Franciszek powiedział nam podczas spotkania, że możemy Ukraińcom przekazać, że papież oszalał, że jest grzeszny, ale nikt nie ma prawa mówić, że nie kocha Ukrainy - mówi Denys Kolada, ekspert ds. relacji państwa z instytucjami religijnymi.

Z Denysem Koladą rozmawia Michał Potocki
24 lutego 2022 r. Rosja napadła na Ukrainę. Papież Franciszek wkrótce potem udał się do rosyjskiej ambasady. Następnie były jego niejednoznaczne wypowiedzi o tym, że nie wiadomo, komu należy bardziej współczuć, do tego wielkanocna droga krzyżowa z udziałem Rosjanki i Ukrainki…

Nie lubię takich uogólnień. Pomijają, że Stolica Apostolska natychmiast podkreśliła, że to nie operacja specjalna, tylko wojna. W pierwszych dniach marca przyjechał do nas papieski wysłannik, kard. Konrad Krajewski. Pierwszy zagraniczny dyplomata, który odwiedził Ukrainę w trakcie wielkiej wojny. To był ważny gest ze strony Watykanu.

Podczas jednego z późniejszych wyjazdów kardynał wpadł pod ostrzał.

Co więcej, nuncjusz apostolski jako jedyny obok ambasadora Polski nie opuścił Kijowa nawet wtedy, kiedy wszyscy inni dyplomaci, także reprezentujący naszych bliskich sojuszników, ewakuowali się. Wizyta Franciszka w ambasadzie Rosji była próbą przebicia się z przekazem „nie dla wojny” do rosyjskich władz. To niestandardowy gest, bo papież zwykle nie chodzi po ambasadach. Franciszek zachował się jak duszpasterz, który w pierwszej chwili próbuje nakłonić obie strony do powstrzymania przemocy. To normalne. Mniej normalne, kiedy konflikt trwa, a ty nie potrafisz się zorientować, kto jaką rolę w nim odgrywa. Że to nie jest odpowiednik bójki dwojga dzieci, tylko wojna, w której jedna strona jest agresorem, a druga ofiarą. Na wypowiedzi papieża o szczekaniu NATO pod drzwiami Rosji wpłynęli pewni politycy. On sam powiedział mi, że przekonywali go, że wojna wybuchła, bo Sojusz zbytnio zbliżył się do Rosji, że walczą dwa bratnie narody itd. Nie wiem na pewno, o kogo chodziło, ale myślę, że tylko jeden przywódca państwa NATO wypowiada się w ten sposób. I raczej nie jest to Andrzej Duda. (śmiech) Można przeanalizować, kto wtedy przyjeżdżał do Watykanu na audiencje.

ikona lupy />
Denys Kolada, ekspert ds. relacji państwa z instytucjami religijnymi / Materiały prasowe / Fot. mat. prasowe
Premier Viktor Orbán. Do Węgier wrócimy, bo papież odbył tam potem jedno ciekawe spotkanie. Broni pan papieża, ale wtedy oceniał pan go dużo gorzej, czego skutkiem był czerwcowy list.

To była moja reakcja na jego wypowiedzi i wielkanocną drogę krzyżową z udziałem Rosjanki i Ukrainki. Część winy za to wydarzenie ponosimy my sami. Wcześniej ukraińscy biskupi katoliccy poprosili papieża o modlitwę za Ukrainę i Rosję do Matki Bożej Fatimskiej. Stąd zapewne w Watykanie powstał pomysł, że skoro można się modlić za oba narody, to dlaczego nie zrobić tego z ich udziałem pod krzyżem. Straszny pomysł, zrównujący doświadczenia Ukraińców i Rosjan, ale dzięki naszym dyplomatom i oburzeniu społeczeństwa udało się go skorygować. Zamiast wspólnej modlitwy obie kobiety po prostu stały pod krzyżem. Jako teolog i chrześcijanin mogę powiedzieć, że pod krzyżem każdy ma prawo stanąć. I kat, i apostoł. Przy czym z politycznego punktu widzenia to był błąd. Innym dysonansem była wypowiedź Franciszka o natowskim szczekaniu, chociaż przedtem papież nazwał rosyjskiego patriarchę Cyryla „ministrancikiem Putina”, dość odważnie jak na duszpasterza. Ale to prawda – zastanawiałem się wtedy, jak to możliwe, że Franciszek, który był dla nas moralnym drogowskazem, któremu Ukraińcy, co pokazywały sondaże, ufali bardziej niż zwierzchnikowi Prawosławnej Cerkwi Ukrainy, tak szybko to zaufanie stracił. Czy to my pomyliliśmy się co do niego? Przecież za coś go ceniliśmy. Co się stało? Z potrzeby serca zdecydowałem się napisać list. Mam znajomego pastora Alejandra z Argentyny, który często tu przyjeżdżał, jeszcze w czasach wojny na Donbasie, a który zaprzyjaźnił się z Franciszkiem, zanim ten został biskupem Rzymu. Alejandro już 28 lutego spotkał się z nim i opowiedział o Ukrainie, przekazał listy od naszych żołnierzy. W kwietniu poprosiłem go o przekazanie mojego pisma. Napisałem: „Ojcze Święty, twoje słowa są przyjmowane niejednoznacznie. Ukraińcy mają do następcy Szymona Piotra jedno pytanie: «Czy kochasz mnie?»”. To pytanie Jezusa, którego Piotr się wyparł. To bolesne słowa. Proszę sobie więc wyobrazić moje zdziwienie, kiedy po kilku godzinach dostałem odpowiedź.

Po kilku godzinach?

Papież napisał odręcznie, że nie rozumie, dlaczego jest uważany za prorosyjskiego, skoro codziennie wspomina i modli się za Ukrainę, skoro odmówił spotkania z Cyrylem. Dodał, że nie może być anty ukraiński, skoro wychowywał go ukraiński ksiądz. Rzeczywiście, jednym z jego przewodników był Stepan Czmil, późniejszy biskup, który został pochowany w Rzymie, ale pewien czas spędził w Argentynie i nawet zaprosił małego Jorgego do służenia do mszy w tradycji bizantyjskiej. Franciszek pisał, że to on zaszczepił w nim miłość do naszego języka i tradycji, że rozumie pojedyncze słowa po ukraińsku, że zna nasze pieśni. Zresztą zawsze wita mnie po ukraińsku słowami „Sława Isusu Chrystu!”. Szczerze nie mógł zrozumieć, dlaczego jest postrzegany jako pro rosyjski. Poprosił, bym pomógł mu pojąć, co może zrobić, jeśli czymś zawinił. Pojechałem do Rzymu. Wziąłem ze sobą Myrosława Marynowycza, dysydenta, byłego więźnia politycznego, prorektora Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie. Byli też pastor Alejandro i jego znajomy Jewhen, pastor z Londynu, który stracił matkę w Mariupolu. 8 czerwca 2022 r. papież poświęcił nam półtorej godziny, co już było złamaniem protokołu. Pierwszy głos zabrał Marynowycz, który powiedział, że wie, że nie mamy dużo czasu. Papież odparł, że mamy go tyle, ile będzie trzeba. Zapytaliśmy, czy mamy prawo do obrony przed Rosją. Odparł, że nie tylko mamy prawo, ale i obowiązek, bo odmowa samoobrony to grzech podobny do samobójstwa. Potem podziękowałem mu listownie za audiencję i na pewien czas nasza komunikacja się urwała. Wróciłem do niej w sierpniu, po historii z pułkiem Azow, który dostał się do niewoli w Mariupolu. Sytuacja jeńców stawała się krytyczna. Rozmowy na temat wymiany utkwiły w martwym punkcie. Poprosiłem papieża, żeby nam pomógł. Zaprosił mnie do siebie na 17 sierpnia.

Wtedy dołączyły do pana władze ukraińskie. Do Watykanu pojechał z panem Kyryło Budanow, szef wywiadu wojskowego.

Tego akurat nie mogę komentować.

O odwiedzinach ukraińskiego wojskowego, który odpowiada za wymianę jeńców, opowiadał sam papież.

Spotkanie trwało dwie i pół godziny. Papieżowi towarzyszył zastępca sekretarza ds. relacji z państwami. Rosyjski ambasador przy Watykanie powiedział potem, że część uwolnionych jeńców widniała na liście, którą przekazał papież. Nie wiem, w jaki sposób to się technicznie odbyło.

Może właśnie przez ambasadora.

Nie sądzę, żeby ambasador miał wystarczającą siłę polityczną. Są pewnie inne kanały. Na pewno papież nie rozmawiał z Władimirem Putinem, choć jak mówił, starał się kilka razy do niego dodzwonić. Warto zrozumieć jedną rzecz: w odróżnieniu od innych graczy Watykan nie ma własnych interesów politycznych. Gdyby do Putina zadzwonił Joe Biden i prosił o uwolnienie jeńców, można by się zastanawiać, co za tym stoi. W przypadku papieża intencje są jasne. On serio był gotowy pojechać do Rosji, gdyby tylko mogło to pomóc. Ten papież nie dba o swoją reputację. Nie słucha tych, którzy mówią, że szkodzi wizerunkowi Kościoła. Robi to, co uważa za słuszne. Może popełniać błędy, ale jest wierny przekonaniom. To głęboko chrześcijańska postawa. Jego zadaniem jest ratowanie ludzkiego życia. I to mu się pomału udaje. Mało kto wie, ale przez watykańską klinikę przeszło ponad 1,1 tys. ukraińskich dzieci. Watykan przesyła pieniądze, pomaga różnym organizacjom społecznym. Papież przekazał na pomoc Ukrainie miliony euro. Stara się swoimi kanałami doprowadzić do uwolnienia dzieci porwanych przez Rosję.

Wróćmy na moment do sierpniowej audiencji.

Papież poprosił mnie wtedy o e-mail. Od tego momentu zaczęła się nasza bezpośrednia komunikacja.

Jak to wygląda od strony technicznej?

Papież zawsze pisze odręcznie, po włosku. Później list jest skanowany i trafia do mnie e-mailem. Żałuję, że moja znajomość włoskiego nie pozwala na odpisywanie w tym samym języku. Sądzę, że papieżowi zależy na tym, by otrzymywać z Ukrainy informacje nie od polityków – o polityce raportuje nuncjusz – ale od zwykłego, niezaangażowanego człowieka. Jedynym doświadczeniem wojennym Franciszka były wspomnienia jego dziadka, który walczył w I wojnie światowej. Stąd może jego wyobrażenie o wojnie w Europie jako czymś cywilizowanym, gdy żołnierze przerywają walki na Boże Narodzenie, by je wspólnie świętować. Przesyłałem papieżowi filmy przedstawiające tortury ukraińskich żołnierzy, bo wątpię, by ktoś inny mu je pokazywał. Chciałem, żeby zrozumiał, z kim mamy do czynienia. Świadectwa zbrodni z Buczy, Irpienia były dla niego ogromnym szokiem. Nie mógł zrozumieć, jak można czerpać zadowolenie z krzywdzenia drugiego człowieka.

To coś w rodzaju stałych raportów z Ukrainy?

Kilka razy na miesiąc. Przy czym ja nawet nie jestem katolikiem, tylko protestantem. 24 sierpnia papież odniósł się do śmierci Darji Duginy (zamordowana w zamachu córka Aleksandra Dugina, ideologa rosyjskiego imperializmu – red.). Nazwał ją niewinną ofiarą wojny. To były słowa bolesne dla naszego narodu. Jak można ją nazywać niewinną ofiarą, skoro była zaangażowana w propagandę prowojenną? Napisałem list, w którym przytoczyłem słowa Duginy, opisałem, kim była. Poprosiłem, by papież przyjął przedstawicieli ukraińskiego Kościoła; w Rzymie był wtedy grekokatolicki metropolita Borys Gudziak. Nie wierzyłem, że to się uda, bo na 27 sierpnia był zaplanowany konsystorz, na którym papież miał wręczyć nominacje kardynalskie. Nazajutrz przyszła odpowiedź, że Franciszek oczekuje nas z metropolitą Borysem o konkretnej godzinie. On zawsze interesuje się krytyką, chce usłyszeć innych ludzi. Tuż przed pielgrzymką do Bahrajnu spotkał się z ukraińskimi uchodźcami, przyjął prezydenta i premiera Ukrainy. Jestem pewien, że w Watykanie są i koła prorosyjskie. Ktoś mu podsunął te słowa o niewinnej ofierze wojny. Zresztą w tym duchu pisała też włoska prasa. To nie wszystko tłumaczy, bo papież to jednak instytucja, więc to, co mówi, powinno być zweryfikowane. Franciszek powiedział wtedy metropolicie Borysowi, że może Ukraińcom przekazać, że papież oszalał, że jest grzeszny, ale nikt nie ma prawa mówić, że nie kocha Ukrainy. Powstał pomysł, żeby wydać drukiem jego wypowiedzi na temat Ukrainy. Nie ma w nich ani jednego złego słowa na mój kraj. Na prośbę abp. Światosława Szewczuka, zwierzchnika ukraińskich grekokatolików, napisał list do narodu ukraińskiego, w którym wsparł naszych młodych, którzy wzięli broń do ręki w obronie kraju. Kiedy opowiedziałem papieżowi o mariupolskim pastorze Hennadiju Mochnence, ojcu trojga własnych i 32 adoptowanych dzieci, którego córka zginęła na wojnie, też zechciał się z nim spotkać. Początkowo miało się to stać na Boże Narodzenie, ale Hennadij nie mógł przyjechać. Audiencję przesunięto na 4 czy 5 stycznia. Tymczasem 31 grudnia zmarł Benedykt XVI. Myśleliśmy, że nic z tego nie będzie. A jednak.

Skąd więc taki negatywny odbiór Franciszka?

Częściowo to wina mediów wyrywających pewne rzeczy z kontekstu. Na przykład słowa o Fiodorze Dostojewskim, które wywołały skandal, bo papież napisał, że naród rosyjski jest narodem humanitarnym. A przecież on napisał, że chciałby wierzyć, że Rosjanie są humanitarni, biorąc pod uwagę ich wielką kulturę, w tym Dostojewskiego. Ja się z tym też nie bardzo zgadzam, ale to dwa różne przekazy.

Tutaj dowolne wspomnienie Rosji w pozytywnym kontekście budzi rozdrażnienie. To zrozumiałe.

Ukraińcy od wszystkich oczekują, by przyjęli nasz pogląd na świat. A przecież my sami otrzeźwieliśmy dopiero, gdy 24 lutego na nasze głowy poleciały rosyjskie rakiety. Wcześniej można było tu wszędzie usłyszeć rosyjską muzykę, w Kijowie, niedaleko miejsca, gdzie rozmawiamy, była ul. Puszkinśka... Wojna trwała od 2014 r., ale nie uświadamialiśmy sobie tego. Propaganda od dekad robiła z Rosji kraj wielkiej kultury. Trzeba było rozlewu krwi, byśmy sami zrozumieli, co to za kraj. Nie możemy domagać się od świata, by zrozumiał to, co sami pojęliśmy dopiero pod bombami. Sam nie uważam, że wszystko, co rosyjskie, jest absolutnym złem. Nie mogę skreślić Dostojewskiego, tak jak Indusi nie skreślają Rudyarda Kiplinga, a Polacy Johanna von Goethego czy reszty niemieckiej klasyki, mimo tragicznych doświadczeń z przeszłości. Moja pretensja polega na tym, że rosyjska kultura nie wykonała swojego głównego zadania. A głównym zadaniem kultury jest humanizacja i rozwój społeczeństwa. Dostojewski sam w sobie jest diagnozą rosyjskiego społeczeństwa. Jedyną karą, jaką w „Zbrodni i karze” poniósł morderca, były wyrzuty sumienia. Nie było instytucjonalnego mechanizmu, który by go ukarał. Czytelnicy Dostojewskiego, którzy zarazem zachwycają się Rosją, najwyraźniej go nie doczytali.

Ile razy w sumie widział się pan z papieżem?

Osiem. Najkrótsza audiencja trwała godzinę. Regularnie wymieniamy się e-mailami. Papież żywo interesuje się sytuacją. Kiedy Rosjanie wysadzili zaporę w Kachowce, opisałem mu, co się stało. Franciszek był wtedy w szpitalu, ale i tak szybko mi odpisał, choć tym razem nie z adresu swojego sekretarza, ale z adresu oficera ochrony. Przekazał, że bardzo przeżywa tragedię i zamierza wysłać nad Dniepr misję humanitarną. Człowiek właśnie przeszedł zabieg, a jednak jego myśli i modlitwy były z narodem ukraińskim.

Dlaczego więc dotychczas nie odwiedził Ukrainy? Tłumaczono to stanem zdrowia, ale przecież w międzyczasie papież odbył dalsze podróże do Kanady i Kazachstanu.

Na pierwszej audiencji faktycznie miał problemy ze zdrowiem, wyglądał na bardzo zmęczonego. Ostatnio jest znacznie lepiej. Myślę, że ukraińskie społeczeństwo nie jest gotowe, by go przyjąć. I on też chce przyjechać z czymś konkretnym. Zwrócę się do polskich czytelników: oceniacie Jana Pawła II jako instytucję czy jako człowieka? Arcybiskup Wojtyła był jednym z inicjatorów listu do biskupów niemieckich, który też przez społeczeństwo nie był od razu jednoznacznie oceniony. Wiadomo, co Niemcy zrobiły z Polską, a od wojny minęło wtedy raptem 20 lat. Wcześniej czy później Franciszek odwiedzi Ukrainę. Pozwólmy Chrystusowi działać. Zresztą zachęcałem do tego papieża żartem, mówiąc, że wszyscy trzej jego poprzednicy, którzy odwiedzili dzisiejsze ziemie ukraińskie – Klemens I i Marcin I, którzy według tradycji zginęli śmiercią męczeńską na Krymie, oraz Jan Paweł II – zostali świętymi. Franciszek roześmiał się i powiedział, że nie pretenduje do roli świętego, bo jest grzesznym człowiekiem.

Powiedział pan, że Putin nie chce rozmawiać z Franciszkiem. Może robią to inni rosyjscy politycy? A może kontakty odbywają się po linii kościelnej, czego przykładem spotkanie na Węgrzech z rosyjskim metropolitą Hilarionem?

Papież już wie, że to nie jest tak, że Ukraińcy nie chcą pokoju. Rozumie, że do zakończenia wojny trzeba, by agresor się cofnął. Zresztą jego słowa kierowane podczas tej wizyty do Węgrów, dotyczące np. traktowania uchodźców, były bardzo krytyczne.

Po słowach kard. Matteo Zuppiego, który kierował misją mediacyjną do Kijowa i do Moskwy, widać, że on też już wie, że Rosja nie chce pokoju.

Bałem się tej misji, mówiąc szczerze, i nie do końca ją rozumiałem. Ale ukraińskie władze dobrze to rozegrały. Kardynał Zuppi został przyjęty z pełnymi honorami przez prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, chociaż to był czas, kiedy władze były zajęte katastrofą w Kachowce. Na szczęście nasi wrogowie są głupi i Zuppiego zignorowali. Dzięki temu Zełenski obalił tezy rosyjskiej propagandy, że to my nie chcemy pokoju. Chcemy i jesteśmy otwarci na dialog. Od Ojca Świętego potrzebujemy pomocy w uwolnieniu naszych dzieci i jeńców.

Zuppi spotkał się w Rosji z Mariją Lwową-Biełową, która odpowiada za przekazywanie porwanych dzieci rosyjskim rodzinom. Międzynarodowy Trybunał Karny wystawił za nią list gończy. Pytał pan o to papieża?

Na ten temat nie rozmawialiśmy.

Wiadomo, z jakimi propozycjami kardynał pojechał do Moskwy?

Z humanitarną częścią formuły pokoju prezydenta Zełenskiego. Chciał doprowadzić do zakończenia wojny, ale misja zakończyła się fiaskiem. To nie jest nowa polityka Watykanu. Już Benedykt XV podczas I wojny światowej był obwiniany, że zajął ostrożną pozycję wobec obu stron. Ale dzięki temu łatwiej mu było ratować ludzi, przekonywać do wymiany jeńców. Dopiero po latach historycy dotarli do wszystkich szczegółów. Niczym w psalmach – ratować skazanych na śmierć.

Jakim człowiekiem jest papież Franciszek?

Szczerym, obdarzonym poczuciem humoru. Ma świetną pamięć. Dopytuje o konkretne rodziny, którym pomaga, o moich przyjaciół, którzy towarzyszyli mi na poprzednich audiencjach. Z pewnymi rzeczami mogę się z nim nie zgadzać, ale nie chcę też wchodzić w tajemnicę między Bogiem a papieżem. Ma do niej prawo jako przywódca duchowy. Dlatego zawsze powtarzam, żeby zbyt łatwo się na papieża nie oburzać. Papież w rozmowie z amerykańskim magazynem nazwał Ukraińców narodem męczenników. Trzeba rozumieć, jak wielką wagę mają te słowa w języku religii. Męczennik to automatyczny święty. Kiedy papież określa Ukraińców mianem narodu męczenników, przekazuje, że przez Ukraińców przemawia Boża prawda. Te słowa są słyszane w Ameryce Łacińskiej czy Afryce może nawet lepiej niż w Europie. A to regiony, gdzie odbiór wojny nie jest tak jednoznaczny jak tutaj. Papież mówi, że dostawy broni dla Ukrainy są moralne, bo Ukraina się broni. A broni się, bo kieruje się miłością. Franciszek nie ma wątpliwości, że Ukraina zwycięży. Ten papież nie jest politykiem, w odróżnieniu od Jana Pawła II. Widocznie Duch Święty na ostatnim konklawe zdecydował, że tym razem świat potrzebuje duszpas terza. Chociaż ja dostrzegam pewien punkt styczny między nimi. Franciszek pochodzi z Argentyny, reprezentuje peryferia, ale te peryferia są przyszłością chrześcijaństwa. Nie do końca rozumie on europejską historię i rolę Rosji, tak jak Jan Paweł II nie do końca rozumiał kontekst latynoamerykański. I też popełniał błędy, znam trwającą w Polsce dyskusję o podejściu do pedofilii. Papież jest następcą Piotra, który sam trzy razy wyparł się Chrystusa.

Na ile pana kontakty z papieżem są konsultowane albo koordynowane z władzami Ukrainy?

Chcę służyć swojemu narodowi. Jeśli społeczeństwo albo państwo o coś prosi, staram się sprzyjać komunikacji. Tak się zdarzyło, że papież mi zaufał. Czysty przypadek. Utrzymuję kontakty z kierownictwem biura prezydenta, w styczniu przekazałem papieżowi list od prezydenta Zełenskiego. Konsultuję instytucje państwowe w sprawach związanych ze sferą religijną. Ale sam nie chcę się angażować w politykę.

Franciszek nie próbował pana nawrócić na katolicyzm?

Nie. Chociaż czasem żartujemy, że Bóg musi mieć poczucie humoru, biorąc pod uwagę mój protestantyzm. ©Ⓟ