Szansa, że AfD wejdzie do rządu federalnego czy w którymś z 16 krajów związkowych, jest w najbliższych latach minimalna. Ale już na poziomie lokalnym to realne - mówi dr Agnieszka Łada-Konefał, wicedyrektorka Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadt.

Za Odrą w ostatnich sondażach preferencji politycznych Alternatywa dla Niemiec uzyskuje nawet ponad 20 proc. poparcia. Jakie są ich główne postulaty?

To typowa partia populistyczna wykorzystująca każdą sytuację do robienia wokół siebie szumu i posługiwania się prostymi, ale chwytliwymi hasłami. W tym momencie podnosi kwestie migracji, rosnących kosztów życia, zwłaszcza cen energii i formuły funkcjonowania Niemiec w Unii Europejskiej.

Przynajmniej dwa pierwsze zagadnienia to realne problemy – trudno się dziwić, że partia polityczna zwraca na to uwagę.

Opozycyjna chadecja też w tej kwestii krytykuje rząd. Ale chodzi o styl i retorykę, jakimi posługuje się Alternatywa. Cały czas straszy najazdem uchodźców, mówi, że jest to zagrożenie, ponieważ przyjeżdżają osoby z innych kultur, które będą popełniać przestępstwa. Dla nich jedynym rozwiązaniem jest zamknięcie granic. Politycy tej partii nie dostrzegają, że niemieckie gospodarka i system socjalny potrzebują nowych pracowników, bo bez tego mogą się załamać. Potrzebne są ręce do pracy i dodatkowi podatnicy, a oni tej kwestii nie poruszają.

Fakt, że jest drożej, jest jasny dla wszystkich. To jest prawda. Oni mówią o tym głośno, ale nie proponują żadnych rozwiązań. Jednak dzięki głośnej krytyce zjednują też sobie Niemców, którzy wcale nie mają nacjonalistycznych poglądów, jak przynajmniej część polityków tej partii, za to mają poczucie, że wreszcie ktoś mówi o problemach, z którymi borykają się na co dzień.

Dlatego tak dużo Niemców chce na nich głosować?

Powodów jest więcej. Po pierwsze, wspomniane już realne problemy połączone ze słabością partii rządzących. Wśród wyborców jest bardzo duży zawód działaniami koalicji, krytyka tego rządu jest bardzo silna. Po drugie, Niemcy boją się wojny i inflacji, panuje niepewność. Hasła, że trzeba szybko skończyć walki w Ukrainie, padają na podatny grunt, a Alternatywa jest prorosyjska, mówi, aby znieść sankcje wobec Rosji, szybko doprowadzić do porozumienia Ukrainy z Rosją, sprzeciwia się dostawom broni dla Kijowa. Jej politycy sprzeciwiają się progresywnym hasłom, np. parytetom płci, by zawsze w języku używać form męskich i żeńskich, politycznej poprawności. Dla części Niemców jest to miłe dla ucha, bo rewolucja obyczajowa idzie dla nich zbyt szybko.

Kolejny powód to sytuacja w Niemczech Wschodnich, gdzie AfD ma znacznie większe poparcie niż na zachodzie. Tam wciąż wielu mieszkańców czuje się obywatelami drugiej kategorii. Na wschodzie nadal zarabia się mniej niż na zachodzie Niemiec, jest mniej przemysłu, a to oznacza mniej dobrych miejsc pracy w rozwiniętych sektorach. Ci najbardziej przebojowi wyjechali już dawno na zachód, a często np. kadra kierownicza przyjechała z zachodu, co budzi frustrację. Tam jest cały czas nostalgia za NRD: że wtedy było bezpieczniej i wszystko było ułożone. Oni są też obyczajowo znacznie mniej liberalni.

Wreszcie są też powody wewnętrzne – AfD jest obecnie bardziej spójna i mniej skłócona wewnętrznie, co zawsze było ich problemem i zniechęcało wyborców.

Przez lata AfD była objęta swego rodzaju kordonem sanitarnym przez inne partie polityczne, nikt nie wchodził z nimi w koalicje. Ostatnio lider chadeckiej CDU Friedrich Merz stwierdził, że być może to trzeba będzie zmienić. Alternatywa zacznie współrządzić Niemcami, wchodzi na salony?

Jego słowa interpretowano w ten sposób, że można tworzyć koalicje z AfD na poziomie lokalnym, ale on później się z tego wycofał. CDU ma uchwały partyjne, że żadnych koalicji z Alternatywą nie będzie, i myślę, że będzie się tego trzymała.

Niemniej ta partia weszła na salony, dziś wyborcy już się nie wstydzą, że chcą na nią głosować. To się zmieniło, to już nie jest obciachem. Obecnie 27 proc. uważa, że to jest normalna demokratyczna partia, jeszcze kilka lat temu było to kilkanaście procent. Jej potencjał, sufit wyborczy szacuje się nawet na 25 proc. To partia obecna w Bundestagu, ma określoną liczbę posłów, media publiczne muszą ich zapraszać, oni mają prawo do normalnego funkcjonowania w życiu publicznym i z tego korzystają. Choć inne partie im tego nie ułatwiają – cały czas istnieje taka praktyka, by ich nie dopraszać.

Jakie konsekwencje dla Polski może mieć ten wzrost poparcia dla Alternatywy?

To partia bardzo prawicowa i antyeuropejska. Chce reformować UE tak, by ograniczać jej rolę. Dla nas problemowa będzie polityka historyczna – oni głoszą hasła rewizjonistyczne, nie chcą rozmawiać o winie Niemiec podczas II wojny światowej. Jeśli AfD wejdzie kiedyś do rządu, to będzie zwrot na patrzenie wyłącznie na interesy Niemiec, na politykę wewnętrzną, odgradzanie się od innych. To dla relacji polsko-niemieckich byłoby fatalne. Ale do tego jeszcze daleka droga. Szansa, że AfD wejdzie do rządu federalnego czy w którymś z 16 krajów związkowych, jest w najbliższych latach minimalna. Ale już na poziomie lokalnym, w samorządach, jest to scenariusz realny. Trzeba jednak pamiętać, że jako rosnąca w siłę partia opozycyjna AfD też będzie miała wpływ na politykę krajową, i to znacznie większy niż do tej pory. ©℗

Rozmawiał Maciej Miłosz