Prezydent Donald Trump oświadczył na platformie Truth Social, że zagraniczni pracownicy są w Stanach Zjednoczonych „mile widziani” i że nie chce „zniechęcać inwestorów”. Wpis pojawił się 10 dni po tym, jak niemal 500 osób, głównie z Korei Południowej, zostało zatrzymanych na placu budowy fabryki akumulatorów do pojazdów elektrycznych prowadzonej przez Hyundai-LG w Georgii.
Funkcjonariusze Urzędu ds. Imigracji i Egzekwowania Ceł (ICE) twierdzą, że Koreańczycy przekroczyli dozwolony czas pobytu w USA lub posiadali wizy, które nie uprawniały ich do wykonywania pracy fizycznej. Nalot w Geor gii był największą tego typu operacją od czasu, gdy Trump rozpoczął szeroko zakrojoną akcję zwalczania nielegalnej imigracji. Zdjęcia pracowników zakutych w kajdanki wywołały oburzenie w Seulu. Prezydent Lee Jae-myung ostrzegł, że może to zniechęcić do przyszłych inwestycji południowokoreańskich w USA. Tymczasem umowa handlowa, którą Koreańczycy zawarli w tym roku z Amerykanami, przewiduje inwestycje warte setki miliardów dolarów, z których część miała na celu odbudowę amerykańskiego przemysłu stoczniowego. Trump szybko odwrócił więc narrację.
„Kiedy zagraniczne firmy, które budują niezwykle skomplikowane produkty, maszyny i różne inne rzeczy, przyjeżdżają do Stanów Zjednoczonych z ogromnymi inwestycjami, chcę, aby przywoziły swoich ekspertów na pewien czas, by uczyły i szkoliły naszych ludzi, jak produkować te bardzo unikalne i złożone produkty, zanim produkcja zostanie przeniesiona z naszego kraju z powrotem do ich ojczyzny” – napisał. „Gdybyśmy tego nie robili, wszystkie te ogromne inwestycje nigdy by do nas nie trafiły – chipy, półprzewodniki, komputery, statki, pociągi i wiele innych produktów” – dodał. Choć Waszyngton zrezygnował z deportacji Koreańczyków, w piątek Seul i tak sprowadził swoich obywateli z powrotem do kraju. Na razie nie wiadomo, czy południowokoreańscy pracownicy wrócą do USA, by dokończyć opóźnioną budowę fabryki, ani czy niedzielne oświadczenie Trumpa ociepli napięte relacje z partnerem z Azji. Rząd Korei Południowej oświadczył jedynie, że prowadzi dochodzenie w sprawie potencjalnych naruszeń praw człowieka podczas nalotu.
Trump objął urząd w styczniu, obiecując „największy program deportacji w historii Stanów Zjednoczonych” oraz „złoty wiek” dla amerykańskich przedsiębiorstw. W ostatnim czasie twarde podejście do imigracji coraz bardziej koliduje jednak z programem gospodarczym. W rezultacie prezydent zaczął się wycofywać z niektórych z najbardziej restrykcyjnych polityk antyimigracyjnych lub im zaprzeczać, gdy zaczęły zagrażać gospodarce. W czerwcu przyznał, że jego polityka imigracyjna negatywnie wpływa na niektóre branże, w tym rolnictwo. „Nasi wspaniali rolnicy oraz ludzie pracujący w hotelarstwie i branży turystycznej twierdzą, że nasza bardzo agresywna polityka imigracyjna zabiera im dobrych, wieloletnich pracowników, których prawie nie da się zastąpić” – napisał w serwisach społecznościowych. Tego samego dnia urzędnicy ICE wydali wytyczne, aby agenci unikali nalotów na miejsca pracy w niektórych branżach, takich jak hotele i restauracje. Kilka dni później wycofali się z tych zaleceń.
Republikanin złagodził też stanowisko w sprawie wiz studenckich, gdy okazało się, że twarde regulacje mogą zachwiać finansami uczelni. W maju sekretarz stanu Marco Rubio ogłosił, że administracja Trumpa będzie „agresywnie odbierać” wizy chińskim studentom i „zwiększy kontrolę” nad przyszłymi wnioskami złożonymi przez obywateli ChRL. Ale Chińczycy – w przeciwieństwie do obywateli niektórych innych państw – często płacą pełne czesne za edukację, co stanowi istotny zastrzyk gotówki dla uczelni. Dlatego niecałe dwa miesiące później Trump zaskoczył swoich konserwatywnych sojuszników, ogłaszając, że pozwoli 600 tys. chińskich studentów studiować na amerykańskich uczelniach.
– Lubię, gdy studenci z innych krajów przyjeżdżają tutaj – powiedział Trump. – A wiecie, co by się stało, gdyby przestali? Nasz system uczelni bardzo szybko by się załamał – dodawał. Złagodzenie retoryki rozwścieczyło jego zwolenników powiązanych z ruchem MAGA. Republikańska kongres woman Marjorie Taylor Greene z Georgii skrytykowała tę decyzję, pytając, dlaczego administracja miałaby pozwolić, by „600 tys. studentów z Chin odebrało możliwości edukacyjne naszym amerykańskim studentom”. „Nigdy nie powinniśmy do tego dopuścić” – napisała na platformie X. ©℗