UE może na reelekcji Erdoğana skorzystać. Porozumienie migracyjne, z którego chciał się wycofać Kılıçdaroğlu, zostanie utrzymane.
„Nadchodzące pięć lat rządów Erdoğana upłynie pod znakiem dalszego balansowania między Rosją a Zachodem. Turcja będzie angażować się w transakcyjną współpracę z Zachodem wszędzie tam, gdzie będzie to podyktowane (tureckimi) interesami” – napisał Galip Dalay z think tanku Chatham House. W II turze wyborów prezydenckich na sprawującego władzę od ponad 20 lat Recepa Tayyipa Erdoğana zagłosowało 52,2 proc. wyborców. Frekwencja wyniosła 85,7 proc.
Istnieją obszary, w których tę transakcyjność Stany Zjednoczone i Europa będą mogły wykorzystać. To m.in. kwestia blokowanego przez Ankarę i Budapeszt członkostwa Szwecji w NATO. – Sygnały ze Stanów Zjednoczonych są dość wyraźne. Prezydent Joe Biden zaczął już mówić o modernizacji tureckich samolotów F-16 w zamian za zaakceptowanie szwedzkiego członkostwa – wyjaśnia ekspert ds. Turcji i analityk w firmie 4CF dr Karol Wasilewski.
W innych kwestiach – takich jak akcesja Turcji do Unii Europejskiej – relacje najpewniej pozostaną napięte. Negocjacje w tej sprawie utknęły w martwym punkcie z powodu demokratycznego regresu Ankary pod rządami Erdoğana. Szanse na ich wznowienie są małe. Turecki prezydent w ostatnich latach brutalnie rozprawiał się z protestującymi. A dziennikarze i opozycjoniści trafiali do więzienia. Problemem stała się również prowadzona przez niego konfrontacyjna polityka zagraniczna.
Dlatego, jak zwraca uwagę Politico, paradoksalnie zwycięstwo Erdoğana jest Europie na rękę. Autokratyczne zapędy tureckiego przywódcy umożliwiały w ostatnich latach Brukseli unikanie pytania o miejsce Ankary we Wspólnocie. Perspektywa dołączenia do bloku dużej (ponad 84 mln) i stosunkowo biednej populacji sprawia, że ta nie spieszy się, by Turcję w nim przywitać. Część państw obawia się tureckiej akcesji także ze względów religijnych: niemal 100 proc. społeczeństwa stanowią muzułmanie. – Nie ma więc możliwości, by państwa członkowskie rozważyły przyjęcie Turcji do UE – cytuje wysokiego rangą unijnego dyplomatę Politico.
Z takimi ambicjami nie kryła się za to turecka opozycja. Kemal Kılıçdaroğlu przekonywał w kampanii, że chce wznowić proces akcesji do UE i dążyć do odwrócenia działań Erdoğana. Tych, które stanowiły naruszenie kryteriów kopenhaskich (zbioru zasad, które muszą spełnić państwa przed wejściem do Unii). Chodziło m.in. o powrót do systemu parlamentarnego.
Wasilewski wskazuje, że po ogłoszeniu wyników wyborów Europa odetchnęła z ulgą z jeszcze jednego powodu: porozumienia migracyjnego. – Kemal Kılıçdaroğlu zapowiadał jego renegocjację. Formuła, którą proponował, była dość niejasna. Wyraźnie sygnalizował jednak koniec umowy – tłumaczy.
Chodzi o podpisane w 2016 r. porozumienie między Turcją a UE, które w znacznej mierze ograniczyło liczbę migrantów docierających do Europy szlakiem wschodniośród- ziemnomorskim. Ankara zobowiązała się wówczas do wzmocnienia ochrony swoich granic. I otrzymała ok. 10 mld euro pomocy humanitarnej na działania związane z przyjęciem osób uciekających przed wojnami na Bliskim Wschodzie.
Chcąc wzmocnić szanse na zwycięstwo, Kılıçdaroğlu, szef socjaldemokratycznej Republikańskiej Partii Ludowej, zdecydował się na antyuchodźczy zwrot. „Nie będziemy wysyłać Syryjczyków (do domu – red.) siłą. Zrobimy to po zapewnieniu im bezpieczeństwa (...). I otrzymamy na to pieniądze od UE. A jeśli pieniędzy nie dadzą, unieważnimy umowę” – cytował opozycjonistę dziennik „Hürriyet”.
Tureckie wybory kluczowe były także dla Ukrainy. „Liczymy na dalszy rozwój strategicznego partnerstwa, a także wzmocnienie współpracy na rzecz bezpieczeństwa i stabilności Europy” – napisał prezydent Wołodymyr Zełenski. Turcja, która w pierwszym roku wojny określana była mianem „skłaniającej się ku Zachodowi”, została w marcu zaliczona przez ośrodek Economist Intelligence Unit do grona państw neutralnych wobec rosyjskiej inwazji. ©℗