Rosyjska propaganda w trakcie kampanii skłaniała się ku Donaldowi Trumpowi jako kandydatowi, który może ograniczyć pomoc wojskową dla Ukrainy i pójść na ustępstwa względem Kremla, jednak w Moskwie nie widać euforii związanej z wynikami wtorkowych wyborów w Stanach Zjednoczonych. Dmitrij Pieskow, rzecznik Władimira Putina, powiedział wczoraj, że „nie wie nic o planach prezydenta pogratulowania Trumpowi w związku z wyborami”, a resort dyplomacji skomentował, że nie ma wielkich złudzeń co do nowego prezydenta, ponieważ „rządząca w USA elita polityczna niezależnie od przynależności partyjnej jest wierna antyrosyjskiej linii powstrzymywania Moskwy”.
– Nie zapominajmy, że mówimy o nieprzyjaznym kraju, który wprost i pośrednio jest zaangażowany w wojnę przeciwko naszemu państwu – tłumaczył Pieskow. „Kamala jest skończona. Niech sobie dalej zaraźliwie chichocze. Cele specjalnej operacji wojskowej pozostają niezmienne i zostaną osiągnięte” – zapewnił z kolei w serwisie X wiceszef Rady Bezpieczeństwa, były prezydent Dmitrij Miedwiediew. „Amerykański liberalny establishment oraz «głębokie państwo» przelicytowały w zabawie w Boga” – dodała komentatorka państwowej agencji RIA Nowosti Irina Ałksnis. „Trzeba będzie teraz przyznać, że lepsze byłoby dyplomatyczne uregulowanie na Ukrainie i Bliskim Wschodzie, że trzeba dogadywać się z Moskwą i Teheranem, dążyć do dwupaństwowego rozwiązania w Palestynie, dyscyplinować izraelskiego i innych sojuszników” – przekonywał w tym samym serwisie publicysta Aleksandr Jakowienko.
Rosja popiera Trumpa
Konstantin Riemczukow, szef „Niezawisimej gaziety”, niekontrolowanego wprost przez Kreml, ale bliskiego mu dziennika, już dwa tygodnie temu zarysował możliwe warunki Rosji. Napisał, że po dwóch i pół roku wojny Moskwa zaakceptowała istnienie państwa ukraińskiego, co na początku inwazji bywało kwestionowane, a możliwy do zaakceptowania wariant mógłby zakładać zamrożenie konfliktu wzdłuż aktualnej linii frontu z wyjątkiem kontrolowanej przez Ukraińców części obwodu donieckiego z Kramatorskiem i Pokrowskiem, którą Rosja zamierza zająć, ale już bez Chersonia i Zaporoża, miast niekontrolowanych przez Moskwę, choć formalnie zaanektowanych w 2022 r. Riemczukow komplementował przy tym Joego Bidena, który na tle Kamali Harris i Donalda Trumpa ma być „najpoważniejszym zachodnim politykiem, który rozumie skutki wojny jądrowej” ze względu na swoje zimnowojenne doświadczenia.
Opozycyjne „Nastojaszczeje wriemia” pisze, że odkąd Ukraińcy wkroczyli w sierpniu do obwodu kurskiego, Putin odrzucił pomysł zawieszenia broni. Rosyjska propaganda w trakcie kampanii faworyzowała republikanów. W efekcie październikowy sondaż państwowego WCIOM miał wykazać, że 40 proc. ankietowanych Rosjan poparłoby kandydata republikanów, a jedynie 8 proc. preferowałoby przedstawicielkę demokratów. Media także na użytek wewnętrznego odbiorcy kolportowały teorie spiskowe, które na Zachodzie były domeną radykalnej prawicy, jak te o fałszerstwach wyborczych w USA, i wróżyły Amerykanom wojnę domową oraz upadek demokracji. BBC podaje przykład fałszywego nagrania, na którym dwóch Haitańczyków miało opowiadać o tym, że mog li oddać głos mimo braku amerykańskiego obywatelstwa. Amerykańskie służby oskarżyły Kreml o sianie dezinformacji i oświadczyły, że w dniu wyborów z Rosji płynęły do USA ostrzeżenia przed rzekomymi bombami podłożonymi w lokalach wyborczych.
Biden faworytem Rosji
We wrześniu Putin mówił, że faworytem Rosji był Biden. – Zdjęli go z wyścigu, ale rekomendował swoim zwolennikom, by wsparli panią Harris. I my też tak zrobimy, będziemy ją wspierać – tłumaczył. – Trump wprowadził wobec Rosji taką liczbę ograniczeń i sankcji, ilu przed nim żaden prezydent nie wprowadzał. Jeśli u pani Harris wszystko dobrze, to może wstrzyma się od działań podobnego typu – dodawał podczas Wschodniego Forum Gospodarczego na Wyspie Rosyjskiej. Wczoraj Siergiej Markow, zbliżony do Kremla politolog, przyznał w serwisie Telegram, że to był blef. „Oświadczenia Putina o poparciu dla Bidena i Harris uznałbym za tworzenie alibi dla Trumpa” – czytamy. Po stronie rosyjskiego kierownictwa „większa jest sympatia wobec Trumpa, bo chce on skończyć wojnę na Ukrainie i wstrzymać poparcie dla reżimu kijowskiego. Ale wielkich nadziei nie ma. W poprzedniej kadencji Trump też chciał poprawić stosunki z Rosją, ale Deep State (elity, które według Markowa mają decydujący głos niezależnie od obsady stanowisk – red.) nakazał mu je pogorszyć” – dodał. ©℗