Nieznajomość polskiego prawa i realiów rynku pracy, niesygnowanie umów oraz płacenie pośrednikom za znalezienie pracy - to najczęstsze błędy, jakie popełniają pracownicy ze wschodu, którzy przyjeżdżają do Polski.

W piątek w Warszawie Fundacja Polskie Forum Migracyjne oraz Fundacja im. Heinricha Bolla zorganizowały spotkanie z ekspertami na temat sytuacji cudzoziemców na polskim rynku pracy.

Mirosława Keryk z Fundacji Nasz Wybór powiedziała PAP, że problemy Ukraińców, którzy chcą pracować w Polsce zaczynają się już w ich ojczyźnie. "Szukają pracy przez pośredników. I niestety płacą im za znalezienie pracy, a za to się nie płaci. Potem, po przyjeździe do Polski, okazuje się, że tej pracy nie ma. Wtedy mają prawdziwy problem. Są w innym państwie, inny język, nie mają środków do życia i nie widzą gdzie iść i gdzie szukać pomocy" - mówiła.

Według niej, nieuczciwy pracodawcy wykorzystują to, że wiele osób na Ukrainie wyraża chęć pracy w Polsce. "Np. nie płacą za pracę, nie płacą za ostatnie miesiące w sytuacji, kiedy znają termin wyjazdu z Polski. Wiedzą, że zawsze znajdzie się inny pracownik" - zaznaczyła Keryk.

Stanisław Bieliei z Fundacji Ocalenie powiedział PAP, że jednym z największych problemów pracowników z Ukrainy jest zdobycie przez nich legalizacji pobytu. "Ani pracodawcy, ani cudzoziemcy nie zdają sobie sprawy jak wygląda procedura legalizacji pobytu. To podstawowy problem nie tylko pracowników, ale także pracodawców" - mówił.

Zwrócił uwagę, że pracownicy ze wschodu mają problemy, które wynikają z nieznajomości polskiego prawa. "Nie potrafią odróżnić umów o pracę od umów o dzieło. Pracownicy nie zdają sobie sprawy, że jeśli pracodawca gwarantuje im mieszkanie, to nie muszą za to płacić. A czasem płacą" - zaznaczył Bieliei.

Dodał, że nieuczciwi pracodawcy często nie płacą też pełnego wynagrodzenia. „Osoba powinna pracować osiem godzin dziennie, a pracuje dziesięć godzin i nie dostaje wynagrodzenia za te dodatkowe godziny" - mówił.

Przytoczył przykład nieuczciwej agencji pracy, która łamała prawo. "Ta agencja miała hotele robotnicze w małych miasteczkach, wioskach. Ludzie mieli busik, którym odwożono ich do pracy. Mieszkali w niewielkim dwupokojowym domku, było ich osiemnastu. Mieli jedną lodówkę. Raz w tygodniu dawano im pół godziny na zrobienie zakupów i powrót do domu. Później przestano im płacić" - opowiadał.

Zwrócił uwagę, że nieuczciwe firmy wykorzystują również to, iż pracownicy nie znają polskiego języka. "Dawali do podpisania dokumenty, z których wynikało, że jeśli osoba zrezygnuje z pracy to musi zapłacić tysiąc złotych" - mówił.

Również doradczyni zawodowa Zuzanna Rejmer z Polskiego Forum Migracyjnego zwróciła uwagę w rozmowie z PAP na problem nieznajomości języka polskiego wśród ukraińskich pracowników. "Potrzebują pomocy, aby wytłumaczyć im jak prawo w Polsce działa. Nie myślą o tym, że trzeba podpisać umowę. Nie biorą kopii. Dlatego są ofiarami nadużyć. Nie czytają dokładnie kwot na umowie. Nie wiedzą, czy to jest kwota netto czy brutto. Nie mają informacji o systemie podatkowym" - mówiła.

Jak podkreśliła, polscy pracodawcy coraz częściej sięgają po pracowników z Ukrainy zwłaszcza do pracy fizycznej. (PAP)