Grupa litewskich posłów zaproponowała w środę powołanie kolejnego funduszu rozwoju Wileńszczyzny. Zadaniem funduszu ma być też zmniejszenie wpływów rządzącej tu od lat Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin.

„Wileńszczyzna – rejony wileński i solecznicki - w porównaniu z innymi rejonami kraju są najbardziej zaniedbane, chociaż tak nie powinno być, bo znajdują się tuż obok stolicy” - powiedział na konferencji prasowej poseł konserwatywnej partii Związek Ojczyzny-Litewscy Chrześcijańscy Demokraci Paulius Saudargas. Wskazał, że „w tych rejonach statystycznie największe są bezrobocie i poziom przestępczości, a mniejsze są wynagrodzenia i mniej inwestycji zagranicznych”.

Saudargas zaznaczył, że zgodnie z założeniem funduszem ma administrować rząd, by uniezależnić mieszkańców tych dwóch rejonów od finansowych decyzji samorządów rejonu wileńskiego i solecznickiego, gdzie niepodzielnie od lat rządzi Akcja Wyborcza Polaków na Litwie–Związek Chrześcijańskich Rodzin.

„Wszystkie finansowe decyzje obecnie są tu w jednych rękach, dlatego też mieszkańcy tych rejonów w zasadzie są zakładnikami jednego cara” - powiedział Saudargas.

Najważniejszym zadaniem funduszu, którego wielkość nie została określona, ma być przyciągnięcie do obu rejonów inwestycji zagranicznych i wyeliminowanie ubóstwa.

Przeciwny tworzeniu takiego funduszu jest przewodniczący litewskiego parlamentu Viktoras Pranckietis. W rozmowie z polską rozgłośnią radiową w Wilnie, Radiem Znad Wilii, wyraził opinię, że niecelowe jest tworzenie funduszy z myślą tylko o dwóch rejonach.

„Czym się różnią rejony wileński i solecznicki od pobliskich rejonów ignalińskiego czy wisagińskiego? Tak samo są to rejony przygraniczne, w których mieszkają przedstawiciele mniejszości narodowych, tak samo jest tu bezrobocie i słabo rozwinięta gospodarka” - oznajmił przewodniczący Sejmu.

Zdaniem Pranckietisa, jeżeli ma być tworzony fundusz, to powinien on objąć cały region Litwy południowo-wschodniej. Przewodniczący Sejmu wyraził jednak przekonanie, że „kwestie gospodarcze czy społeczne powinny być rozstrzygane samodzielnie przez samorządy, które do tego są powołane”.

Idea utworzenia funduszu rozwoju Wileńszczyzny nie jest nowa; zrodziła się w 2015 roku. Poparła ją wówczas prezydent Dalia Grybauskaite, ale posłowie przed miesiącem ją odrzucili. Tym razem grupa inicjatywna, składająca się głównie z posłów opozycyjnych - konserwatystów i liberałów, liczy na poparcie polityczne.

Konserwatywny poseł Laurynas Kascziunas zaproponował również powołanie grupy parlamentarnej im. Michała Romera, której zadaniem byłoby „zmniejszenie izolacji politycznej, społecznej i kulturalnej Wileńszczyzny”, zamieszkanej w większości przez Polaków.

Z Wilna Aleksandra Akińczo (PAP)