Rozpoczęły się amerykańsko-rosyjskie negocjacje rozejmowe. Przełomu nikt się nie spodziewał; Rosjanie mają się do nich publicznie odnieść po powrocie do Moskwy
Przy stole w Rijadzie zasiadło wczoraj siedem osób. Ze strony Stanów Zjednoczonych sekretarz stanu Marco Rubio, doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz i wysłannik ds. Bliskiego Wschodu Steve Witkoff, który niedawno wynegocjował z Moskwą wymianę amerykańskiego więźnia na rosyjskiego przestępcę kryptowalutowego. Po stronie rosyjskiej zasiedli szef MSZ Siergiej Ławrow i główny doradca Władimira Putina ds. zagranicznych Jurij Uszakow. Skład uzupełniali gospodarze: szef saudyjskiej dyplomacji książę Fajsal i doradca króla ds. bezpieczeństwa narodowego Musa’ad al-Ajban. Po trwających 4,5 godziny rozmowach Uszakow powiedział, że były one „niezłe”. Strony uzgodniły, że przygotują warunki do szczytu prezydentów.
Ramy kompromisu
Rosjanie zabrali do Arabii Saudyjskiej dwie osoby znające osobiście ludzi z otoczenia Donalda Trumpa. Za plecami delegacji siedział Dmitrij Rybołowlew, właściciel piłkarskiego klubu AS Monaco. Jedynym wyjaśnieniem jego obecności jest to, że w 2008 r. kupił od Trumpa rezydencję w Palm Beach, więc z własnego doświadczenia zna jego zwyczaje negocjacyjne. W Rijadzie był też wykształcony na amerykańskich uniwersytetach dyrektor Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich Kiriłł Dmitrijew, który w 2017 r. był łącznikiem między Kremlem a obozem nowo wybranego wówczas Trumpa. Dmitrijew udzielił wywiadu CNN. – Prezydent Trump znakomicie rozwiązuje problemy – mówił. Zaprzeczył przy okazji, jakoby głównym celem Kremla było zdjęcie sankcji. Państwowa agencja Interfaks pisze, że Dmitrijew „odpowiada za gospodarczą część negocjacji”. On sam ujawnił, że już przed wtorkiem spotykał się w Rijadzie z przedstawicielami Trumpa, a Reutersowi powiedział, że „obie strony zaczęły słuchać siebie nawzajem”.
Z Moskwy płyną sygnały o ramach możliwego kompromisu. Konstantin Riemczukow, redaktor naczelny „Niezawisimej gaziety”, utożsamianej z umiarkowanym skrzydłem Kremla, pisze, że Rosja mogłaby zrezygnować z opanowania kontrolowanych przez Ukrainę obszarów czterech obwodów anektowanych w 2022 r. (a zatem z takich miast jak Chersoń i Zaporoże) w zamian za rezygnację Ukrainy z członkostwa w NATO i uznanie rosyjskości Krymu, a także gwarancje bezpieczeństwa i niesprecyzowany bliżej „kompleks środków finansowo-ekonomicznych”. Riemczukow daje do zrozumienia, że rozejm nie zakończy wojny, a jedynie przerwie ją na jakiś czas. „To nie radość ani sekret, to 10 małych kroków między starą a nową wojną” – zacytował piosenkę Wiaczesława Butusowa.
Przekonanie, że rozejm nie przyniesie trwałego pokoju, jest powszechne także po stronie ukraińskiej. – Pauza może być przez obie strony wykorzystana, by się wzmocnić i przygotować do nowej aktywnej fazy wojny – oświadczył były szef MSZ Dmytro Kułeba w opublikowanej wczoraj rozmowie z ukraińską sekcją BBC. – Nie możemy uznać jakiegokolwiek tymczasowo okupowanego przez Rosję terytorium za rosyjskie – mówił prezydent Wołodymyr Zełenski podczas wczorajszej wizyty w Ankarze. – Ale dyplomacja nie oznacza zdrady interesów i suwerenności naszego państwa – zastrzegł. Wcześniej zapowiadał też, że Kijów nie przyjmie układu uzgodnionego ponad jego głowami. Nastroje ukraińskich przywódców są mocno niepewne. Pośrednio świadczy o tym to, że Zełenski od 13 lutego nie publikował w sieci krótkiego, codziennego wystąpienia. Od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji w 2022 r. to się nie zdarzało.
Skrócone tournée
Dzisiaj prezydent Ukrainy miał przylecieć do Rijadu w w bliskowschodniego tournée po wizytach w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Turcji, pomagających Ukrainie w uzgadnianiu z Rosją wymian jeńców i ciał poległych oraz oddania uprowadzonych dzieci. Wizytę zaplanowano, zanim Amerykanie ogłosili zamiar zorganizowania w Arabii Saudyjskiej rozmów z Rosjanami. Jej tematem miała być gospodarka, ale spodziewano się, że kwestia rokowań też zostanie poruszona. We wtorek po południu okazało się jednak, że Zełenski zrezygnował z wizyty w Rijadzie, choć rozmowy na Bliskim Wschodzie oceniano jako służące wzmocnieniu pozycji Kijowa w relacjach z państwami, które mogą odegrać dużą rolę w mediacjach rozejmowych.
O przekładaniu interesów gospodarczych na polityczne myślą też Rosjanie. – Amerykańskie koncerny naftowe prowadziły udane interesy w Rosji. Wierzymy, że kiedyś do nas wrócą. Dlaczego miałyby rezygnować z możliwości związanych np. z dostępem do zasobów naturalnych? – komentował wczoraj Dmitrijew. To pośrednie nawiązanie do omawianej właśnie umowy o dostępie Amerykanów do ukraińskich złóż. Jej projekt został odrzucony przez Zełenskiego ze względu na – jak usłyszeliśmy – „niemal kolonialny charakter”. – Ale potrzebujemy tej umowy, żeby przerzucić piłkę na stronę Amerykanów – powiedział DGP jeden z doradców ukraińskiego rządu.
Własne interesy mają też państwa Zatoki Perskiej. Saudyjczycy liczą, że wspierając wysiłki Trumpa, skłonią go do porzucenia planów wysiedlenia mieszkańców Strefy Gazy. Prezydent USA zapowiadał, że chce na jej gruzach stworzyć „bliskowschodnią riwierę”. ©℗