Środki dla Ukrainy się kończą, Kongres jest pogrążony w sporach, a republikanie uzależniają przyznanie funduszy dla Kijowa od przeprowadzenia reformy migracyjnej

– Nie ma magicznych źródeł. Jeśli Kongres nie podejmie działań, to pod koniec roku nie będziemy mieli środków, by zamawiać broń i sprzęt dla Ukrainy – przekazała w tym tygodniu w liście do kongresmenów Shalanda Young, dyrektor Biura Zarządzania oraz Budżetu w Białym Domu. To potwierdzenie tego, czego od kilku miesięcy spodziewano się mniej lub bardziej oficjalnie – wyczerpania się funduszy dla Ukrainy. I niestety, na 2024 r. administracja Joego Bidena wciąż nie ma zagwarantowanych żadnych środków dla naszego sąsiada. Choć część urzędników z Pentagonu uspakaja, że w zapasie jest jeszcze kilka miliardów dolarów, co zapewniłoby pomoc na jeszcze miesiąc czy dwa w nadchodzącym roku.

Biden chce ok. 60 mld dol. dla Ukrainy na nowy rok podatkowy, co pozwoliłoby Amerykanom utrzymać zakres i tempo dotychczasowego wsparcia (obecnie wydaje się to kwotą nierealną, zapewne końcowa suma zatwierdzona przez Kongres będzie znacznie niższa). Głosowanie w sprawie pakietu odbędzie się w Senacie prawdopodobnie w środę. Szanse, że zostanie przegłosowany w izbie wyższej amerykańskiego parlamentu, są mizerne. A nawet jeśli tak się wydarzy, to aby wszedł w życie, potrzebna jest jeszcze większość w Izbie Reprezentantów, czego prawdopodobieństwo jest na ten moment jeszcze niższe. Tam większość mają republikanie, którzy nie chcą głosować „za”. Po pierwsze dlatego, że znaczna część z nich domaga się w zamian za swoje poparcie szerokiej reformy systemu imigracyjnego. Po drugie – jak przekazał szef Izby Reprezentantów Mike Johnson – liczą, że Biały Dom przedstawi „jasną strategię” w sprawie Ukrainy.

Ciągnące się już od miesięcy spory między partiami nabrzmiały do takiego poziomu, że wtorkowe utajnione spotkanie na Kapitolu senatorów obu ugrupowań oraz przedstawicieli administracji i wojska skończyło się krzykami, demonstracyjnym opuszczaniem sali (zrobił to m.in. republikański senator Mitt Romney) i wyrażaniem swojego oburzenia w mediach. Co warte podkreślenia, w rozmowach w Kongresie zdalnie miał uczestniczyć prezydent Wołodymyr Zełenski, ale w ostatniej chwili zrezygnował.

Główna oś podziału dotyczyła samego tematu spotkania. Republikanie chcieli dyskutować o reformie migracyjnej i sytuacji na granicy z Meksykiem, demokraci kierowali debatę na Ukrainę. – Niedługo porzucimy Ukrainę. Gdy Władimir Putin wkroczy do kraju NATO, to republikanie będą żałować dnia, w którym wybrali polityczne gierki kosztem bezpieczeństwa Ukrainy – stwierdził po spotkaniu posępnie senator Christopher Murphy. 50-latek o polskich korzeniach wyrasta na jednego z głównych rozgrywających w negocjacjach po demokratycznej stronie, a od losów pakietu może zależeć jego dalsza polityczna kariera.

Tymczasem Mike Johnson nawet nie chce słyszeć o głosowaniu w sprawie kolejnych środków dla Ukrainy bez wcześniejszej odpowiedzi ze strony administracji dotyczących wykorzystania obecnych funduszy. Nowy spiker Izby Reprezentantów mówi też, że Biały Dom powinien przedstawić dokładnie, co stanowi cele USA w wojnie między Rosją a Ukrainą. Ciężko spekulować, o jakie dokładnie informacje mu chodzi, bo szczegółowe dane dotyczące wojny i transferowanego sprzętu są przekazywane Kongresowi regularnie, część dostępna jest też publicznie. Na przykład w niedawnym artykule doradcy prezydenta USA ds. narodowego bezpieczeństwa Jake’a Sullivana w magazynie „Foreign Affairs”. Czołowy amerykański urzędnik napisał w nim, że Stany Zjednoczone muszą zapewnić Ukrainie „suwerenność, demokratyczność i wolność”. Nie użył przy tym jednak regularnie wcześniej powtarzanej przez Amerykanów formuły, że USA „będą wspierać Ukrainę tak długo, jak trzeba”.

Publicznie Amerykanie zapewniają, że wyłącznie od Ukraińców zależy, jak definiują swoje zwycięstwo w wojnie. DGP mówił o tym w październiku Philip Gordon, doradca ds. narodowego bezpieczeństwa wiceprezydent Kamali Harris. Od tego czasu doszło do pewnych zmian, nieoficjalnie mówi się, że Waszyngton zwiększa presję na Kijów, by ten zgodził się na negocjacje z Moskwą i nie wykluczał przy tym pogodzenia się w jakiejś formie z utratą części okupowanych terytoriów. Być może Ukraina nie będzie miała innego wyjścia. Przebywający w Waszyngtonie szef kancelarii Zełenskiego Andrij Jermak powiedział, że bez pomocy Stanów Zjednoczonych istnieje „duże ryzyko”, że jego kraj może przegrać wojnę. ©℗