O konflikcie między prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim a głównodowodzącym obroną kraju generałem Wałerijem Załużnym żadna ze stron nie mówi wprost. Ale wtorkowa konferencja Zełenskiego posłużyła za kolejne potwierdzenie, że konflikt jest realny. Pytanie raczej nie brzmi więc, czy spór ma miejsce, lecz czy władze polityczne i wojskowe będą w stanie nim zarządzać tak, by nie osłabić zdolności obronnych Ukrainy.

Podczas dwugodzinnego spotkania z mediami dominowały rzecz jasna pytania o wojnę. Zełenski został zapytany przez dziennikarkę Suspilnego, ukraińskiej telewizji publicznej, czy skonfliktował się z Załużnym i czy planuje jego odwołanie. W kijowskich kuluarach od pewnego czasu mówi się o takim wariancie. Bankowa – jak od adresu biura prezydenta nazywa się tę część obozu władzy – miałaby podejrzewać Załużnego o ambicje polityczne. Z tego miałoby wynikać widoczne pomniejszanie roli głównodowodzącego podczas znacjonalizowanego telewizyjnego maratonu informacyjnego na rzecz lubianego przez prezydenta generała Ołeksandra Syrskiego, dowódcy wojsk lądowych, odpowiedzialnego za udaną obronę Kijowa i błyskotliwą kontrofensywę w obwodzie charkowskim z 2022 r. To właśnie Syrskiego często wymienia się jako potencjalnego następcę Załużnego. Jest już gotowa narracja: jeden z moich rozmówców wskazywał, że generał jest zmęczony jak każdy z żołnierzy i także należy mu się rotacja.

– Mam z Załużnym robocze stosunki. Jako głównodowodzący razem ze Sztabem Generalnym ma odpowiadać za rezultaty na polu walki. Tam jest wiele pytań. Ofensywa to trudna sprawa. Coś było, czegoś nie było, czegoś nie wystarcza. Potrzebujemy mocnych kroków i rezultatów. Każdego dnia na każdej posadzie. Planuję pracować, oczekuję od nich decyzji co do mobilizacji, pomocy na froncie, bardzo konkretnych rzeczy na polu walki. Strategia jest jasna, ale chcę widzieć szczegóły – odpowiedział prezydent. Wyszły na jaw także różnice zdań między Bankową a sztabem. – Zaproponowali zmobilizowanie dodatkowych 450–500 tys. osób. To bardzo poważna liczba. Powiedziałem, że potrzebuję więcej argumentów, aby wesprzeć ten kierunek – odparł Zełenski na pytanie dziennikarki agencji Ukrinform. W listopadzie prezydent mówił też tabloidowi „The Sun”, że dowódcy nie powinni podczas wojny zajmować się polityką.

Tak się składa, że o problemach z mobilizacją w przeddzień konferencji prezydenta mówił sam Załużny w komentarzu dla „RBK-Ukrajina”. – Co do mobilizacji, to nie to, że trzeba ją wzmocnić, ale trzeba zawrócić w koleiny, w jakich działała wcześniej. Teraz to problem dla tych ludzi, którzy walczą na wysuniętych pozycjach. Ktoś ich musi zamieniać, ktoś im musi pomagać – tłumaczył generał, a na pytanie, jak na pobór wpłynęło odwołanie kierowników terytorialnych centrów uzupełnień (TCK), odpowiedników naszych wojskowych komend uzupełnień, odpowiedział, że „to byli profesjonaliści, którzy wiedzieli, jak to robić, a teraz ich nie ma”. Zełenski odwołał szefów wszystkich TCK w sierpniu ze względu na pojawiające się oskarżenia o korupcję. Zarzut, że sparaliżowało to rotację, choć niewyrażony wprost, był najsilniejszym oskarżeniem prezydenta, na jaki Załużny pozwolił sobie od początku rosyjskiej inwazji.

W zachodnich mediach można było przeczytać o różnicach zdań nie tylko między prezydentem a wojskowymi, lecz także między Kijowem a Waszyngtonem. Ukraińcy mieli się upierać przy działaniach zaczepnych na wielu odcinkach frontu, podczas gdy Amerykanie proponowali skoncentrowanie działań na jednym odcinku. W Kijowie usłyszałem, że to próba zrzucenia winy za nieudaną kontrofensywę na stronę ukraińską. Ale jednocześnie w „Washington Post” czytaliśmy, że sztab znajduje się pod presją wyniku ze strony Bankowej, co miałoby prowadzić do nieracjonalnych z wojskowego punktu widzenia decyzji. Niektórzy eksperci w ten sposób interpretują zbyt długie ich zdaniem utrzymywanie oblężonego Bachmutu. Konferencja Zełenskiego dostarczyła potwierdzenia takich ocen. Prezydent powiedział, że oczekuje konkretnych osiągnięć na froncie. Różnice zdań są kwestią naturalną. Problem pojawia się wówczas, gdy nie da się nimi zarządzać. Pytanie, czy Ukraina przekroczyła tę linię, pozostaje otwarte. ©℗