Ani przez Kongres, ani przez partię, ani przez system prawny – Donalda Trumpa nie udało się wyeliminować z polityki, w listopadzie zobaczymy go na wyborczych kartach.

Fiaskiem zakończyła się próba wykluczenia Donalda Trumpa z list wyborczych z powodu jego „wielkiego kłamstwa”. Chodzi o jego bezpodstawne oskarżenia o fałszerstwa wyborcze, do których miało dochodzić cztery lata temu, i o rolę byłego prezydenta w szturmie na Kapitol z 6 stycznia 2021 r. Sąd Najwyższy USA uznał, że sąd w Kolorado nie miał prawa skreślać go ze stanowych kart do głosowania. Tym samym nowojorski miliarder wystartował we wtorkowych prawyborach w tym stanie. Wystartuje także we wszystkich pozostałych. Jeśli dopełni formalności i otrzyma prezydencką nominację republikanów, to jego nazwisko pojawi się w listopadzie na kartach wyborczych w każdym ze stanów.

Prawybory pokazują, że były prezydent cieszy się bezdyskusyjnie największym poparciem elektoratu po prawej stronie. Zdecydowanie zwyciężył w super wtorku (prawybory w kilkunastu stanach). Jego nominacja na kandydata partii wydaje się formalnością, choć wyniki jego rywalki Nikki Haley na poziomie od kilkunastu do kilkudziesięciu procent świadczą jednak o pokaźnym odsetku republikanów opowiadających się za alternatywą.

Dyskusja o prawnym zatrzymaniu marszu Trumpa rozpoczęła się na początku 2021 r., gdy 13 stycznia Izba Reprezentantów postawiła go w stan oskarżenia w ramach procedury impeachmentu. Wszystko rozeszło się wtedy po kościach – kontrolowany przez demokratów Senat uwolnił byłego prezydenta od zarzutu podżegania do przemocy przeciwko władzom USA. Kongres nie zablokował mu możliwości ubiegania się o reelekcję.

Później główny ciężar „sprawy Trumpa” przejął wymiar sprawiedliwości. Postawiono mu 91 zarzutów w czterech różnych sprawach, z czego najmniej poważna, z Nowego Jorku, dotyczy księgowania opłat dla aktorki filmów dla dorosłych w zamian za milczenie. Te o większej wadze są federalne, dotyczą właśnie „wielkiego kłamstwa” o wyborczym fałszerstwie oraz nielegalnego zabrania ze sobą dokumentów z Białego Domu. Do tego dochodzi Georgia, gdzie Trumpowi postawiono zarzuty stanowe o próbę odwrócenia wyniku wyborczego w tym stanie. Największe szanse na wyrok przed listopadem są w sprawie nowojorskiej, Georgia to niemal pewne dłuższy horyzont czasowy. W przypadku zarzutów federalnych na pomoc Trumpowi przyszedł Sąd Najwyższy, który zdecydował, że dopiero pod koniec kwietnia wysłucha argumentów w sprawie tego, czy cieszy się on jako były prezydent immunitetem w zakresie federalnych zarzutów kryminalnych. Nie jest to harmonogram satysfakcjonujący specjalnego prokuratora Jacka Smitha, mocno wątpliwe, czy sprawy federalne zakończą się przed wyborami prezydenckimi.

Gdyby Trump został uznany za winnego na poziomie federalnym, oznaczałoby to dla niego spore polityczne problemy. To wywrócenie sondaży, z badania portalu The Hill wynika, że w takim przypadku Biden prowadziłby ogólnokrajowo z republikaninem o 1 pkt proc. Niektóre stanowe badania pokazują, że aż jedna trzecia republikanów uważa, że federalny wyrok skazujący w ich ocenie oznaczałby, że były prezydent nie jest odpowiednim kandydatem do Białego Domu. Amerykanom w ogóle nie za bardzo uśmiecha się powtórka Biden-Trump. W sondażu University of Massachusetts Amherst taki scenariusz za korzystny dla kraju uznało jedynie 29 proc. ankietowanych. Wśród głównych powodów braku entuzjazmu wobec liderów partii jest wskazywany podeszły wiek obu polityków.

Po stronie demokratycznej pojawiają się plotki o Michelle Obamie jako kandydatce, ale jest właściwie pewne, że Biden uzyska wystarczającą liczbę partyjnych delegatów do nominacji. Teoretycznie może dojść do „podmianki” (np. Biden sam zrezygnuje), ale wśród demokratów nie widać nikogo poważnego zbierającego fundusze czy szeroko pokazującego się w mediach. Mimo że wiek Bidena przeszkadza większości wyborców, to decyzja demokratów o wystawieniu innego kandydata byłaby na tym etapie bardzo ryzykowna. ©℗