Za niecałe cztery miesiące szczyt NATO w Waszyngtonie z okazji 75 lat Sojuszu. A prezydenta Dudę i premiera Tuska dzieli wizja dyskusji o powiększeniu wydatków na zbrojenia w NATO.

Wizyta polskiego premiera i prezydenta RP w Białym Domu nie wywołała w Stanach Zjednoczonych szerokiego medialnego zainteresowania. Wszystko przez trwającą kampanię wyborczą, rzucającą cień na wtorkowe wydarzenia w Waszyngtonie. Największe prasowe tytuły i stacje telewizyjne skupiały się w tym tygodniu na relacjach z prawyborów, w których i Joe Biden, i Donald Trump uzyskali już wystarczające liczby delegatów na partyjne konwencje. Od prezydenckich nominacji dzieli ich już coraz mniej formalności. Coraz bliżej do ich wyborczego rewanżu, a były ambasador USA w RP Paul Jones przewiduje, że w toku kampanii kandydaci będą zabiegać teraz także o głosy Polonii. – One mają znaczenie. Żaden z poważnych polityków nie chciałby zostać uznany za takiego, który ignoruje bezpieczeństwo Polski – stwierdził w rozmowie z DGP.

Do zamknięcia naszego wydania komentarza w sprawie wizyty nie udzielił Trump, obecnie wyborczy faworyt. Swojego stanowiska, mimo apeli Dudy i Tuska, nie zmienił republikański szef Izby Reprezentantów Mike Johnson, który dalej blokuje głosowanie nad pakietem pomocy wojskowej dla Ukrainy. – Relacje między Polską a USA są znakomite niezależnie od tego, kto rządzi – uspokajał w amerykańskiej stolicy Duda. Nastroje nad Potomakiem są jednak posępne. Szef CIA Bill Burns przekazał w tym tygodniu kongresmenom, że z przegłosowanym pakietem Ukraina mogłaby utrzymać swoje pozycje do 2025 r. oraz ostrzeliwać rosyjskie strategiczne cele na Krymie oraz Morzu Czarnym. Bez tego Rosja prawdopodobnie przesunie na swoją korzyść linie frontu, będzie okupować jeszcze więcej terytoriów. – To byłby wielki i historyczny błąd Stanów Zjednoczonych – ostrzegł Burns.

Mimo braku środków z Kongresu administracja Bidena wygospodarowała nowe 300 mln dol. na wojskową pomoc dla Ukrainy. Zgodnie z deklaracjami urzędników Białego Domu udało się to dzięki znalezieniu oszczędności w zawartych już kontraktach, co chyba można nazwać po prostu kreatywną księgowością. W ramach ogłoszonego podczas wizyty polskich władz pakietu do Ukrainy mają trafić m.in. pociski dalekiego zasięgu oraz amunicja artyleryjska o kalibrze 155 mm. Raczej jest to rozwiązanie nadzwyczajne, bo bez działania Kongresu większe transfery militarne nad Dniepr ze strony USA są właściwie niemożliwe.

Jak dalej wspierać Ukrainę i odstraszać Rosję – to główne tematy dyskusji przed rocznicowym szczytem NATO zaplanowanym na lipiec w Waszyngtonie. Na cztery miesiące przed tym wydarzeniem Duda zaproponował, by kraje Sojuszu na obronność przeznaczały 3 proc. PKB. Byłby to zapis wyższy niż 2 proc., które przewidziano w Planie gotowości (w horyzoncie 10 lat) na szczycie NATO w walijskim Newport w 2014 r. Większość państw Sojuszu – mimo wydarzeń ostatnich lat – do poziomu 2 proc. PKB nie dobiła. Propozycja Dudy, przedstawiona m.in. w artykule „Washington Post”, nieoficjalnie jest również sygnałem dla Trumpa o gotowości Europejczyków do zwiększenia wydatków, czego były prezydent donośnie domaga się w kampanii.

Przed szczytem w Waszyngtonie w sprawie 3 proc. w Warszawie panuje dwugłos. Pomysł Dudy nie wywołał aplauzu rządu. Premier Tusk miał uprzedzać prezydenta, żeby założył z góry, że nie będzie entuzjastycznej odpowiedzi na tego typu sugestie. – Od razu zadałem pytanie, czy nie jest ważniejsze, żeby skłonić naszych partnerów, aby wywiązali się z tych 2 proc. I szczerze powiedziawszy, gdyby wszyscy wywiązali się z tego progu 2 proc. w NATO, to prawdopodobnie mielibyśmy więcej pieniędzy, niż jest potrzebne do zakupu broni na całym świecie – stwierdził Tusk. Jones, życząc inicjatywie polskiego prezydenta powodzenia, ostrzega, że do jej realizacji jest długa droga. – Do wszystkiego w NATO dochodzi się przez konsensus. Potrzeba więc wielu konsultacji wśród sojuszników, nie wiem, czy to się już zaczęło, czy teraz zaczynamy – ocenił rozmówca DGP. ©℗

Opowiedz nam, co tam w tych Stanach

Trójkąt Weimarski miał wrócić do łask za sprawą politycznego zbliżenia nowego polskiego rządu z władzami Francji i Niemiec, ale piątkowe spotkanie Donalda Tuska, Olafa Scholza i Emmanuela Macrona w Berlinie przebiegnie w mniej radosnej atmosferze. Szef polskiego rządu będzie relacjonował przywódcom największych europejskich państw to, co usłyszał od Joego Bidena w Waszyngtonie.

W Berlinie dyskusje będą się koncentrować na organizacji w najbliższym czasie wsparcia militarnego dla Ukrainy, w tym zabezpieczenia kurczących się zapasów amunicji, której Europa nie jest w stanie w obecnych warunkach wyprodukować, oraz dalszych dostawach sprzętu i broni. Horyzontem dla UE jest albo całkowite wstrzymanie, albo bardzo znaczące ograniczenie wsparcia dla Ukrainy ze strony USA w przypadku zwycięstwa wyborczego Donalda Trumpa oraz oczywiście bieżąca blokada pakietu pomocowego w Kongresie.

Początkowo na jutro zaplanowane było tylko spotkanie Scholza z Macronem, ale po wizycie w Waszyngtonie postanowiono uzupełnić format o obecność Tuska, co ma być wyrazem jedności najważniejszych unijnych graczy po licznych ostatnio francusko-niemieckich tarciach. Gdy Niemcy pośrednio oskarżyły Francję o zawyżanie wartości swojej pomocy na rzecz Ukrainy, Macron odpowiedział „propozycją” wysłania wojsk NATO za wschodnią granicę Polski. Żadna z trzech stron nie spodziewa się przełomowych ogłoszeń, ale obecność Tuska jest postrzegana przez francuskie i niemieckie media jako czynnik, który może pomóc złagodzić napięcia na linii Paryż–Berlin. ©℗

Mateusz Roszak