narodowy nadal jest partią, do której popierania w wielu kręgach nie wypada się przyznawać, ale nie jest już marginesem politycznym. Głosuje na niego co najmniej jedna czwarta Francuzów, a dalszych kilkanaście procent nie odrzuca w sposób kategoryczny lub zgadza się z niektórymi jego pomysłami. Marine Le Pen ma pełne szanse wyjść poza partyjny elektorat, co zresztą pokazują przywołane wcześniej sondaże.
Wiele będzie zależeć od frekwencji. Im będzie ona niższa, tym lepszy wynik Le Pen, której elektorat jest bardziej zdyscyplinowany i przekonany. Macron jest nową twarzą w polityce, jego ruch polityczny En Marche! powstał dopiero rok temu. Nie wiadomo więc jeszcze, czy wyborcy traktują 39-letniego polityka jako kogoś, na kogo warto głosować, bo jest alternatywą dla polityków obecnych na scenie od wielu lat, jak François Fillon, Alain Juppe, Nicolas Sarkozy, czy też po prostu przekonują ich jego poglądy. Na dodatek część umiarkowanych zwolenników Macrona może wobec jego wyraźnej przewagi sondażowej nie mieć dużej motywacji, by pójść zagłosować, uznawszy, że wszystko i tak jest przesądzone.
Kluczową sprawą jest to, na kogo zagłosują wyborcy pokonanych w pierwszej turze. Kandydat centroprawicowych Republikanów Fillon i Partii Socjalistycznej Benoît Hamon już w niedzielę wieczorem wezwali do poparcia Macrona. Ale Jean-Luc Mélenchon ze skrajnej lewicy, który z 19-proc. poparciem zajął czwarte miejsce, na razie się w tej sprawie nie wypowiedział. Zresztą i tak wątpliwe jest, by jego wyborcy gremialnie zagłosowali na Macrona – byłego bankiera inwestycyjnego w banku Rothschilda, gdzie dorobił się majątku liczonego w milionach euro; byłego ministra gospodarki, który próbował poprawić konkurencyjność francuskiej gospodarki poprzez uelastycznianie prawa pracy i ograniczanie państwa opiekuńczego. W takich sprawach, jak gospodarka, stosunek do Unii Europejskiej czy do Rosji wyborcom Mélenchona bliżej jest do Le Pen niż do Macrona i liderka Frontu Narodowego może zdobyć sporą część tego elektoratu.
Podchody w tę stronę już się zresztą zaczęły. – Czy uważacie, że oni chcą całkowitej deregulacji gospodarki? Czy uważacie, że oni chcą iść dalej w kierunku unii bankowej i unii finansowej w UE? – mówił wczoraj o wyborcach Mélenchona Florian Philippot, wiceprzewodniczący Frontu Narodowego. Wcale też nie jest powiedziane, że wszyscy wyborcy Fillona posłuchają jego wezwania. Były premier starał się podbierać prawicowy elektorat Le Pen, mówiąc o ograniczeniu imigracji, ostrzejszej walce z muzułmańskim radykalizmem i odwołując się do chrześcijańskiego dziedzictwa, a Macron przekonuje, że imigracja jest korzystna dla gospodarki, a rzadko porusza kwestie bezpieczeństwa.
– Największą słabością Macrona jest jego brak doświadczenia i to, że dla wielu wyborców jest on kandydatem Francji, której się udało; tych, którym służy globalizacja. Zatem niekoniecznie jest tym, który może bronić klasę pracującą i tych, w których globalizacja uderza – mówi Bloombergowi Yves-Marie Cann z ośrodka badania opinii publicznej Elabe. A zarówno wyniki pierwszej tury, jak i wcześniejsze badania pokazują, że mniej więcej połowa Francuzów globalizacji się lęka. Marine Le Pen wciąż jest postrzegana jako zbyt silnie dzieląca społeczeństwo i zbyt trudna do zaakceptowania dla wielu wyborców, by mogła przejąć cały antyglobalistyczny elektorat. Ale zapewne i tak osiągnie najlepszy wynik w dotychczasowej historii Frontu.