Dyskusje, jak uniknąć tzw. zamknięcia rządu, na dalszy plan zepchnęły w Kongresie Ukrainę i Izrael. W rozpatrywanej propozycji budżetowej nie ma dla tych państw ani centa.

Potrzebuję tej roboty jak strzału w głowę – stwierdził w przypływie szczerości w 2013 r. John Boehner, ówczesny szef Izby Reprezentantów z ramienia republikanów. Było to w trakcie wyczerpujących negocjacji dotyczących reform fiskalnych, które ostatecznie przegłosowano w ostatnich godzinach 112. kadencji Kongresu. Kolejni po Boehnerze republikanie na pozycji spikera nie mają wcale łatwiej – Kevin McCarthy w październiku, jako pierwszy w historii, został odwołany ze stanowiska. Jego następcą został Mike Johnson, relatywnie mało doświadczony kongresmen z Luizjany, pozostający w dobrych, ale nie idealnych relacjach z Donaldem Trumpem. Teraz trwa jego pierwszy poważny test. Stawką jest to, czy Stanom Zjednoczonym uda się uniknąć częściowego zawieszenia działalności rządu (shutdown), prowizorium budżetowe przestaje obowiązywać w piątek.

W nowej roli Johnson od tygodni próbuje pogodzić strony, rozmawiając to z Białym Domem, to z kongresowymi demokratami, to nielicznymi, ale w wielu sprawach decydującymi u republikanów trumpistami. I tak w końcu wykuł propozycję dość niestandardową – dwuczęściowe prowizorium. Zgodnie z jej treścią część rządu ma mieć zapewnione funkcjonowanie do 19 stycznia (to dotyczy m.in. rządowych agencji zajmujących się transportem oraz rolnictwem), a część do 2 lutego. Do tego czasu mają trwać negocjacje na temat większego porozumienia. W propozycji Johnsona nie ma postulowanych przez wolnorynkowych republikanów cięć budżetowych. Co istotniejsze, nie ma też ani centa wsparcia dla Ukrainy oraz Izraela.

Pomoc dla sojuszników USA jest priorytetem dla Joego Bidena. Po zaognieniu się konfliktu izraelsko-palestyńskiego prezydent USA zwrócił się do Kongresu w orędziu wygłoszonym 19 października z prośbą o wyasygnowanie dla administracji kolejnych 61 mld dol. dla Kijowa, a także 14 mld dol. dla Izraela. Od tego przemówienia minie niedługo miesiąc, a z Kongresu w tych sprawach nie wyszło nic (Izba Reprezentantów przegłosowała pomoc dla Izraela, ale kwestii nie podjął Senat). Biały Dom jest sfrustrowany, winą za zamęt i bezruch na Kapitolu obarcza republikanów. Przy tym rząd Bidena oczywiście sprzeciwia się planom Johnsona. – To recepta na jeszcze więcej republikańskiego chaosu oraz więcej shutdownów – skwitowała propozycję rzeczniczka Białego Domu Karine Jean-Pierre.

Czas nie gra na korzyść Ukrainy, co coraz mniej ukrywają Amerykanie. W rozmowie z DGP z początku października doradca wiceprezydent USA ds. bezpieczeństwa narodowego Philip Gordon zapowiadał, że „nie będzie nagłego zakończenia wsparcia”. W rozmowie dało się jednak wyczuć zaniepokojenie obrotem spraw na Kapitolu. – Oczywiście prowizorium budżetowe z września jest komplikacją i byliśmy rozczarowani, że nie zawarto w nim pomocy dla Ukrainy. Kongres musi podjąć działania – wzywał. W zeszłym tygodniu Pentagon ostrzegał już, że musi „odmierzyć” pakiety, bo wyczerpał 95 proc. z tego, co wyasygnowano do tej pory na Kapitolu. – Będziemy ogłaszać kolejne pakiety, ale będą one po prostu mniejsze – tłumaczyła rzeczniczka amerykańskiego ministerstwa obrony Sabrina Singh.

Johnson chce kwestie pomocy wojskowej dla sojuszników zawrzeć w osobnych ustawach, poza negocjacjami budżetowymi. Nie jest wiadomo, ile mogłyby zająć rozmowy na Kapitolu, nie jest też wiadomo, jaka byłaby końcowa kwota (wszystko wskazuje na to, że znacznie mniejsza od prośby Bidena). Jeśli uda się przegłosować rozważane prowizorium, to kolejnego wielomiliardowego pakietu z parlamentu USA dla Ukrainy możemy nie zobaczyć do co najmniej stycznia. Bardzo wątpliwe jest, że Kongres zajmie się sprawą pod koniec roku, przy nadchodzącej przerwie świątecznej i konieczności dalszych negocjacji nad czymś więcej niż kilkudziesięciodniowe rozwiązanie budżetowe.

Są widoki, że propozycję Johnsona uda się przegłosować. Dwuetapowe rozwiązanie poparł już lider republikanów w Senacie Mitch McConnell. I to mimo tego że jest jednym z największych orędowników wsparcia dla Ukrainy na Kapitolu. Przy takiej decyzji McConnella rośnie presja na demokratów w Senacie. Największym wyzwaniem dla Johnsona może być sama Izba Reprezentantów, gdzie należy przekonać trumpistów. Jeśli to się nie uda, nowemu spikerowi grozić będzie nawet odwołanie ze stanowiska. ©℗