Na czele nowo powołanego węgierskiego resortu energii stanie Csaba Lantos. To człowiek latami handlujący gazem z Rosją.

Rząd Viktora Orbána tłumaczy decyzję o utworzeniu nowego ministerstwa energii koniecznością koordynowania polityki energetycznej w czasach, gdy „wojna i europejskie sankcje” wpływają na bezpieczeństwo dostaw oraz ceny nośników. Na czele urzędu stanie Csaba Lantos, dotychczasowy przewodniczący rady dyrektorów MET Holding.
Zarejestrowana w Szwajcarii firma, wcześniej zależna od państwowego koncernu MOL, to jeden z dwóch podmiotów handlujących gazem z Rosją. Drugim jest państwowy MVM. Sam Lantos od początku aktywności zawodowej był związany z sektorem bankowym i innymi branżami biznesu. Oznacza to, że na czele ministerstwa, w którego kompetencjach będzie udział w spotkaniach europejskich ministrów energii decydujących o kierunkach polityki sankcyjnej, stanie osoba, która dotychczas była zainteresowana odrzucaniem wprowadzanych restrykcji, przez które ponosiła straty. Znając stanowisko węgierskiego rządu, który kontestuje sankcje, można się spodziewać kontynuacji tej polityki. Oficjalnie nowy minister ma budować niezależność energetyczną Węgier. Jego pierwsze zadanie będzie związane ze zwiększeniem roli energetyki wiatrowej w miksie.
To o tyle interesujące, że dotychczas Węgry odrzucały pozyskiwanie energii z tego źródła. Wprost wskazywano, że rząd nie wyda żadnej zgody na budowę wiatraków. Lantos w swoim portfolio nie dostanie natomiast kompetencji związanych z rozbudową elektrowni atomowej w Paks, realizowaną wspólnie z Rosatomem. Tę inwestycję nadzoruje osobiście Péter Szijjártó. Szef węgierskiej dyplomacji ma jednoznacznie negatywny stosunek do sankcji, domagając się zniesienia tych dotyczących energii i gospodarki. Pozycja Lantosa, człowieka krążącego wokół rządzącego Fideszu, ale nigdy formalnie niezwiązanego z partią, zapewne nie będzie pierwszoplanowa. Niechętni sankcjom politycy dostaną najpewniej dodatkowy argument po zakończeniu narodowych konsultacji. Do połowy grudnia trwa na Węgrzech państwowa ankieta, rodzaj korespondencyjnego referendum, dotycząca unijnych sankcji. Jej wynik jest łatwy do przewidzenia: Węgrzy sankcje odrzucą. W referendum głos oddadzą głównie wyborcy koalicji Fidesz-KDNP, którzy według ostatnich badań Publicusa popierają sankcje w zaledwie 18 proc.
Dotychczas odpowiadający za sprawy energetyczne László Palkovics trafił do ministerstwa obrony, którym zarządza Kristóf Szalay-Bobrovniczky. Polityk ten, także biznesmen, przez lata utrzymywał bliskie relacje z rosyjskim i czeskim biznesem. W kwietniu pojawiła się informacja, że Budapeszt kupi 12 czeskich samolotów szkoleniowych Aero L-39NG, które wejdą do służby w 2024 r. Opozycja podejrzewa, że już wtedy premier Orbán wiedział, kto będzie nowym szefem resortu obrony w jego gabinecie. Rzecz w tym, że wraz z wyborem Aero opinia publiczna dowiedziała się, że we wrześniu 2021 r., sześć tygodni przed powołaniem nowego rządu, producenta samolotów kupiła firma HSC Aerojet, w której 80 proc. udziałów miał Szalay-Bobrovniczky. Jego udziały nabyło następnie powstałe w 2021 r. państwowe przedsiębiorstwo N7 Holding. Kontrolę nad nią sprawowało ministerstwo technologii i przemysłu. Od teraz sprawować ją będzie ministerstwo obrony w osobie Szalaya-Bobrovniczkyego, a jako prezes… László Palkovics. Oznacza to więc, że Szalay-Bobrovniczky będzie nadzorował swoją byłą spółkę.
Tymczasem we wtorek po kolejnym rosyjskim ostrzale Ukrainy poinformowano o wstrzymaniu dostaw przez ropociąg Przyjaźń, którym ropa Urals płynie do rafinerii MOL w Százhalombatta. Pierwsze informacje dotyczyły „uszkodzenia ropociągu”. W środę nowe oświadczenie w tej sprawie wydał Szijjártó. Minister powiedział, że uszkodzony został transformator zasilający urządzenia przesyłowe, a nie sama rura. Po południu przesył wznowiono, choć pod niższym niż normalnie ciśnieniem. Warto odnotować, że Szijártó po raz pierwszy wskazał wprost na rosyjski ostrzał. Dotychczas konkretnego winnego nie wskazywano. W sprawie bezpieczeństwa dostaw energii na Węgry we wtorek wieczorem oraz w środę rano Orbán zwołał posiedzenie Rady Gabinetowej. Rzecznik rządu Zoltán Kovács poinformował, że naprawa stacji przesyłowej zajmie dużo mniej czasu niż ropociągu, co oznacza, że ropa niebawem zacznie znów płynąć.
To nie pierwszy raz, gdy ropa przestaje płynąć ropociągiem Przyjaźń. Poprzedni raz taka sytuacja miała miejsce w sierpniu, chociaż wówczas chodziło o kwestie finansowe. Notowania MOL spadły wówczas przejściowo o 4 proc. Tym razem rynek reaguje spokojniej; MOL tracił najwyżej 1,7 proc. Sytuacja ta wydaje się wynikać w dużej mierze ze sposobu komunikacji spółki. W sierpniu jej szefowie przekonywali, że przestawienie linii produkcyjnej z rosyjskiej ropy może zająć trzy lata. We wtorek wieczorem poinformowali ministra obrony, że są w stanie szybko zapewnić długotrwałe i nieprzerwane dostawy. ©℗