Nie przypominam sobie, abym paraliżował prace pionu operacyjnego gdańskiej ABW, nie sterowałem ręcznie działaniami ws. Amber Gold - zapewniał w czwartek b. wiceszef gdańskiej delegatury ABW Jarosław Dąbrowski; nie mieliśmy swobody działań ws. Amber Gold - odpowiadali funkcjonariusze delegatury.

Podczas czwartkowego posiedzenia sejmowej komisji śledczej odbyły się konfrontacje Dąbrowskiego z dwoma funkcjonariuszami ABW, którzy w czasie sprawy Amber Gold kierowali pionem operacyjnym gdańskiej delegatury.

Szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała m.in. czy zastępca naczelnika pionu operacyjnego, oraz naczelnik tego wydziału, mieli pełną swobodę działania ws. Amber Gold.

"Nie mieliśmy. Wszystkie instrukcje otrzymywałem od zastępcy dyrektora, jeśli chodzi o priorytety i kolejność wykonywania czynności" - odpowiedział zastępca naczelnika pionu operacyjnego.

Z kolei jego b. szef wskazywał, że "styl zarządzania wicedyrektora Dąbrowskiego można określić jako ręczne sterowanie". "Moja decyzyjność ograniczała się do rutynowych najprostszych czynności" - dodał.

Dąbrowski mówił natomiast, że z tego co pamięta, była bardzo duża swoboda w planowaniu i realizowaniu zadań. "Nie wykluczam, że były jakieś moje uwagi i polecenia, bo od tego jestem, żeby wydawać polecenia i nakierowywać funkcjonariuszy, żeby nie schodzili z wytyczonej linii pracy operacyjnej. Ale nie zgadzam się, że było to ręczne sterowanie" - mówił. "Jestem dyrektorem, który daje dużą swobodę. Pierwsze słyszę, że moje polecenia były odbierane jako ręczne sterowanie" - dodał.

Ponadto Dąbrowski stwierdził, że naczelnik miał prawo wszczynać sprawy operacyjne i kilka takich wszczął. B. szef naczelnik wydziału operacyjnego zeznał z kolei, że wszczęcie sprawy operacyjnej było jedną z decyzji, którą Dąbrowski zastrzegł do swojej akceptacji. "Nie mogłem wszcząć żadnej sprawy operacyjnej bez akceptacji" - podkreślił.

Dąbrowski tłumaczył, że z centrali ABW zwrócono mu uwagę, że powinien ściśle nadzorować wszczynanie spraw, "żeby nie było rozdwojenia". Jak mówił, po spotkaniu w centrali - jak pamięta - polecił ówczesnemu naczelnikowi, że musi z nim wszystko konsultować, ponieważ "sformułowano zalecenie, że ja też powinienem widzieć zasadność wszczęcia".

B. wicedyrektor gdańskiej ABW zeznał również, że jednym z argumentów, aby nie rozpoczynać aktywnych działań operacyjnych ws. Amber Gold było to, że zajmowała się tym już gdańska policja i że chodzi o przestępczość zorganizowaną poza właściwością ABW. Jak dodał, decyzja o tym została podjęta w gronie trzech osób z kierownictwa delegatury, ale nie pamiętał kto na tym spotkaniu dysponował wiedzą na temat aktywnych działań policji.

Przewodnicząca komisji pytała, czy gdańscy funkcjonariusze analizowali i rozpracowywali wątek lotniczy sprawy Amber Gold oraz udział w nim Michała Tuska - syn ówczesnego premiera Donalda Tuska współpracował z należącymi do Amber Gold liniami lotniczymi OLT.

"Jeśli chodzi o wątek lotniczy, to wiosną 2012 r. zapadły ustalenia, że tą tematyką zajmuje się delegatura stołeczna. Od tamtego czasu trzymaliśmy się tych ustaleń" - zeznał b. naczelnik pionu operacyjnego.

Odpowiadając na kolejne pytania świadek powiedział, że gdańska ABW nie prowadziła "żadnych aktywnych czynności rozpoznawczych" dotyczących udziału w sprawie Michała Tuska.

Wassermann pytała więc b. szefa wydziału czy była taka sytuacja, aby otrzymał od Dąbrowskiego "zakaz zajmowania się wątkami pobocznymi, w tym osobą i rolą Michała Tuska pod rygorem wszczęcia postępowania za utrudnianie śledztwa".

Funkcjonariusz odpowiedział, że polecenie to brzmiało: "wiesz, że są wszczynane odrębne postępowania w różnych wątkach pobocznych, jeżeli nie chcesz mieć zarzutów za utrudnianie śledztwa, trzymaj się ram naszego śledztwa". "Tak to mniej więcej brzmiało" - zaznaczył świadek wskazując, że taką informacje przekazał mu Dąbrowski. "Polecenie było tak dobitne, że zrozumiałem je dosłownie" - dodał.

"Czy przekazał pan naczelnikowi informację, że ma zakaz zajmowania się wszystkimi wątkami pobocznymi pod rygorem wszczęcia przeciwko niemu postępowania karnego za utrudnianie postępowania?" - pytała Dąbrowskiego szefowa komisji.

"Z tego co pamiętam, takiego zakazu nie przedstawiłem" - odpowiedział Dąbrowski. "Nie przekazywałem informacji naczelnikowi (wydziału - PAP), że prokuratura nie życzy sobie, by funkcjonariusze zajmowali się pobocznymi wątkami sprawy Amber Gold" - mówił po raz kolejny w innej części konfrontacji b. wiceszef delegatury.

Kontynuując wątek roli Michała Tuska zastępca szefa pionu operacyjnego zeznał, że w pewnym momencie otrzymał polecenie potwierdzenia, czy Michał Tusk jest zatrudniony na gdańskim lotnisku i tego, co tam robi. Jak zastrzegł, nie miał wykonywać żadnych aktywnych czynności, żeby nie wzbudzić zainteresowania.

Dąbrowski potwierdził, że po wszczęciu śledztwa w sprawie Amber Gold poprosił funkcjonariusza, żeby zebrał informacje gdzie Michał Tusk jest zatrudniony. Funkcjonariusz dodał, że miał to jedynie potwierdzić i nie zbierać żadnych materiałów. "Miało to być jedno doraźne działanie, spróbować potwierdzić bez wzbudzania zainteresowania" - wyjaśnił.

Dąbrowski dodał, że chodziło o to, żeby funkcjonariusz potwierdził gdzie pracuje Michał Tusk. "Nie wydawałem zakazu pogłębiania tych informacji" - podkreślił.

Świadkowie byli też pytani o sprawę wsparcia gdańskiej delegatury ze strony centrali ABW lub innych delegatur. Podczas zeznań składanych przed miesiącem przed komisją funkcjonariusze Agencji wskazywali, że takie wsparcie, jeśli chodzi m.in. o przekazywanie informacji było niewystarczające.

"Dyrektorowi (gdańskiej delegatury - PAP) problemy były znane" - mówił b. zastępca szefa pionu operacyjnego.

Z kolei Dąbrowski zeznał, że omawiał takie sytuacje, ale nie były to wielkie problemy. "Funkcjonariusze byli w pewnym momencie bardzo zawiedzeni, ponieważ dowiedzieli się, że centrala prowadzi pewne działania operacyjne na terenie Gdańska. To ich najbardziej zabolało, że o tym nie wiedzieli. Może z tego jest cały ten problem" - stwierdził b. wiceszef gdańskiej delegatury.

"To jest bardzo kiepskie tłumaczenie. To nie jest argument, który miałby wytworzyć taką sytuacje, o której mówimy" - ocenił funkcjonariusz.

Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. W połowie 2011 r. spółka przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express.

Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r. Z kolei Amber Gold ogłosiła likwidację 13 sierpnia 2012 r., a tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała w sumie niemal 19 tys. swoich klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.