Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) poinformowała, że Iran rozpoczął działania „w celu zaprzestania produkcji uranu wzbogaconego do poziomu wymaganego do produkcji broni jądrowej”.
Ajatollahowie podjęli tę decyzję po rozmowach dyrektora generalnego MAEA Rafaela Grossiego z prezydentem Iranu Masudem Pezeszkijanem, które odbyły się w tym miesiącu w Teheranie. Grossi napisał później w raporcie, że ograniczenie zapasów wzbogaconego uranu „byłoby ważnym krokiem” na drodze do odbudowy zaufania. Jednocześnie MAEA wskazuje, że Iran nadal ma paliwo w ilości wystarczającej do wyprodukowania kilku głowic nuklearnych. Teheran rozpoczął wzbogacanie uranu do 60 proc. w 2021 r. Wzbogacenie go do poziomu 90 proc. wystarcza do wyprodukowania broni jądrowej.
Oferta Teheranu jest jednak uzależniona od tego, czy zachodnie mocarstwa podczas kwartalnego spotkania Rady Gubernatorów MAEA w tym tygodniu zrezygnują z przyjęcia rezolucji potępiającej Iran za brak współpracy z agencją. Szef irańskiej dyplomacji Abbas Araghczi powiedział swojemu francuskiemu odpowiednikowi Jeanowi -Noëlowi Barrotowi, że naciski Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, by taką rezolucję przyjąć, „skomplikują sprawę” i będą sprzeczne z „pozytywną atmosferą stworzoną w ostatnim czasie między Iranem a MAEA”. Mimo to Iran wysyła sygnał, że jest skłonny rozwiązać konflikt z Zachodem w sprawie programu nuklearnego, który od lat budził obawy Amerykanów i Europejczyków.
Złagodzenie stanowiska to najpewniej odpowiedź na zwycięstwo Donalda Trumpa w listopadowych wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Podczas swojej pierwszej kadencji w Białym Domu republikanin wycofał się z porozumienia nuklearnego i przywrócił sankcje wyniszczające irańską gospodarkę. Miały one zmusić Teheran do zawarcia bardziej rygorystycznego porozumienia, do czego jednak nie doszło. Część nałożonych sankcji pozostała w mocy za prezydentury Joego Bidena, ale ich egzekwowanie osłabło. Eksport ropy naftowej z Iranu wzrósł z mniej niż 600 tys. baryłek dziennie w 2019 r. do 1,8 mln baryłek na początku tego roku (większość trafia do Chin).
Trump nie sprecyzował jeszcze swoich planów wobec Teheranu, ale wielu przedstawicieli jego przyszłej administracji popiera zaostrzenie sankcji. Marco Rubio, kandydat na sekretarza stanu, sprzeciwiał się zawartemu w 2015 r. przez ówczesnego prezydenta Baracka Obamę porozumieniu nuklearnemu i krytykował Bidena za niepowodzenie w egzekwowaniu embarga na ropę. Mike Waltz, kolejny doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, chce z kolei „przywrócić dyplomatyczną i ekonomiczną kampanię nacisku” na Persów. W obawie przed ponownym zaostrzeniem kursu Waszyngtonu władze Iranu zasugerowały, że są gotowe na ograniczenie napięć z Białym Domem.
Pezeszkijan stwierdził w ubiegłym tygodniu, że Iran „będzie musiał poradzić sobie z USA, więc lepiej samemu zarządzać tą relacją”. To znaczy, że jego kraj może być otwarty na bezpośrednie rozmowy z Amerykanami. „Sukces w rozmowach z MAEA i oznaki możliwego postępu w innych kwestiach mogłyby złagodzić podejście Trumpa do Teheranu, jeśli wziąć pod uwagę jego niedawne oświadczenie, że nie dąży on do zmiany tamtejszego reżimu, ale raczej koncentruje się na zapewnieniu, że Iran nie wejdzie w posiadanie broni jądrowej” – czytamy w powyborczej analizie European Council on Foreign Relations (ECFR).
Think tank ostrzega jednak, że prezydentura Trumpa może też skłonić Teheran do postawienia własnych warunków zaangażowania i określenia czerwonych linii w kontekście ewentualnych kolejnych ataków ze strony Izraela. Irańscy przywódcy wciąż nie odpowiedzieli na październikowy ostrzał swojego terytorium. „Jeśli polityka Trumpa w regionie będzie określana przez jastrzębi, którzy mają znaleźć się w jego gabinecie, Teheran prawdopodobnie będzie dążył do przywrócenia równowagi odstraszania przeciwników” – przekonują analitycy ECFR. ©℗