Bruksela przychylnie odniosła się do dotychczasowych reform, ale jeśli Kijów liczy na rozpoczęcie rozmów akcesyjnych, musi zrobić o wiele więcej. W warunkach wojny to arcytrudne zadanie.

Status państwa kandydującego do Unii 23 czerwca 2022 r. został nadany Ukraińcom na kredyt. Równolegle powstała lista zadań do wykonania, by myśleć o dalszej integracji.

Najważniejszym było powołanie Ołeksandra Kłymenki, zwycięzcy konkursu na szefa Wyspecjalizowanej Prokuratury Antykorupcyjnej (SAP), co nie bez turbulencji w końcu nastąpiło. Instytucja ta jest spoiwem systemu antykorupcyjnego jako nadzorca Narodowego Biura Antykorupcyjnego (NABU, odpowiednik polskiego CBA) oraz faktyczny oskarżyciel w sprawach o korupcję. Od tamtej pory walka z korupcją przyspieszyła, a w ostatnich tygodniach posypały się dymisje urzędników, wobec których wystąpiły podobne podejrzenia. Uwagi wymaga także NABU. Po wygaśnięciu w kwietniu 2022 r. kadencji dyrektora Artema Sytnyka wciąż nie wyłoniono następcy. Analogiczna sytuacja, która ponad rok panowała w SAP, miała negatywne konsekwencje dla walki z łapownictwem. Do konkursu na dyrektora NABU dopuszczono 74 kandydatów. Za kilka miesięcy powinniśmy poznać triumfatora.

Kijów musi też rozwiązać problem z Sądem Konstytucyjnym. Jego przewodniczący Ołeksandr Tupycki jest podejrzewany o korupcję jeszcze w czasach, gdy pracował jako sędzia w Doniecku. Obciąża go też złożenie niepełnej deklaracji majątkowej, w której nie wskazał nieruchomości na Krymie nabytej już po aneksji przez Rosję. Bruksela, idąc za opinią Komisji Weneckiej, zaleca wprowadzenie przejrzystej procedury selekcji sędziów. Ustawa, którą podpisał prezydent Wołodymyr Zełenski, nie spełniła jednak oczekiwań.

Reformy od dekady rozbijają się o sądownictwo. Temat był zawsze poruszany przez pomajdanowych polityków, ale nigdy nie wynikło z tego nic przełomowego. Bez dobrze działającego sądownictwa trudno zaś mówić o sprawnie działającym państwie. Komisja zaleciła Kijowowi dokończenie przeglądu kandydatów do Najwyższej Rady Sądownictwa i selekcję kandydatów do Najwyższej Komisji Kwalifikacyjnej Sędziów. Organy te, odpowiadające za formowanie korpusu sędziowskiego, przez cały okres niepodległości były obsadzane przez ludzi o wątpliwej reputacji. Sukcesem ostatnich tygodni, nieprzesądzającym jednak sprawy, była likwidacja Okręgowego Sądu Administracyjnego Kijowa, który od czasów prezydenta Łeonida Kuczmy był synonimem podejrzanych związków sędziów z politykami. Instytucja, wbrew nazwie, posiadała kompetencje do podważenia zasadniczo każdej decyzji władzy centralnej, co było wielokrotnie wykorzystywane do blokowania reform.

Dyrektor sądu Pawło Wowk budził kontrowersje ze względu na afery łapówkarskie. Usunięcie tej przeszkody jest krokiem w dobrą stronę, jednak jeszcze ważniejsze byłoby wdrożenie ustawy o oligarchach, uchwalonej w listopadzie 2021 r. KE wyraźnie oczekuje walki z wpływami wielkiego biznesu. Wspomniany akt prawny stworzył legalną definicję oligarchy na podstawie spełnienia czterech przesłanek. Zaliczono do nich znaczące przekroczenie rozmiaru majątku w stosunku do minimum egzystencjalnego, posiadanie monopolu w którymś z sektorów gospodarki, znaczny wpływ na media oraz politykę. Osoba, która spełni co najmniej trzy przesłanki, może zostać uznana za oligarchę przez Radę Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RNBO). To, że jest to organ podległy prezydentowi, budzi jednak poważne wątpliwości, gdyż pozostawia spore pole do nadużyć.

Osoba uznana za oligarchę trafi do rejestru i będzie musiała składać oświadczenia majątkowe (podobnie jak urzędnicy państwowi), nie będzie za to mogła finansować partii politycznych, brać udziału w wielkich prywatyzacjach, a urzędnicy kontaktujący się z nią będą zobowiązani do zaraportowania przebiegu spotkania. Ustawa o oligarchach to jednorazowa broń pozwalająca ograniczyć wpływy pojedynczych osób, których działania władze uznają za na tyle szkodliwe i medialne, że nie będą mogły ujść uwadze opinii publicznej. W warunkach ukraińskich stanowi to silne narzędzie, choć na razie ze względu na wojnę przepisy pozostają na razie martwe. Wątpliwe jest jednak, aby ustawa była jedynym środkiem, którego oczekuje Unia Europejska. Wszak nawet przedstawiciele władz, choćby sekretarz RNBO Ołeksij Daniłow, zaznaczali, że to jedynie początek i konieczne są także przepisy antymonopolowe i reforma służby celnej.

Z pozostałych wymagań stawianych przez Komisję pozostają mniej palące problemy, jak przyjęcie przepisów dotyczących prania brudnych pieniędzy, ustawy medialnej oraz o mniejszościach narodowych. Największą polityczną wagę ma ta ostatnia. Ustawodawstwo w kwestii mniejszości stanowi wrażliwy temat. Widać to było przy okazji uchwalenia 13 grudnia 2022 r. nowej ustawy. Nowy dokument harmonizuje przepisy z unijnymi aktami dotyczącymi mniejszości, starając się je pogodzić z surowym prawem językowym. Mniejszości są w nim „integralną, zintegrowaną i organiczną częścią społeczeństwa ukraińskiego”, a ich kultura – częścią ukraińskiej. Państwo powinno realizować politykę integracyjną, jednak nie wbrew woli przedstawicieli mniejszości. Z racji specyficznego położenia Ukrainy ustawa nakłada także istotne ograniczenia. Przy wykonywaniu praw mniejszości zabronione jest popularyzowanie lub prowadzenie rosyjskiej propagandy oraz usprawiedliwianie agresji na Ukrainę lub jej okupacji.

Przedstawiciele mniejszości nie mogą też przyjmować wsparcia od państw i organizacji, których działalność ma na celu likwidację państwowości ukraińskiej, przemocową zmianę ustroju, naruszenie suwerenności i integralności terytorialnej. Ustawa zawiera również otwarcie antyrosyjską normę, która ogranicza prawa mniejszości w czasie stanu wojennego i sześć miesięcy po jego zakończeniu w przypadku obywateli, którzy identyfikują się z „państwem terrorystą”. Dokument stanowi wprawdzie krok do przodu, ale można było być pewnym protestów Rumunii i Węgier. Pierwsza wytknęła uchwalenie ustawy bez konsultacji z Komisją Wenecką i przedstawicielami mniejszości rumuńskiej. Węgry z kolei od lat oskarżają Kijów o naruszanie praw ich mniejszości w obwodzie zakarpackim.

Choć unijna lista wymagań dotyczy szerokiej gamy kwestii, żadne z nich nie jest niewykonalne. Większość zasygnalizowanych reform albo zaczęła się jeszcze przed inwazją, albo jest na etapie końcowym, albo została wstrzymana przez działania zbrojne. Model zaproponowany przez Komisję Europejską to klasyczny przykład kija i marchewki: przez wzgląd na epokowość wydarzenia i dzięki konkretnej liście wymagań Kijów znajduje się pod presją społeczeństwa obywatelskiego, które nie przyjmuje wymówek władz, znanych jeszcze z czasów prezydentury Petra Poroszenki. Ukraińcy więcej się na nie nie nabiorą, bo walka o sprawiedliwy ustrój może być równie istotna, jak wygrana na polu bitwy. Ukraina na odbudowę będzie potrzebowała miliardów euro. Te pieniądze muszą trafić do adresatów, a nie do kieszeni nieuczciwych urzędników. Im mniejsze będzie ryzyko korupcyjne, tym chętniej donatorzy wydzielą środki na powojenną pomoc dla Kijowa.