Opozycja i eksperci dowodzą, że legislacyjne plany rządzących storpedują europejskie aspiracje narodu.

Tysiące ludzi przeszły we wtorkowy wieczór ulicami Tbilisi w proteście przeciwko ustawie o agentach zagranicznych, będącej w ocenie opozycji kopią rosyjskich regulacji, które doprowadziły do faktycznej likwidacji organizacji pozarządowych. Władze chcą ją przyjąć do końca czerwca, gdy Gruzini będą skupieni na debiucie ich piłkarskiej reprezentacji na mistrzostwach Europy. Rząd zapowiada też inne przepisy, które mogą przeszkodzić w akcesji do Unii Europejskiej, na czele z konstytucyjnym zakazem tzw. propagandy homoseksualnej, także wzorującym się na rozwiązaniach rosyjskich.

„Ki Ewropas, arul rusul kanons” (Tak dla Europy, nie dla rosyjskiej ustawy) – głosiły napisy na transparentach niesionych na Marszu Wolności, jak nazwali go organizatorzy. Manifestacja zakończyła się pod gmachem parlamentu, gdzie 35 lat wcześniej, 9 kwietnia 1989 r., podczas próby pacyfikacji wiecu zwolenników niepodległości przez armię radziecką zginęło co najmniej 20 osób. Premier Irakli Kobachidze przekonywał, że przepisy mają na celu ujawnienie źródeł finansowania i celów działalności organizacji pozarządowych, a jeśli Zachód ukarze za to Gruzję sankcjami, „byłaby to ogromna niesprawiedliwość, skoro analogiczne przepisy funkcjonują w Stanach Zjednoczonych i wielu innych państwach zachodnich”.

Lewan Berdzeniszwili, dysydent z czasów ZSRR, uważa jednak, że projekt to krok na drodze do autorytaryzmu. – Za nim pójdą kolejne ustawy, dokładnie tak, jak to było w Rosji – przekonywał. Projekt przewiduje, że organizacje i media, które w co najmniej 20 proc. są finansowane spoza kraju, powinny się zarejestrować jako agenci zagraniczni.

Pierwsza próba przegłosowania w parlamencie ustaw uderzających w trzeci sektor miała miejsce w zeszłym roku. Wówczas pod presją ulicy, opozycji i Zachodu – który wycofanie się ze zmian uczynił jednym z warunków przyznania Gruzji statusu kandydata do członkostwa w UE – władze zrobiły krok wstecz. W grudniu 2023 r. Tbilisi ten status otrzymało, dołączając do Mołdawii i Ukrainy. Teraz pomysł wraca, chociaż Bruksela ostrzega, że jest nie do pogodzenia z integracją europejską. Wczoraj prezydent Salome Zurabiszwili, która jednak dystansuje się od przepisów postrzeganych jako antydemokratyczne, choć na ten urząd wysunęło ją rządzące Gruzińskie Marzenie (KO), spotkała się z Delphine Pronk, wysłanniczką szefa unijnej dyplomacji. – Gdy chodzi o wybór między Europą a Rosją, prezydent nie może pozostać neutralna – mówiła Zurabiszwili, która wcześniej obwiniła rząd o „sabotowanie drogi do Europy”. Krytyka Zachodu jest jednoznaczna, w dodatku płynie nie tylko z ust rzeczników prasowych i innych szeregowych urzędników.

– To w zasadzie przeczy wysiłkom na drodze do umacniania instytucji demokratycznych w Gruzji. Odwiedziłem Tbilisi kilka tygodni temu i jednym z moich głównych przekazów był ten o znaczeniu reform i wzmacnianiu demokracji, skoro naród gruziński jasno deklaruje, że chce demokratycznej przyszłości w europejskiej i euroatlantyckiej rodzinie – powiedział Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO. – Jestem zaniepokojona powrotem do projektu o przejrzystości wpływów zagranicznych. Rok temu, razem z wieloma przyjaciółmi Gruzji, cieszyłam się z jego wycofania – dodawała Marija Pejčinović Burić, szefowa Rady Europy. „Niech KO wsłucha się we własny naród. 90 proc. Gruzinów chce wstąpić do UE, a nie do putinowskiej Rosji!” – napisał szef komisji spraw zagranicznych Bundestagu Michael Roth z Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Jego słowa są o tyle istotne, że jutro Niemcy ma odwiedzić premier Kobachidze. Program zakłada spotkanie z kanclerzem Olafem Scholzem.

Równocześnie KO zaproponowało tymczasem nowelizację konstytucji w imię „obrony wartości rodzinnych”. Projekt zakłada zakaz propagandy homoseksualnej (objąłby marsze środowisk LGBT), małżeństw jednopłciowych i adopcji dzieci przez takie pary, a także zakaz procedury uzgadniania płci. Lider większości parlamentarnej Mamuka Mdinaradze tłumaczył, że chodzi o zapisanie, iż „małżeństwo to związek jednego genetycznego mężczyzny z jedną genetyczną kobietą”. – Jeśli ktoś zechce narzucić nam związki jednopłciowe, odpowiemy, że zakazuje tego konstytucja. Musimy zamurować te drzwi – dodawał. – Kiedy władze mówią o walce z pseudoliberalizmem, mają na myśli, że to one są prawdziwymi liberałami, a nie ich oponenci. A opozycja znajdzie się w trudnej sytuacji. Jeśli będzie mówić, że wspiera prawa LGBT, może jej to wyjść bokiem w czasie wyborów, ponieważ społeczeństwo jest dość konserwatywne – powiedział Deutsche Welle politolog Korneli Kakaczia.

Wybory parlamentarne są planowane na październik. Cztery lata temu KO zdobyło 48 proc. głosów (opozycja kontestowała tę liczbę), zaś ostatnie sondaże wskazują, że poparcie spadło poniżej 40 proc. – Partia rządząca jest wrażliwa na oskarżenia o prokremlowskość, dlatego stara się wymyślić coś, czego można użyć przeciw opozycji – przekonywał Kakaczia. – Oprócz Rosji żadne państwo świata nie ma antydemokratycznych interesów w Gruzji – mówił w rozmowie z Radiem Tawisupleba były minister ds. równości Paata Zakareiszwili.

Opozycja przytacza też inne dowody na prorosyjskość władz. Wśród nich ponowne uruchomienie w 2023 r. połączeń lotniczych z Rosją oraz opór przed dołączeniem do zachodnich sankcji za atak na Ukrainę. To ostatnie doprowadziło do faktycznego obniżenia rangi relacji między Kijowem a Tbilisi. Poprzedni ambasador Ihor Dołhow został odwołany w czerwcu 2022 r. i Kijów do tej pory nie wysłał na Kaukaz jego następcy. ©℗

O prorosyjskości władzy świadczy m.in. opór przed wprowadzeniem sankcji wobec Moskwy