Gdy Hamas zaatakował Izrael, a państwo żydowskie odpowiedziało, trudno wyrzucić z głowy pytanie: Czy USA stać na prowadzenie dwóch wojen naraz – tej, która trwa w Ukrainie, i tej, która może się rozlać po Bliskim Wschodzie?

Gdy Hamas zaatakował Izrael, a państwo żydowskie odpowiedziało, trudno wyrzucić z głowy pytanie: czy USA stać na prowadzenie dwóch wojen naraz – tej, która trwa w Ukrainie, i tej, która może się rozlać po Bliskim Wschodzie?

Już niecałe 48 godzin po uderzeniu Hamasu Joe Biden odpowiedział na nie bardzo po amerykańsku. „Jesteśmy Stanami Zjednoczonymi – na litość boską! Jesteśmy najpotężniejszym krajem w historii. Nie tylko na świecie, ale w historii świata” – mówił amerykański prezydent w najważniejszym krajowym programie publicystycznym „60 Seconds”. Powtórzyła to wkrótce sekretarz skarbu USA Janet Yellen: „Tak, Amerykę stać na wojnę na dwóch frontach!”. Dodała też, że pieniądze nie są tu najmniejszym problemem.

Amerykę stać na wojowanie z kimkolwiek i gdziekolwiek na świecie. Problem nie jest więc w najmniejszym stopniu ekonomiczny. Jedyną potencjalną blokadą jest dla Białego Domu polityka. A konkretnie blokowanie posunięć w polityce zagranicznej przez opozycyjnych wobec administracji Bidena republikanów.

Zdaniem Adama Tooze,a – jest to nie od dziś jeden z najciekawszych amerykańskich ekonomistów – ta reakcja najważniejszych polityków USA na geopolityczne napięcia ostatnich tygodni bardzo wiele nam mówi także o stanie zachodniej debaty na temat gospodarki. Tooze zwraca uwagę (a ja się z nim zgadzam), że składane na gorąco deklaracje Bidena i Yellen to przejaw starego i dobrego keynesowskiego podejścia do wyzwań ekonomicznych.

Keynesiści – ci prawdziwi, nie ci farbowani – różnią się od liberałów świadomością, że gdy demokratyczny polityk mówi: „nie stać nas na...”, to kłamie. Taki demokratyczny polityk mówiący: „nie stać nas na...”, powiada tak naprawdę: „nie chcę tego zrobić, bo mam inne polityczne priorytety”. Oczywiście dużo wygodniej jest demokratycznemu politykowi powiedzieć, że „nas nie stać” np. na wprowadzenie pełnego zatrudnienia czy na rozbudowę świadczeń społecznych dla słabiej sytuowanych. Oba te posunięcia wiązałyby się w praktyce z koniecznością przekierowania środków od zamożnych do biedniejszych gospodarstw domowych albo od pracodawców do pracowników. Powstałaby wówczas nowa sytuacja społeczna, w której przewaga ekonomicznie silnych nad ekonomicznie słabszymi byłaby mniejsza. To zaś nie podobałoby się tym, którzy by uprzywilejowaną pozycję utracili. Podsumowując – demokratyczny polityk mówiący: „nie stać nas na...”, de facto staje po stronie tych, którzy nie są zainteresowani zmianą obowiązującej kolejności dziobania. Argument o rzekomym „braku pieniędzy” jest wtórny – to wymówka i uzasadnienie niepodjęcia działania. A nie przyczyna, dla której to działanie nie zostało podjęte.

Nie inaczej jest z wydatkami na obronę. Biden i Yellen mają rację. Amerykę stać na prowadzenie dwóch (trzech, a nawet czterech) wojen jednocześnie. Nie ma wobec tego żadnych obiektywnych przeszkód. Ani finansowych, ani technologicznych, ani wojskowych (przez cały okres powojenny doktryna wojskowa USA zakładała konieczność równoczesnego wojowania w różnych częściach świata). Jedna przeszkoda to brak politycznego wsparcia. Akurat tym razem ze strony republikańskiej opozycji, która jest zainteresowana wygraniem przyszłorocznych wyborów prezydenckich.

Pamiętajmy o tym. Także wtedy, gdy u nas któryś z polityków – już w innym kontekście – będzie mówił, że nas na to nie stać. ©Ⓟ