Sezon geostrategów trwa w najlepsze. Po latach mizerii oraz posuchy mogą w końcu rozwinąć skrzydła, do tego mają nawet publikę. Już niedługo strach będzie otworzyć lodówkę... Również dlatego, że coraz częściej – zamiast nowych treści – zaczynają z niej wypadać zbiory starych analiz.

Nie dalej jak dwa tygodnie temu przedstawiałem wady i zalety zbioru rozważań Roberta Kuraszkiewicza. Na przednówku kolejną książkę wrzucił na rynek „ojciec chrzestny” polskiej geoanalizy Jacek Bartosiak. Kilka tygodni wcześniej wyszła „Samotność strategiczna Polski” Marka Budzisza. Teraz mamy nowość od Krzysztofa Wojczala.

ikona lupy />
Krzysztof Wojczal „To jest nasza wojna”, Wydawnictwo Poltext, Warszawa 2023 / Materiały prasowe

Uważny czytelnik z pewnością zauważy, że nie pierwsza to praca tego autora, o której piszę. Ładnych kilka miesięcy temu wydawnictwo Poltext wydało jego „Trzecią dekadę. Świat dziś i za 10 lat”. A w zasadzie nie tyle wydało, co rzuciło na rynek pracę, którą Wojczal – prawnik i bloger – rozprowadzał własnym sumptem. Była to ze strony wydawnictwa decyzja bardzo dobra, bo „Trzecia dekada” jest pozycją świetną. Dowiodła, że Wojczalowi należy się miejsce w ekstraklasie polskiej geopolitycznej debaty.

Staje się już pewną tradycją, że do uzyskania przepustki do uczestnictwa w szerszej debacie na temat geopolityki trzeba dziś w Polsce spełnić dwa warunki. Pierwszym jest zgłoszona publicznie przed 24 lutego 2022 r. opinia, że Putin zaatakuje Ukrainę. Po drugie – miarą dorosłości polskiego geopolityka zdaje się rodzaj „ojcobójstwa” dokonanego na Bartosiaku. Najlepiej zrobić to, rozprawiając się z jego koncepcją Armii Nowego Wzoru. W swojej nowej książce Wojczal spełnia oba te warunki. Nie rozumiem, po co to robi. I bez tego należy dziś do najciekawszych głosów w rozmowie o naszych strategicznych celach.

Trzeba jednak podkreślić, że „To jest nasza wojna” nie stanowi niestety oryginalnej publicystycznej propozycji. To – modny ostatnio – zbiór wcześniej napisanych tekstów. Tłumaczyć to ma dynamika chwili: trwa wojna na Wschodzie, sytuacja zmienia się błyskawicznie i trzeba reagować elastycznie. Problem polega na tym, że te teksty „włożone” potem do książki nie nabierają patyny. Pachną podejrzanie nieświeżo. To samo było problemem „Świata w cieniu wojny”, czyli ostatniej książki Kuraszkiewicza.

Dobrym pomysłem na zmniejszenie tej dotkliwości są komentarze, którymi Wojczal okrasza swoje teksty sprzed kilku albo kilkunastu miesięcy. Tłumaczy kontekst ich powstania i buduje mosty do teraźniejszości. Wymagający czytelnik będzie jednak rozczarowany. On czeka na nową – całościową – analizę. Zwłaszcza że nie mówimy o rynku cierpiącym na niedobór autorów chętnych do prowadzenia solidnego geopolitycznego namysłu. Krzysztof Wojczal i inni powinni sobie to koniecznie wziąć do serca. ©Ⓟ