O efektach rosyjskiej mobilizacji, taktyce Ukraińców i spodziewanych dalszych decyzjach Kijowa na południu i wschodzie kraju mówi DGP gen. Jarosław Kraszewski.

Ukraińcy zajęli Chersoń, w poniedziałek miasto wizytował prezydent Wołodymyr Zełenski. Politycznie to oczywiście sukces. Ale dlaczego wyparcie Rosjan z tego rejonu jest istotne militarnie?
Odpowiedź jest prosta: z Chersonia jest bardzo dobre wyjście na Krym. Rosjanie opuścili miasto i umacniają się na wschodnim brzegu Dniepru, by w maksymalnym stopniu uniemożliwić Ukraińcom kontynuowanie ofensywy w kierunku południowo-wschodnim i dalej właśnie na Krym. Ukraińcy powinni teraz wyprowadzić drugie natarcie z Zaporoża w kierunku na Melitopol i odciąć siły rosyjskie logistycznie od wschodu. Jeśli okupanci będą mogli zaopatrywać Krym tylko drogami powietrzną i morską, to znacznie utrudni im to funkcjonowanie. A z kolei to da później Ukraińcom możliwość atakowania półwyspu z dwóch kierunków: od Chersonia/Nowej Kachowki i od Melitopola.
Czy podobnie jak w przypadku Chersonia kolejny atak będzie poprzedzony długotrwałym ostrzałem artyleryjskim, „napoczęciem” przeciwnika?
Ja bym działał właśnie w ten sposób. W początkowej fazie będzie to ogniowe przygotowanie kontrofensywy, które może trwać tygodniami. Ukraińcy będą zmuszali Rosjan do odejścia i stworzą sobie wolną przestrzeń do przekraczania rzeki. Najpierw będą to małe grupy, np. siły specjalne na łodziach pontonowych, co już można obserwować na Półwyspie Kinburnskim. I dopiero w sytuacji, gdy będzie to w miarę bezpieczne na skutek działań artylerii i specjalsów, ruszą większą masą wojska. Ale do tego będą musieli zbudować jakąś przeprawę. Zima może ułatwić poruszanie się poza drogami, ale rzeki tej wielkości zamarzają bardzo rzadko. Bardzo niskie temperatury musiałyby się utrzymywać przez dłuższy czas, by móc myśleć o przejechaniu ciężkim sprzętem po lodzie.
Rosjanie na linii Dniepru staną teraz na długie miesiące?
To najbardziej prawdopodobny scenariusz. W Chersoniu podczas walk miejskich obie strony ponosiłyby ogromne straty, Rosjanom wygodniej było wycofać się na drugi brzeg, skąd przez pewien czas powinni skutecznie powstrzymywać Ukraińców.
Oni będą musieli zastosować jakiś fortel, wprowadzić Rosjan w błąd, bo frontalne uderzenie z jednoczesnym pokonywaniem przeszkody wodnej będzie zadaniem bardzo ciężkim. Poprzez serię manewrów będą musieli związać okupantów także na innych kierunkach. To może im otworzyć jakiś korytarz, którym pójdą bardzo daleko.
Gen. Jarosław Kraszewski m.in. były dowódca wielonarodowej brygady LitPolUkr i dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego / Dziennik Gazeta Prawna
Dla Rosjan w tej chwili kluczowe wydaje się niedopuszczenie do odbicia Krymu. Oni te najbliższe miesiące będą wykorzystywali do stworzenia solidnych linii obrony pomiędzy obecnymi pozycjami wojsk ukraińskich a Krymem. To może nieco przypominać obrazki, jakie znamy z II wojny światowej: okopy, zasieki, druty kolczaste itd.
Zostawmy południe. Czego możemy się spodziewać na Donbasie?
Najbardziej prawdopodobne są dwa scenariusze. Pierwszy jest taki, że Ukraińcy zdecydują, że to Chersoń będzie głównym kierunkiem działania, tak więc na Donbasie może dojść do stagnacji i wojny pozycyjnej, jak to miało miejsce od 2015 r. do lutego 2022 r. Jedni i drudzy będą musieli przegrupować wojska w tym regionie.
Drugi jest taki, że to kierunek chersoński będzie bardziej statyczny, czyli Ukraińcy będą nękać i ostrzeliwać pozycje Rosjan, za to na Donbasie obie strony będą się przygotowywać do większego starcia. Tylko niejasnym pozostanie, kto pierwszy wyjdzie z uderzeniem rozstrzygającym. Ale to się najpewniej wydarzy dopiero w marcu, kwietniu. Jest prawdopodobne, że jeszcze później. Myślę, że w najbliższych tygodniach obrońcy będą powoli odbijali wioskę po wiosce, ale spektakularnych ruchów raczej nie będzie.
Moim zdaniem Ukraińcy powinni się skupić na jednym kierunku, tam doprowadzić do ostatecznego zwycięstwa i dopiero później przerzucić się na kolejny. Jeśli będą zaangażowani na dwóch kierunkach jednocześnie, może im zabraknąć sił i środków.
Jak w takim razie ocenia pan wpływ mobilizacji na działania Rosjan?
W moim przekonaniu na razie jest on niewielki, do tej pory wielkiego pożytku z tych żołnierzy nie ma. To ludzie bez przygotowania, brakuje im zgrania oraz dobrego sprzętu. Ich żywotność na polu walki jest krótka, a wartość bojowa niewiele większa od zera. Masa robi zamieszanie, ale na razie Ukraińcy doskonale dają sobie z tym radę.
Na czyją korzyść działa w tym momencie czas?
Obie strony go potrzebują. Dziewięć miesięcy walki to bardzo dużo, jedni i drudzy wymagają tzw. przerwy operacyjnej, trzeba przegrupować wojska i obsłużyć mocno eksploatowany sprzęt. Na przykład zakładana żywotność lufy armatohaubicy Krab to ok. 3 tys. strzałów, czołgu nawet o połowę niższa. Dlatego teraz na pewno część z nich musi być już wymieniana. Inaczej te lufy będą rozrywane, co już było widać w przypadku jednego kraba. Nawet jeśli któraś ze stron zdecyduje się uderzyć jeszcze zimą, to trzeba się do tego przygotować.
Jak zima wpłynie na żołnierzy?
Proszę wyobrazić sobie, że najpierw spędza pan kilka tygodni w słabo wyposażonym ośrodku szkoleniowym. Potem jest pan przerzucany do rejonu ześrodkowania, gdzie jest zimno. Nie ma pan odpowiedniego wyposażenia indywidualnego: karimaty, śpiwora, bielizny termicznej, nie mówiąc już o windstopperach czy dobrych kurtkach przeciwdeszczowych, i śpi pan w namiocie, który nie ma ogrzewania. Delikatnie mówiąc: już na tym etapie jest pan poirytowany. A jeszcze ktoś przychodzi i mówi panu, że ma pan walczyć. No jakby pan zareagował? Przecież Rosjanie też to widzą, a traktowanie ich wszystkich jak przygłupów tylko zamazuje obraz. Widać już wiele filmów, gdzie poborowi rosyjscy kłócą się z kadrą dowódczą. Trudno idzie się do walki, jeśli ma się przeświadczenie, że nic nie działa.
Natomiast, obserwując choćby ukraińskie siły wchodzące do Chersonia, widać, że ich wyposażenie osobiste jest co najmniej dobre. Mają nowoczesne hełmy z oszynowaniem, kamizelki, nowe karabiny, dobre mundury. Rosjanie są na przeciwnym biegunie.
Rozumiem, że odpowiedź jest ryzykowna, bo wojna wciąż zaskakuje, ale kiedy mogą się skończyć walki?
Moim zdaniem rozstrzygnięcie militarne nie nastąpi szybko, wątpię wręcz, by to było w przyszłym roku. Ale wojsko będzie działało dopóty, dopóki politycy się nie dogadają. Pytanie, czy po ich rozmowach wprowadzone zostaną siły międzynarodowe do przestrzegania warunków zawieszenia broni. Jeśli tak, to pewnie najlepiej by to były wojska pod egidą ONZ. Nie powinno w nich być pododdziałów z państw NATO, by nie podsycać ognia rosyjskiej propagandy. ©℗
Rozmawiał Maciej Miłosz