Partia Wolności po pół roku od wyborów porozumiała się z ustępującą partią rządzącą i utworzą nowy gabinet. Jego plany już budzą kontrowersje.

Po prognozowanym w sondażach, lecz mimo wszystko zaskakującym zwycięstwie Wildersa i jego Partii Wolności kolejne ugrupowania holenderskie wykluczały możliwość nawiązania koalicji. Szczególnie dla Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) – rządzącego ugrupowania Marka Ruttego sojusz z populistami – jak określali ludzi Wildersa – był nie do pomyślenia. Po pół roku jednak koalicja, która wydawała się niemożliwa, powoli staje się faktem, a marginalizowany lider zwycięskiego ugrupowania Geert Wilders nie zostanie co prawda premierem, ale będzie miał kluczowy wpływ na rząd.

Pod koniec ubiegłego tygodnia ogłoszono porozumienie, które ma zostać w tę środę przedstawione parlamentowi. Zakłada ono koalicję Partii Wolności z VVD, nową partią Nowa Umowa Społeczna (NSC) oraz partią rolniczych protestów BoerBurgerBeweging (BBB). Razem czteropartyjna koalicja miałaby dysponować 88 mandatami w 150-osobowej izbie niższej holenderskiego parlamentu.

Przed wyborami oraz w trakcie kampanii Partia Wolności słynęła z otwarcie antyimigracyjnej i antysystemowej retoryki. Wilders jednym tchem obok obniżenia wieku emerytalnego obiecywał zwiększenie wydatków na ochronę zdrowia, a za większość problemów obwiniał UE oraz migrantów. Kryzys mieszkaniowy w Holandii jego ugrupowanie wykorzystało do obwiniania o brak mieszkań osób ubiegających się o azyl. Dodatkowo Partia Wolności sprzeciwiała się zwiększaniu integracji UE, w tym wspólnemu zadłużeniu i sceptycznie spogląda na rozszerzenie Unii ze względów geopolitycznych, co oznacza, że równie sceptycznie odnosi się do wsparcia Ukrainy.

Koalicję z ugrupowaniem prezentującym taki zestaw poglądów wykluczyły początkowo prawie wszystkie holenderskie partie polityczne. Proces negocjacji z kolejnymi ugrupowaniami przynosił kolejne porażki, choć nie jest to sytuacja wyjątkowa w holenderskiej polityce. Z uwagi na duże rozdrobnienie krajowej sceny politycznej negocjacje rządowe zazwyczaj trwają tam długo, a ostatni gabinet Ruttego wykuwał się prawie dziesięć miesięcy po wyborach. I podobnie jak wtedy, także teraz funkcję szefa rządu cały czas pełnił sam Rutte.

Ostatecznie eert Wilderszłagodził swoją antyunijną retorykę i przestał sprzeciwiać się dostarczaniu wsparcia wojskowego do Ukrainy, a sam zrezygnował z bycia następcą Ruttego na fotelu premiera. Nowy szef rządu nie został jeszcze wskazany do momentu zamknięcia tego wydania DGP. Holenderskie media spekulowały o nominacji Ronalda Plasterka – wieloletniego szefa MSW i resortu edukacji w kolejnych rządach Ruttego.

W opublikowanym programie koalicji Wilders i jego partnerzy zapowiedzieli, że mimo przyjęcia przez UE paktu o migracji i azylu będą nadal dążyć do wprowadzenia najsurowszego w historii systemu azylowego. Ponadto chcą ograniczyć migrację zarobkową, przyjmowanie zagranicznych studentów na uniwersytety, a wobec nowych państw UE stosować specjalne zasady na rynku pracy. Nowy holenderski rząd ma wręcz domagać się klauzuli opt-out, to jest rezygnacji z przyjęcia europejskiej polityki azylowej, i przedłożyć wniosek w tej sprawie Komisji. Odniósł się do tego zresztą rzecznik KE Eric Mamer, który stwierdził, że pakt migracyjny został przyjęty i obowiązuje. Wskazał też, że Komisja dysponuje swoimi narzędziami, żeby przyjęcie regulacji migracyjnych wyegzekwować, co można wprost odczytać jako zasugerowanie potencjalnej procedury naruszeniowej wobec Holandii za niedostosowanie prawodawstwa. To jednak mogłoby nastąpić dopiero po dwóch latach, bo tyle czasu mają państwa członkowskie na przyjęcie regulacji.

Skład rządu ma zostać przedstawiony w połowie tego tygodnia parlamentowi. Jeśli uda się wykonać ostatni krok, wówczas, po prawie 14 latach weteran holenderskiej sceny politycznej będzie mógł przejść na emeryturę, ale tylko na krajowej arenie. Rutte jest bowiem faworytem do objęcia stanowiska sekretarza generalnego NATO. Nowy rząd z pewnością nie będzie najlepszą reklamą dla Ruttego, którego partia będzie sygnować pomysły Partii Wolności Wildersa. Wszystko jednak wskazuje na to, że ustępujący szef holenderskiego rządu niemal zebrał już odpowiednią liczbę szabel. Pozostaje mu do przekonania jeszcze Rumunia oraz Węgry i Słowacja, po tym jak jego kandydaturę publicznie poparła Turcja. ©℗