Mało prawdopodobne, by po ostatnich wydarzeniach doszło do negocjowanej przez Biały Dom normalizacji relacji między Izraelem a Arabią Saudyjską.

Szeroki i skoordynowany atak Hamasu ze Strefy Gazy zaskoczył nie tylko Izraelczyków, lecz także Amerykanów, co przyznają mediom urzędnicy z Waszyngtonu. Od razu po rozpoczęciu ofensywy palestyńskiej organizacji między amerykańską stolicą a Tel Awiwem i Jerozolimą rozdzwoniły się telefony. Gdy zamykaliśmy numer, negocjowany był ponadprogramowy, wymuszony okolicznościami transfer broni z USA dla Izraela.

Premierowi Binjaminowi Netanjahu, który wprost mówi, że kraj jest na wojnie, najbardziej ma zależeć na pociskach do Żelaznej Kopuły, co każe sądzić, że po zmasowanym ataku rakietowym Hamasu izraelskie zapasy zostały poważnie nadszarpnięte. Ten nowoczesny system obrony powietrznej w znacznej mierze finansowany jest przez Amerykanów, w latach 2011–2021 USA przeznaczyły na niego 1,6 mld dol., w 2022 r. Kongres wyasygnował kolejny miliard.

Przekazanie uzbrojenia dla Izraela od USA nie takie proste

Przekazanie kolejnego uzbrojenia Izraelowi nie jest obecnie zadaniem łatwym ze względu na wewnętrzne uwarunkowania polityczne w Stanach Zjednoczonych. Po odwróceniu się od Kevina McCarthy’ego części republikanów i pozbawienia go stanowiska przewodniczącego Izby Reprezentantów wciąż nie wybrano nowego spikera. To paraliżuje pracę legislacyjną Kongresu, który odgrywa kluczową rolę przy jakichkolwiek transferach broni.

Odwołanie w głosowaniu urzędującego przewodniczącego Izby jest pierwszym takim wydarzeniem w historii Stanów Zjednoczonych, a teraz trwają spory polityków oraz prawników, co może, a czego nie może robić tymczasowy spiker Patrick McHenry, także w zakresie obronności. Widoków na szybki wybór szefa Izby Reprezentantów raczej nie ma, co przy wydarzeniach na Bliskim Wschodzie niepokoi wielu kongresmenów. – Działania czterech procent republikanów oraz stu procent demokratów, by odwołać McCarthy’ego, spowodowały, że wyglądamy na słabych w oczach świata. Pogrążamy się w partyjnej wojence – ostrzegał republikanin Don Bacon.

Ameryka niewzruszonym sojusznikiem Izraela

Z komunikatów władz USA jasno wynika, że Ameryka pozostaje niewzruszonym sojusznikiem Izraela, otrzymującego co roku z Waszyngtonu ok. 4 mld dol. wojskowego wsparcia i niezmiennie mogącego liczyć na blokowanie przez Stany Zjednoczone rezolucji potępiających kraj Netanjahu w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. W weekend prezydent Joe Biden zapewnił o „gotowości USA do przekazania wszelkiej pomocy dla rządu i narodu Izraela”.

Tradycyjnie jeszcze dalej w proizraelskich deklaracjach idą republikanie. Nikki Haley, była ambasador USA przy ONZ wyrastająca powoli na jedną z głównych faworytek do nominacji tej partii w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, napisała na portalu „X” (dawny Twitter): „Netanjahu, wykończ ich”. A Donald Trump, niezmiennie największa gwiazda po prawej stronie, wykorzystał moment, by uderzyć w Bidena, stwierdzając, że do ataku Hamasu doszło, gdyż Ameryka „postrzegana jest jako słaba i nieskuteczna, z bardzo słabym przywódcą”.

Porozumienie z Arabią Saudyjską pod znakiem zapytania

Prócz wewnętrznych politycznych przepychanek brutalne zaognienie bliskowschodniego konfliktu oznacza poważne przeszkody dla prowadzonych przez Biały Dom negocjacji mających na celu normalizację relacji między Arabią Saudyjską a Izraelem. Bidenowi zależało, by do trójstronnego porozumienia doszło w ciągu najbliższych miesięcy, na początku prezydenckiej kampanii wyborczej. Plany na ten moment wydają się zawieszone, nieoficjalne informacje głoszą, że sekretarz stanu Antony Blinken nie zamierza pojechać do Arabii Saudyjskiej, co wcześniej planowano na październik. W zamiarze Departamentu Stanu miała być to kontynuacja rozmów o normalizacji relacji, które od miesięcy toczyły się na niższym szczeblu.

Jeśli wierzyć medialnym doniesieniom, to w ramach przygotowywanego planu Rijad w zamian za uznanie Izraela ma uzyskać od Amerykanów wsparcie w swoim cywilnym programie nuklearnym oraz kolejne wielkie wojskowe pakiety, z nowoczesnym uzbrojeniem, w tym myśliwcami oraz systemami obrony powietrznej.

Głównym punktem niezgody między stronami ma być w pertraktacjach los Palestyńczyków. W niedawnym wywiadzie dla telewizji Fox News rządzący de facto Arabią Saudyjską książę koronny Mohammed bin Salman w kwestii Palestyny stwierdził jedynie dość ogólnie, że zależy mu na poprawie jakości życia muzułmanów na Zachodnim Brzegu.

Po ataku Hamasu oficjalny komunikat władz w Rijadzie głosi, że obecna sytuacja wynika z „okupacji i pozbawiania Palestyńczyków ich praw”, a dla pokoju w regionie konieczne jest utworzenie dwóch państw, w tym palestyńskiego. Ostrzej zareagował Katar, gdzie przebywa wierchuszka Hamasu. MSZ w Ad-Dauha przekazało, że „wyłącznie Izrael jest odpowiedzialny za trwającą eskalację”, a przyczyną tego jest „trwanie przy naruszeniach praw Palestyńczyków, w tym ostatnie wtargnięcia do meczetu Al-Aksa w Jerozolimie przy obstawie izraelskiej policji”.

Nieco bardziej wyważone stanowiska przekazały państwa, które znormalizowały relacje z Izraelem za prezydentury Trumpa w ramach porozumień Abrahamowych (Zjednoczone Emiraty Arabskie i Bahrajn). Ocena arabskiej, a tak właściwie szerzej muzułmańskiej ulicy jest jednak zgoła inna. Ulice Sany, Bagdadu czy Stambułu wypełniły w weekend tysiące demonstrujących z flagami palestyńskimi, wiwatujących na część Hamasu. ©℗