Republikanie oczekują zdecydowanej odpowiedzi Białego Domu na atak na placówkę US Army, w którym zginęli amerykańscy żołnierze.

– W wybranym przez nas czasie i w wybrany przez nas sposób pociągniemy do odpowiedzialności wszystkie osoby uczestniczące w ataku – powiedział prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden po niedzielnym uderzeniu dronem w Tower 22, placówkę wojskową na granicy jordańsko-syryjskiej. W ostrzale zginęło trzech amerykańskich żołnierzy, a co najmniej 30 członków personelu USA zostało rannych.

Amerykanie uważają, że za operacją stoi Iran. Biden przekazał, że została ona przeprowadzona przez „działające w Syrii i Iraku radykalne grupy bojowników wspierane przez Iran”. Odpowiedzialność za sobotni atak wziął na siebie Islamski Ruch Oporu, luźna koalicja bliskowschodnich bojówek, które sprzeciwiają się amerykańskiemu wsparciu dla Izraela w wojnie w Strefie Gazy. Według think tanku Washington Institute for Near East Policy istnieją dowody, że rolę koordynatora odgrywa w niej irański Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej. W oświadczeniu opublikowanym w poniedziałek przez irańską agencję IRNA misja Iranu przy ONZ zaprzeczyła jednak, by Teheran był w jakikolwiek sposób zaangażowany w atak. „Istnieje konflikt między siłami USA a grupami oporu w regionie, które wymieniają ataki odwetowe” – napisano.

Od wybuchu wojny w Strefie Gazy regularnie dochodzi do ataków na bazy wojskowe USA w regionie. Niedzielny incydent był jednak pierwszym, w którym zginęli amerykańscy wojskowi. To znacząca eskalacja, która przybliża USA do bezpośredniego konfliktu z Iranem. Biały Dom starał się dotychczas – z marnym efektem – uniknąć rozszerzenia konfliktu na Bliskim Wschodzie, próbując jednocześnie odstraszyć solidaryzujące się z Hamasem bojówki. Teraz Waszyngton musi zdecydować, jak zwiększyć presję militarną w regionie bez wywołania poważnego konfliktu z Teheranem. Tymczasem rośnie wewnętrzna presja na Bidena, który w tym roku będzie walczyć o reelekcję. Były prezydent Donald Trump, który ma nadzieję znów zmierzyć się z demokratą, określił atak jako „konsekwencję słabości i poddania się Bidena”. – Jedyną odpowiedzią na te ataki musi być niszczycielski odwet militarny przeciwko irańskim siłom terrorystycznym, zarówno w Iranie, jak i na całym Bliskim Wschodzie – mówił z kolei republikański senator Tom Cotton.

Administracja demokraty może wybrać spośród szeregu opcji, które nie ograniczają się do bezpośredniego uderzenia w Iran, takich jak atak na Ghods, elitarną irańską jednostkę wojskową, w Syrii, Iraku czy Jemenie, uderzenie w irańskie statki lub przeprowadzenie poważnego ataku na Islamski Ruch Oporu. Ale to tylko jeden z wielu problemów USA. Jemeńscy rebelianci wystrzelili w ostatnich dniach pociski rakietowe w kierunku amerykańskiego okrętu i brytyjskiego tankowca na Morzu Czerwonym. Amerykańsko-brytyjska koalicja od początku stycznia przypuszcza ataki na związane z nimi cele w Jemenie. Strategia ta nie powstrzymała jednak rebeliantów, którzy wzywają do wzmocnienia presji militarnej na Zachód.

Dlatego Amerykanie chcą, by w sprawę zaangażowały się Chiny, wykorzystując swój sojusz z władzami w Teheranie do nacisków na Jemeńczyków. Obłożony amerykańskimi sankcjami Iran jest zależny od powiązań handlowych z ChRL, w tym sprzedaży ropy naftowej. – Chiny mają wpływ na Teheran. Mogą prowadzić rozmowy z irańskimi przywódcami, na które my nie możemy sobie pozwolić – powiedział w ubiegłym tygodniu rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. Władze w Pekinie mogą co prawda skorzystać na wzroście napięć na Bliskim Wschodzie, odwracających uwagę od Tajwanu, i wytykać amerykańskim rywalom brak skuteczności. Sami, podobnie jak Rosjanie, nie muszą się obawiać ataków na Morzu Czerwonym, ponieważ potępili Izrael za reakcję na atak Hamasu z 7 października 2023 r.

Z drugiej jednak strony eskalacja napięcia może się negatywnie odbić na odczuwającej problemy gospodarce Państwa Środka. Duża część chińskiego handlu obsługiwana jest przez międzynarodowe firmy transportowe, a 60 proc. chińskiego eksportu do Europy przepływa przez Morze Czerwone. Reuters pisze, że Pekin zwrócił się już do Teheranu z prośbą o pomoc w powstrzymaniu ataków. Niewywiązanie się z zobowiązań wobec Pekinu miałoby grozić pogorszeniem relacji obu państw. Chiński rząd w coraz większym stopniu stara się prezentować jako lepsza alternatywa dla USA na Bliskim Wschodzie i mediator w tamtejszych konfliktach. W zeszłym roku Chiny pomogły w złagodzeniu napięć między Iranem a Arabią Saudyjską. Próba wpłynięcia na decyzje jemeńskich bojowników będzie kolejnym testem chińskich wpływów w regionie. ©℗