Litwa buduje ochotnicze oddziały straży granicznej. Będzie mógł w nich służyć każdy obywatel UE. Unia z kolei zmienia politykę i chce wspierać budowanie zapór na granicach.

Litewska nowelizacja ustawy o granicy państwowej umożliwia jej ochronę obywatelom każdego państwa UE. Ochotnicy będą mieli prawo używania przemocy wobec migrantów. To odpowiedź na wywołany sztucznie przez Rosję i Białoruś kryzys graniczny z 2021 r. Władze w Wilnie obawiają się, że wraz z niepowodzeniami na froncie ukraińskim Kreml ponownie sięgnie po rozwiązania poniżej progu wojny, a jednym z nich będzie stworzenie presji migracyjnej.

Nowelizacja jest również próbą zalegalizowania praktyki push-backów (czyli wypychania obcokrajowców ponownie poza granice, które nielegalnie przekroczyli). Tym razem będą w nich uczestniczyli nie tylko mundurowi z regularnej straży granicznej czy wojska, ale również bataliony ochotnicze. Do tej pory push-backi regulowało rozporządzenie MSW. Zgodnie z przepisami procedowanej ustawy będą one legalne na pięciokilometrowym pasie ziemi, który oddziela Litwę od Białorusi.

Pod koniec ubiegłego tygodnia regulację przyjęto w pierwszym głosowaniu. Na jutro jest zaplanowane drugie głosowanie w jednoizbowym Sejmie litewskim.

Zgodnie z ustawą współpracownicy straży granicznej mają prawo budowania formacji ochotniczych i stosowania przymusu bezpośredniego przeciwko migrantom. Mogą też pomagać w aresztowaniach i wykonywać inne czynności związane z patrolowaniem. Magazyn EUobserver cytuje aktywistkę z litewskiej Grupy Granica (Sienos Grupė) Emiliję Švobaitė, która przekonuje, że nie ma żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o nabór do nowo tworzonej formacji. W jej opinii oznacza to, że mogą zostać również zaangażowane skrajnie prawicowe organizacje np. z Niemiec. Jak dodaje, równocześnie zostanie utrzymany zakaz dostępu do granicy dla dziennikarzy i aktywistów.

Współpracownikiem na granicy może być każdy pełnoletni obywatel UE, który mówi w stopniu podstawowym po litewsku i w chwili, gdy przystępuje do formacji, przebywa na terenie Litwy. Jedynym warunkiem dyskwalifikującym jest służba w straży granicznej innego państwa.

Według przewodniczącej litewskiego parlamentu Viktoriji Čmilytė-Nielsen proponowane rozwiązania są próbą szukania balansu pomiędzy prawami człowieka a bezpieczeństwem narodowym. Konserwatywny poseł i zarazem członek parlamentarnej komisji obrony Laurynas Kasčiūnas zarzuca z kolei aktywistom i przedstawicielom NGO, że poza krytyką nie proponują w zamian żadnych rozwiązań poza otwarciem granic.

Zarządzanie granicami państwa i ich ochrona to wyłączna kompetencja władz krajowych w Unii Europejskiej. Niezależnie od tego, czy mówimy o granicach wewnątrz UE, czy o granicach zewnętrznych, to państwa członkowskie są zobowiązane do zapewnienia odpowiedniej infrastruktury granicznej, jej utrzymania, konserwacji oraz zarządzania ruchem ludzi i towarów. Z problemem tym borykały się w minionych latach głównie kraje Południa mające bądź to granicę morską z krajami Maghrebu, bądź z Turcją w południowo-wschodniej części kontynentu. W Polsce kwestia zarządzania zewnętrzną granicą UE stała się głównym tematem w relacjach z Brukselą latem 2021 r., gdy reżim Alaksandra Łukaszenki kierował do Polski rzesze migrantów. To wówczas pojawił się – zrealizowany finalnie w pierwszej połowie ubiegłego roku – pomysł budowy infrastruktury granicznej w postaci płotu na 187-kilometrowym odcinku. Koszt jego budowy wyniósł ok. 1,6 mld zł. Obecnie podobne działania są prowadzone na granicy z obwodem kaliningradzkim.

Od początku wywołanego przez Łukaszenkę kryzysu urzędnicy KE oraz przedstawiciele pozostałych unijnych instytucji, w tym Frontexu, a nawet szef RE Charles Michel wizytowali wschodnie regiony Polski i zapewniali o wsparciu. Nikt jednak wprost nie deklarował, że budowa zapory na granicy może zostać sfinansowana ze wspólnych europejskich pieniędzy. Przeciwko takiemu rozwiązaniu protestowała przede wszystkim komisarz ds. wewnętrznych Ylva Johansson, choć równocześnie szefowa KE Ursula von der Leyen poszukiwała wraz z Michelem sposobów na wsparcie Warszawy m.in. przez przekazywanie środków na szkolenia dla personelu czy obsługę administracyjną. Ponadto w UE narastało przekonanie, że nie można oczekiwać od państw członkowskich posiadających granice zewnętrzne Unii, że będą wyłącznie z własnych środków zarządzać granicami. Tym bardziej że kolejne rządy zadeklarowały chęć budowy twardej infrastruktury granicznej, w tym murów i płotów. Klimat wokół finansowania tej infrastruktury zaczął się zmieniać na początku tego roku.

Wraz z postępem prac nad paktem o migracji i azylu coraz śmielej mówiono o konieczności finansowania infrastruktury granicznej ze środków budżetowych. Choć początkowo wraz z KE protestował przeciwko temu pomysłowi europejski mainstream, na początku tego roku postulat ten poparł m.in. lider największej frakcji w PE – Europejskiej Partii Ludowej – Manfred Weber. W ubiegłym tygodniu europosłowie przyjęli centralną część paktu, w tym przepisy dotyczące możliwości wykorzystania funduszy unijnych w celu „wsparcia ochrony granicy”, co wprost będzie pozwalało państwom, które budują mury, ubiegać się o zwrot pieniędzy z unijnego, wspólnego budżetu. W toku prac w PE zgłoszono nawet w ubiegłym tygodniu poprawkę, zgodnie z którą wzywano do finansowania płotów granicznych, jednak ostatecznie pomysł ten nie zyskał poparcia. Za regulacją zagłosowali też niektórzy liberałowie z Renew Europe (frakcji zdominowanej przez ugrupowanie Emmanuela Macrona) czy socjalistów.

Przyjęte przez PE rozwiązania nie oznaczają jeszcze automatycznego wejścia ich w życie. Teraz przepisy trafią do Rady UE, czyli ministrów państw członkowskich, którzy mają przeanalizować je podczas posiedzenia szefów resortów sprawiedliwości i spraw wewnętrznych 8 i 9 czerwca. Przyjęcie wszystkich nowych regulacji dotyczących polityki migracyjnej UE jest przewidziane na początek przyszłego roku. ©℗