Rumuńscy emeryci będą mogli kupować żywność po cenach hurtowych – proponuje rząd. Zaoszczędzą w ten sposób na podstawowych produktach od 15 do 30 proc.

Plan przyjęty właśnie przez centroprawicowy rząd Emila Boca przewiduje stworzenie tzw. koszyka solidarności, na który mają się składać podstawowe produkty żywnościowe. „Cosul de solidaritate” ma być sprzedawany emerytom po cenach hurtowych. Dostawcy zostaną wybrani w trybie przetargu, zaś pośrednikiem między nimi a najstarszymi mieszkańcami kraju zostaną samorządy.

Dzięki pominięciu marż ustalanych przez punkty sprzedaży detalicznej cena koszyka powinna być do 30 proc. niższa. Emeryci będą mogli odbierać paczki raz w miesiącu. Plan musi zostać jeszcze zatwierdzony przez parlament, z czym nie powinno być problemu.

– Program nie wymaga przy tym żadnych wydatków budżetowych, nie potrzeba subsydiów, nie będzie miał wpływu na przychody z tytułu VAT. Wystarczy trochę wysiłku organizacyjnego na poziomie samorządów i rządu centralnego – mówił jeden z inicjatorów projektu, deputowany Valeriu Steriu. Podobne pomysły były już zresztą – przez rok – realizowane w Bukareszcie na początku dekady, gdy jego burmistrzem był Gabriel Oprea, do niedawna szef MSW w rządzie Boca.

Dla rumuńskich emerytów takie oszczędności miałyby niebagatelne znaczenie. Przeciętna emerytura między Prutem a Dunajem wynosi zaledwie 744 leje (708 zł) i obok bułgarskiej jest najniższa w UE. Tymczasem ceny żywności, choć relatywnie niskie, niewiele różnią się od polskich (67 proc. średniej unijnej w przypadku Rumunii, 70 proc. w Polsce). Nic dziwnego, że Rumuni przeznaczają na żywność aż 26 proc. swoich dochodów – najwięcej w Unii.

Propozycje wzbudziły kontrowersje u części opozycji, a także prezydenta Traiana Basescu. – To czysty populizm, który nie może zadziałać – mówił szef państwa na antenie Radia Romania. – Widziałem podobny program wcześniej (w Bukareszcie – red.) i sklepy, które w nim uczestniczyły, zostały zamknięte od razu po wyborach. Już czas, by politycy przestali pogrywać z ludźmi – krytykował Basescu. „Państwo nie będzie lepszym dystrybutorem dóbr niż sektor prywatny. To po prostu niemożliwe” – wtórował mu komentator dziennika „Adevarul” Ovidiu Nahoi. – Owszem, nie powinniśmy stosować populistycznych metod, ale populistyczne odczucia to co innego. Nasz pomysł to oferta pomocy dla najbiedniejszych – odpowiadał minister rolnictwa Valeriu Tabara.

Inne wątpliwości są związane z uczciwością całego procesu. Choć władze zapewniają, że hurtownicy zostaną wybrani w trybie jawnego, ogólnokrajowego przetargu, zaś przekazywanie dóbr emerytom przez władze lokalne będzie ściśle nadzorowane na poziomie okręgów (odpowiednik województw), przeciwnicy projektu ostrzegają przed możliwością korupcji. Rumunia należy do najbardziej skorumpowanych państw UE, zaś przekręty przy wydatkowaniu funduszy unijnych doprowadziły już niegdyś do zawieszenia pomocy.

Nie wiadomo, czy sprawdzą się zapewnienia władz, że do realizacji programu „Cosul de solidaritate” wystarczy jedynie nieznaczny wysiłek organizacyjny. Najpewniej do obsłużenia 3,3 mln rumuńskich emerytów niezbędne będzie zatrudnienie kolejnych urzędników, a to – w myśl wciąż obowiązujących przepisów oszczędnościowych – jest niemożliwe.

Rumunów nie stać na populizm

Rumunia należała do państw najsilniej dotkniętych kryzysem. W 2009 r. jej PKB spadł aż o 7,1 proc., a recesja trwała także w roku kolejnym. Szybko – z 13,4 proc. PKB w 2008 r. do 30,8 proc. w 2010 r. – wzrósł też dług publiczny, choć wciąż należy do najniższych w Europie.

Bukareszt przetrwał kryzys tylko dzięki 25 mld euro kredytu uzyskanego od MFW i Unii Europejskiej, jednak w zamian musiał przeprowadzić serię bolesnych reform. W 2010 r. rząd Boca obciął pensje w budżetówce o 1/4, podniósł o 5 pkt proc. podatek VAT (z 19 proc. do 24 proc.), zlikwidował część przywilejów emerytalnych, zamroził resztę emerytur i uelastycznił prawo pracy. W kwietniu tego roku oszczędności po raz kolejny dotknęły nauczycieli, ich obniżone wcześniej pensje zostały zamrożone.

Mimo to Rumunia bardzo powoli wychodzi na prostą. Recesja zakończyła się dopiero w drugiej połowie 2010 r., wciąż bardzo wysoki pozostaje wskaźnik inflacji (8 proc.). Zdaniem ekspertów najpoważniejszym zagrożeniem dla Bukaresztu jest obecnie trudna do zwalczenia stagflacja, czyli powolny rozwój przy szybkim wzroście cen. Może temu zapobiec dynamicznie rosnący eksport, motor rozwoju gospodarczego tego karpackiego kraju.