Wszystko, co odbywa się w Stanach Zjednoczonych wokół kontynuacji pomocy dla Ukrainy, ma kilka wymiarów, ale najważniejszy jest wymiar wewnątrzpolityczny.

Uchwalenie pozytywnej decyzji przez amerykański Kongres nie jest możliwe, jeśli demokraci i republikanie nie osiągną kompromisu w kwestii reformy ustawodawstwa migracyjnego. Ten kompromis jest możliwy, ale im więcej politycznej krwi czują republikanie skupieni wokół Donalda Trumpa, tym bardziej cisną. W przeszłości zajmowałem się kwestiami migracyjnymi – to trudne sprawy, nie da się tej reformy napisać na kolanie. Ale republikanie uznali, że z uwagi na determinację demokratycznej administracji w kwestii uchwalenia pakietu pomocy strategicznej nadszedł najlepszy moment, żeby wymusić korzystne dla nich rozwiązania. A dla demokratów i osobiście prezydenta Joego Bidena to nieprosta decyzja, bo znaczna część ich elektoratu to imigranci, ich rodziny i potomkowie. Dlatego kompromis w tej sprawie będzie bardzo trudno wypracować.

Najważniejsze, że Biden wysyła w ostatnich dniach sygnały, że jest gotów iść na ustępstwa. Choć stanowiska w Izbie Reprezentantów są ostrzejsze. Pierwsze skrzypce w tej kwestii gra obecnie hałaśliwa i dość wpływowa grupka radykałów. Ale przeciwko proceduralnej decyzji, która otworzyłaby drzwi do podjęcia decyzji o pomocy dla Ukrainy, głosowali wszyscy republikanie, w tym zwolennicy wsparcia Kijowa, jak Mitch McConnell. W tej sytuacji wyżej stawiają oni interesy swojej partii niż zrozumienie konieczności pomocy dla Ukrainy jako leżącej w interesie Stanów Zjednoczonych. To też jest kwestia walki politycznej – republikanie chcą po prostu jak najmocniej uderzyć w Bidena, rozpocząć proces impeachmentu. W Kalifornii po raz drugi oskarżono właśnie prezydenckiego syna, Huntera Bidena, o nieprawidłowości podatkowe. Ten konflikt polityczny tylko eskaluje. A na to nakłada się czynnik Trumpa, który de facto kontroluje Partię Republikańską. Wszystko to sprawia, że sytuacja jest trudna, choć uważam, że przynajmniej w Senacie kompromis jest możliwy.

Biden nie postawi tematu ukraińskiego w centrum swojej kampanii wyborczej. Inna sprawa, że pomoc dla Ukrainy, zwłaszcza jeśli zmieni się dynamika sytuacji na froncie, da mu więcej podstaw do dowodzenia, że jego polityka była słuszna. On też więc ma interes w tym, żeby Ukraina odniosła sukces i by wsparcie dla niej było kontynuowane. Ale do końca roku zostało kilka dni, trwa ostatni roboczy tydzień w Kongresie. Potem kongresmeni zbiorą się znów 8–9 stycznia, a już w połowie stycznia od stanu Iowa zaczynają się prawybory prezydenckie. Temat zacznie się więc nakładać na kampanię wyborczą. Republikański elektorat jest podzielony mniej więcej po połowie, jeśli chodzi o stosunek do pomagania Ukrainie, może nawet odrobinę przeważają przeciwnicy. I tak się tworzy zamknięte koło. Z jednej strony kongresmeni wsłuchują się w zdania wyborców, a z drugiej ich wystąpienia przeciwko kontynuowaniu pomocy wzmacniają tego typu nastroje. Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja jest trudna. Pytanie, czy Europejczycy są w stanie przejąć sztandar i wziąć na siebie rolę liderów pomocy. Musimy być realistami i szykować się do trudnego 2024 r. ©℗

not. Michał Potocki