Po piątkowym zamachu w Krasnogorsku powszechne są opinie, że terroryści powiązani z afgańską sekcją Państwa Islamskiego obnażyli instytucjonalną słabość Rosji. To prawda. Ale stąd do wniosku, że atak osłabi reżim Władimira Putina, daleka droga. To nie pierwszy tak duży akt terroru na terenie Rosji.

Dotychczas Kreml wykorzystywał je do tego, aby dokręcić śrubę i wzmocnić władzę. Putinizm ma to wbudowane w założenia systemu, bo od tego się zaczął. Gdy Putin był premierem, ktoś we wrześniu 1999 r. wysadził domy mieszkalne w Bujnaksku, Moskwie i Wołgodońsku, w wyniku czego zginęło 307 osób. Putin miał okazję się zaprezentować na tle schorowanego Borisa Jelcyna jako silny przywódca, gotowy, by zasłużyć na tytuł następcy myślącego już o emeryturze prezydenta. Kreml oskarżył o zamachy czeczeńskich separatystów, choć prawdopodobna wydaje się wersja, którą upowszechnili w książce „Wysadzić Rosję” Jurij Fielsztinski i zamordowany potem w Wielkiej Brytanii Aleksandr Litwinienko, zgodnie z którą bloki miały wysadzić rosyjskie służby. Władza chciała mieć kolejny pretekst do rozprawy z de facto niezależną wówczas Czeczenią.

Kolejny, bo pierwszym był rajd czeczeńskiego watażki Szamila Basajewa na Dagestan, który rozpoczął się w sierpniu 1999 r. Dagestan miał uzasadnić ponowną interwencję w Czeczenii w oczach wspólnoty międzynarodowej. Zemsta za bloki mieszkalne miała zaś zdobyć dla wznowionej wojny poparcie w oczach statystycznego obywatela narodowości rosyjskiej, na którego mentalnej mapie Dagestan nie był i nie jest postrzegany jako „prawdziwa Rosja”. Wysadzenie bloków i późniejszy o trzy lata atak na teatr na moskiewskiej Dubrowce pozwoliły Rosjanom przekonać Zachód, że wojna w Czeczenii to element szerszej wojny z islamistycznym terrorem (Dubrowka miała miejsce już po zamachach z 11 września 2001 r.). To pozbawiło separatystów sympatii świata i pozwoliło Moskwie nie oglądać się więcej na krytykę za brutalne metody pacyfikacji kaukaskiej republiki. Równolegle Rosjanie umiejętnie eliminowali umiarkowanych rebeliantów, promując największych radykałów z dżihadystycznymi sympatiami.

Z kolei atak czeczeńskiego komanda na szkołę w Biesłanie w 2004 r., który zakończył się dramatycznie niezborną operacją służb, pozwolił Putinowi na scentralizowanie państwa poprzez wycofanie się z bezpośrednich wyborów gubernatorów, co pozbawiło autonomii wywalczonej przez podmioty Federacji Rosyjskiej w czasach Jelcyna. Podporządkowanie elit lokalnych Kremlowi zbiegło się w czasie z innymi reformami autorytaryzującymi kraj, na czele z przejęciem mediów i ustaleniem nowych zasad współżycia z oligarchami (o losie niezgadzających się na nie mógłby opowiedzieć uwięziony wówczas Michaił Chodorkowski albo nieżyjący już Boris Bieriezowski, który Rosję zawczasu opuścił). W ramach punktowej liberalizacji przeprowadzonej za prezydentury Dmitrija Miedwiediewa Kreml ponownie pozwolił na powszechne wybory gubernatorskie, ale silniejsza już wówczas Moskwa mogła sobie na to pozwolić bez większego ryzyka politycznego.

Otwarte pozostanie pytanie, do czego Kreml wykorzysta tragedię z Cactus City Hall. Reakcja propagandy zapowiada na razie dwie drogi. Po pierwsze, brutalizacja wojny przeciw Ukrainie. Już w weekend co bardziej radykalni komentatorzy na czele z Miedwiediewem, który o swoim liberalnym wizerunku dawno zapomniał, grozili Ukraińcom krwawą zemstą. Wczoraj Rosjanie ostrzelali Kijów. Skutkiem może być nasilenie ataków na infrastrukturę cywilną. Moskwa zarazem podejmuje próbę powiązania Ukrainy z dżihadystami, chcąc powtórzyć znany z Czeczenii manewr z pożenieniem przeciwnika z powszechnie uznanym wrogiem wolnego świata. W najbliższych dniach propaganda będzie wyszukiwać ochotników walczących po stronie Ukrainy, którzy wcześniej bili się w Syrii po stronie rebelii, o czym mówił w niedzielnej rozmowie z serwisem Gazetaprawna.pl Kacper Rękawek z haskiego Międzynarodowego Centrum Zwalczania Terroryzmu. Po drugie, dyskutowane już wycofanie się z moratorium na karę śmierci. Rosja zrywa kolejne więzy łączące ją z Zachodem, a moratorium jawi się jako pamiątka po świecie, którego już nie ma. ©℗