Król Hiszpanii Filip VI dziś ma zdecydować, komu powierzy misję utworzenia nowego rządu. Coraz bliższe wydaje się utrzymanie władzy przez socjalistyczny rząd Pedro Sáncheza.

W wyniku wyborów parlamentarnych w Hiszpanii z 23 lipca tego roku nie udało się wyłonić jednoznacznej większości, która będzie zdolna utworzyć rząd. Prawicowy blok złożony z Partii Ludowej i partii Vox uzyskał łącznie 170 mandatów w 350-osobowym Kongresie Deputowanych, zatem do stabilnej większości zabrakło mu 6 głosów. Lider Partii Ludowej Alberto Núñez Feijóo mógłby pozyskać jeszcze dwóch posłów z partii regionalnych reprezentujących region Nawarry oraz Wysp Kanaryjskich, ale to wciąż za mało, żeby uzyskać wotum zaufania. Z kolei Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza (PSOE) urzędującego wciąż premiera Pedro Sáncheza wydaje się mieć znacznie większe zdolności koalicyjne mimo uzyskania 121 mandatów.

Dziesiąta nominacja

Król Filip VI dziś spotka się z przedstawicielami partii politycznych, które uzyskały w wyniku wyborów reprezentację w parlamencie, żeby nominować jednego z liderów do utworzenia nowego rządu. Zazwyczaj było to formalne zadanie dla króla, którego decyzja była dyktowana arytmetyką parlamentarną. Dziesiąta w ciągu dziewięciu lat pełnienia urzędu nominacja ma jednak inny charakter. W obliczu niejednoznacznych wyników Filip VI będzie musiał podjąć arbitralnie decyzję, czy powierzyć misję utworzenia rządu zwycięzcy wyborów, czy też szefowi partii o największej zdolności koalicyjnej. Którekolwiek rozwiązanie wybierze hiszpański monarcha, z pewnością spotka się z krytyką. Zgodnie jednak z prawem, jeśli w pierwszym głosowaniu nie uda się uzyskać większości, wówczas zostanie zorganizowane powtórne głosowanie po 48 godzinach, podczas którego do objęcia rządów wystarczy więcej głosów „za” niż „przeciw’. Wątpliwe, by Partii Ludowej udało się uzyskać wotum zaufania nawet w drugim głosowaniu, ponieważ co najmniej czterech, a w pesymistycznym scenariuszu sześciu posłów z separatystycznych ugrupowań katalońskich lub baskijskich musiałoby wstrzymać się od głosu. Tym bardziej że regionalne partie niepodległościowe rozmawiają od ogłoszenia wyników wyborów właściwie wyłącznie z socjalistami Pedro Sáncheza.

Marchewka socjalistów

Formalnie koalicja socjalistów z lewicowym ugrupowaniem Sumar uzyskała 152 mandaty. Sánchez może liczyć według hiszpańskiego „El Pais” także na poparcie trzech partii baskijskich i jednej katalońskiej, co daje potencjalnie 171 głosów. Kluczowe jest zatem to, jak zachowa się partia byłego prezydenta Katalonii Carlesa Puigdemonta – Junts dysponująca siedmioma mandatami. Pierwszym sygnałem, że rozmowy szefa hiszpańskiego rządu z partiami regionalnymi idą w dobrym kierunku, jest wybór socjalistki Franciny Armengol na szefową parlamentu nowej kadencji. Ceną Junts była obietnica Sáncheza o możliwości posługiwania się w parlamencie językiem katalońskim jako urzędowym oraz deklaracja o uznaniu katalońskiego, galicyjskiego i baskijskiego za języki urzędowe UE. Oficjalna propozycja miała zostać wysłana już przez szefa hiszpańskiego MSZ do prezydencji Rady UE, którą sprawuje obecnie… Hiszpania. Madryt zamierza wykorzystać swoje przewodnictwo w UE do dodania trzech wspomnianych języków do listy 24 (obecnie) języków urzędowych Unii. Według deklaracji rządu Sáncheza ministrowie państw członkowskich mieliby omówić tę kwestię już na wrześniowym posiedzeniu. Puigdemont nie ustępuje jednak ze swojego warunku przeprowadzenia referendum niepodległościowego w Katalonii oraz amnestii dla wszystkich zaangażowanych w organizację poprzedniego referendum, wobec czego oponują socjaliści. Realizację zobowiązania dotyczącego języków urzędowych Junts określa jako dobry prognostyk przed dalszymi negocjacjami z PSOE. A do tego z kolei Sánchez będzie musiał uzyskać jednomyślność wśród wszystkich państw UE. ©℗