Choć Amerykanie zgodzili się na użycie amerykańskich pocisków dalekiego zasięgu do niszczenia celów na uznanym międzynarodowo terytorium Rosji, to utrzymują komunikacyjną niejasność. Szczegóły nie są ujawniane właściwie w ogóle, a komunikaty z konferencji prasowych różnią się od tego, co zakulisowo dziennikarzom w Waszyngtonie przekazują wysocy rangą urzędnicy. – Nie mam żadnych nowych wiadomości w sprawie – odpowiadał dopytywany o pociski rzecznik Departamentu Stanu Matthew Miller. Równocześnie przedstawiciele administracji Joego Bidena anonimowo wyjaśniali mediom, że dali zielone światło. Odmawiając zarazem przedstawienia detali. Na przykład zakresu terytorialnego, na którym można dokonywać ataków.
Wiadomo, że wyposażone w zaawansowane technologie naprowadzania systemy ATACMS mają zostać wykorzystane w obwodzie kurskim, czyli tam, gdzie Ukraina przeprowadziła w lecie zaskakującą kontrofensywę i gdzie kontroluje ponad 1 tys. km kw. terytorium Federacji Rosyjskiej. Czy w innych miejscach Rosji również? To nie zostało przez Amerykanów podane do publicznej informacji, ale żaden z urzędników nie zaprzecza.
Wczoraj zaatakowano skład amunicji (w tym północnokoreańskiej) w Karczewie poza obwodem kurskim. Są dwie wersje tego wydarzenia – pierwsza zakłada atak za pomocą dronów, druga pociskami ATACMS.
Zgodnie z szacunkami Institute for the Study of War (ISW) w polu rażenia pocisków jest ok. 250 rosyjskich celów wojskowych, w tym 17 baz lotniczych. – Rosjanie przygotowywali się na zielone światło dla pocisków. Wiele swojego sprzętu, logistyki już przenieśli dalej, poza zasięg systemów – tłumaczy DGP John Deni, z US Army War College przy Pentagonie. Ile dokładnie rakiet i o jakim konkretnie zasięgu mają w swojej dyspozycji Ukraińcy, pozostaje nieznane. Nieoficjalnie mówiło się, że o ile dostawy amunicji 155 mm były wystarczające, o tyle w przypadku rakiet dalekiego zasięgu sytuacja nie przedstawiała się korzystnie. Mówiono m.in. o deficycie brytyjskich pocisków Storm Shadow. Ostatni atak nimi miał miejsce 5 października na cele wojskowe w Sewastopolu.
Jaka może być odpowiedź Rosjan? W przeciwieństwie do części otoczenia prezydenta elekta Donalda Trumpa administracja Bidena nie obawia się reakcji Kremla wykraczającej poza punktowe akcje sabotażu. Zaniepokojenie budzi awaria w podmorskim kablu telekomunikacyjnym C-Lion1 łączącym Helsinki z niemieckim Rostockiem, który jest infrastrukturą fińskiej państwowej spółki Cinia. Przyczyna usterki nie jest znana. To drugi taki incydent na Bałtyku w krótkim czasie, wcześniej w niedzielę doszło do fizycznego przerwania podwodnego łącza komunikacyjnego między Litwą a Szwecją. Miejsce, w którym doszło do zakłóceń na kablu fińsko-niemieckim, znajduje się w odległości ok. 100 km od miejsca, gdzie przecięto kabel litewsko-szwedzki.
Po decyzji Amerykanów wzrok jest skierowany też na Europejczyków. Głównie Brytyjczyków oraz Francuzów, którzy przekazali Ukraińcom część swoich pocisków dalekiego zasięgu Storm Shadow. Do zamknięcia wydania DGP nie było oficjalnych komunikatów z Paryża i Londynu o zmianie w polityce tych dwóch europejskich państw. Brytyjczycy, jak donosiło nieoficjalnie Politico, wciąż nie otrzymali zgody Amerykanów w sprawie storm shadow, która jest konieczna ze względu na udział USA w ich produkcji. Francuzi natomiast twierdzą, że przyzwolenia Waszyngtonu w przypadku ich rakiet nie potrzebują, ale utrzymują strategiczną niepewność w sprawie tego, jak z tych systemów korzystać mogą Ukraińcy. – To dobra decyzja – powiedział jedynie na marginesie szczytu G20 w Rio de Janeiro o kroku Bidena prezydent Emmanuel Macron.
Żadnych zmian, i to oficjalnie, nie można się spodziewać natomiast po Niemczech. – Kanclerz Olaf Scholz ma pewne ograniczenia. Nie chce, by na Ukrainę trafiły pociski dalekiego zasięgu Taurus. To podejście się nie zmieni – mówił rzecznik niemieckiego rządu. Inaczej sprawy widzi Friedrich Merz, lider opozycyjnej CDU i prawdopodobnie po zaplanowanych na luty wyborach nowy szef rządu w Berlinie. Chadecki polityk poinformował niedawno, że będzie nalegał na zakończenie wojny w ciągu doby, a jeśli Kreml się nie zgodzi, to on podejmie działania, by dostarczyć Ukrainie taurusy. Deklaracja ta padła jeszcze przed zaktualizowaniem przez Władimira Putina w tym tygodniu doktryny nuklearnej, która głosi teraz, że podstawą ataku jądrowego Rosji może być „agresja na Federację Rosyjską i jej sojuszników ze strony dowolnego państwa niejądrowego przy wsparciu państwa nuklearnego”. – Użycie zachodnich rakiet niejądrowych przez Siły Zbrojne Ukrainy przeciwko Federacji Rosyjskiej w ramach nowej doktryny może się wiązać z odpowiedzią nuklearną – ostrzegał rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. ©℗