Sąd konstytucyjny zakwestionował jeden z nieformalnych fundamentów „koalicji sygnalizacji świetlnej”.

Dziura budżetowa wielkości 60 mld euro jest w centrum uwagi w najnowszej odsłonie kryzysu targającego niemiecką polityką. Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe (FTK) uznał przeksięgowanie niewykorzystanego zadłużenia z rządowego funduszu covidowego na cele niezwiązane z pandemią za próbę obejścia przez rząd tzw. hamulca długu – zapisanego w ustawie zasadniczej limitu federalnego zadłużenia. Ze środków tych uczyniono tymczasem podstawę funduszu klimatu i transformacji. To źródło, z którego finansowane są m.in. mechanizmy osłonowe dla gospodarstw domowych, dopłaty do termomodernizacji budynków, rozwój elektromobilności, OZE i sieci elektroenergetycznych, wsparcie zielonego przemysłu czy inwestycje kolejowe.

Sędziowie przychylili się do argumentów podniesionych w skardze przez parlamentarzystów opozycyjnej chadecji i nakazali umorzenie niewykorzystanej w pandemii linii kredytowej. Rząd wykonał postanowienie FTK już w dniu jego ogłoszenia, zawieszając dalsze wydawanie pieniędzy z klimatycznego funduszu.

Teraz powinien rozplanować wydatki na nowo, a każde z dostępnych rozwiązań będzie oznaczać istny tor przeszkód dla koalicji. Resztki z covidowej stymulacji uruchomionej jeszcze przez rząd Angeli Merkel pozwalały dotąd łagodzić napięcia pomiędzy partnerami. Zieloni, którzy doszli do władzy z najbardziej ambitnym programem wydatkowym, mogli realizować dzięki tym środkom przynajmniej część swoich pomysłów. Z kolei dla konserwatywnej fiskalnie FDP ważne było, że mimo kryzysu zadłużenie jest utrzymywane w konstytucyjnych ryzach.

Pod koniec ubiegłego tygodnia koalicjanci poinformowali, że na rozstrzygnięcia w sprawie nowych realiów budżetowych trzeba będzie poczekać, bo wszyscy partnerzy muszą „uważnie przeanalizować” wszystkie konsekwencje wyroku FTK dla fiskusa. Najbardziej pozytywny scenariusz to uchwalenie budżetu jeszcze w tym roku kalendarzowym. Według prezesa Federalnego Związku Przemysłu Niemieckiego (BDI) Siegfrieda Russwarma przedłużanie niepewności będzie grozić utratą niektórych inwestycji. Subsydiowana z zakwestionowanego funduszu miała być m.in. budowa dwóch fabryk chipów Intela za Odrą. To inwestycje ogłoszone przez amerykański koncern równolegle z planowanym pod Wrocławiem Zakładem Integracji i Testowania Półprzewodników.

Druga opcja to ciąć wydatki, rozpoczynając festiwal przeciągania przykrótkiej kołdry pomiędzy energetyką, przemysłem, gospodarstwami domowymi czy armią. To oznaczać będzie symboliczny cios w Zielonych, ale także – jak wskazują pierwsze sondaże po feralnym orzeczeniu – w Olafa Scholza i firmowanie przez niego programu Zeitenwende, czyli strategiczny restart niemieckiej polityki zainicjowany w reakcji na rosyjską inwazję na Ukrainę. W grę wchodzi wreszcie podniesienie podatków lub opłat za emisje CO2 w krajowym systemie handlu uprawnieniami, które nie spodoba się ani liberałom, ani obawiającym się podnoszenia kosztów dla obywateli socjaldemokratom.

Zeitenwende i bez utraty 60 mld euro na zieloną transformację energetyki, transportu i przemysłu borykał się z problemami. Odwrót od rosyjskich surowców kopalnych wcale nie przebiega tak gładko, jak chciałby to prezentować Berlin. Raz po raz okazuje się np., że mimo działań na rzecz dywersyfikacji dostaw i przyspieszenia pożegnania z gazem niemiecka gospodarka nie radzi sobie bez dużych ilości błękitnego paliwa w przewidywalnie niskich cenach. Ostatnio organizacja branży energetycznej i wodnej (BDEW) ogłosiła, że przyspieszony coalexit w 2030 r., do którego zobowiązał się rząd Scholza, nie będzie możliwy bez kolejnej fali rozbudowy energetyki gazowej. Na pozyskanie dodatkowych dostaw surowca ma pozwolić zacieśniona współpraca z Włochami i budowa nowego korytarza gazowego przez Alpy.

W kryzysie są także najważniejsze „płuca” transformacji energetycznej, czyli branże OZE czy elektromobilności, które, podobnie jak na całym świecie, ponoszą koszty inflacji, podwyższonych stóp procentowych i agresywnej ekspansji chińskiego przemysłu. Straty raportują kwartalnie m.in. potentaci energetyki wiatrowej, Orsted i Vestas, czy jedna z największych firm fotowoltaicznych, Solar Edge. – Ich modele biznesowe, przez wzgląd na niskie marże, pozwalają na funkcjonowanie tylko w realiach zerowych stóp – tłumaczy Frank Meyer, analityk giełdowy związany z telewizją n-tv. W konsekwencji coraz więcej przedsiębiorstw – jak ostatnio Siemens Energy – szuka awaryjnego wsparcia państwa.

W ostatnich latach rząd Scholza był wyjątkowo hojny. W ramach poluzowanych zasad pomocy publicznej wprowadzonych w marcu 2022 r. KE zatwierdziła władzom w Berlinie wsparcie o wartości niemal 360 mld euro. To prawie połowa całej pomocy publicznej udzielonej na tych zasadach w UE. Dysproporcja jest jeszcze większa w przypadku modułu skierowanego do przemysłu energochłonnego. W całej „27” KE notyfikowała w ramach tymczasowych ram kryzysowych niespełna 70 mld euro tego typu pomocy, z czego za ok. 54 mld euro – 78 proc. tej puli – odpowiadały Niemcy. Nie brakowało w związku z tym głosów wskazujących, że skala tej pomocy stanowi poważne zagrożenie dla równowagi rynku UE.

Zliberalizowane zasady subsydiowania niektórych sektorów będą w najbliższym czasie odchodzić do historii. – Wszystkie kraje członkowskie powinny wygaszać mechanizmy dopłat do energii tak szybko jak to możliwe w latach 2023–2024 – podkreśliła w zeszłym tygodniu KE. Te państwa zaś, którym grozi w tym roku przekroczenie unijnych progów ostrożnościowych (a należą do nich m.in. Niemcy, Włochy, Holandia czy Słowacja), powinny ponadto – zgodnie z wytycznymi Komisji – wykorzystać oszczędzone pieniądze do ograniczenia deficytu w finansach publicznych. ©℗