Dziś mija termin rejestracji kandydatów, którzy zmierzą się w wyścigu o schedę po Liz Truss.

Czwartkowa rezygnacja Liz Truss to bezpośrednie pokłosie utraty zaufania w partii, czego dowodem była dymisja zarówno kanclerza skarbu (ministra finansów) Kwasiego Kwartenga, jak i szefowej MSW Suelli Braverman, którzy uchodzili za przedstawicieli środowiska popierającego byłą już premier. Równolegle z dymisją Kwartenga Liz Truss była zmuszona pod presją rynków, swojej partii i opinii publicznej do całkowitej zmiany polityki fiskalnej i wycofania się z zapowiedzi obniżek podatków, które mogły doprowadzić do zwiększenia deficytu budżetowego do 40 mld funtów. Kiedy było już jasne, że Truss nie będzie w stanie odzyskać zaufania torysów, po 44 dniach ustąpiła z urzędu. Konserwatyści są w największym od lat dołku, ich poparcie spada drastycznie, a przed następcą Truss misja niemal niemożliwa – uspokoić rynki, okiełznać kryzys gospodarczy i wyprowadzić na prostą swoją partię.

Trzech kandydatów na premiera Wielkiej Brytanii

Do momentu zamknięcia wydania DGP jedynie była minister obrony Penny Mordaunt oficjalnie zadeklarowała, że zamierza wystartować w wyścigu o fotel premiera. W związku z nadzwyczajnymi okolicznościami torysi zdecydowali się także zmodyfikować reguły i zamierzają – zgodnie z deklaracją Truss – do piątku wybrać przyszłego lidera partii i zarazem szefa rządu. Ma to związek nie tylko z deklaracją byłej premier, ale przede wszystkim z zapowiedzianym jeszcze przez jej gabinet oświadczeniem w sprawie przyszłorocznego budżetu, które zaplanowane jest na 31 października. Nie wiadomo, czy przygotuje je dotychczasowy minister finansów Jeremy Hunt czy też jego następca wybrany przez kolejnego premiera. A będzie to kluczowe dla uspokojenia rynków – chaos w Partii Konserwatywnej doprowadził w ostatnich tygodniach zarówno do spadku funta, jak i wzrostów rentowności brytyjskich obligacji. Jak podkreśla analityk PISM dr Przemysław Biskup, to od tej pary – premiera i kanclerza skarbu – będzie zależało, jak będzie kształtować się gospodarka kraju w najbliższych miesiącach. – Obecnie toczy się gra polityczna w Partii Konserwatywnej, która zakończy się w ciągu najbliższych kilku dni, a w najbardziej sprzyjających okolicznościach w poniedziałek – stwierdził Biskup.
A w grze są według brytyjskich mediów przede wszystkim były premier Boris Johnson oraz polityk, który swoją rezygnacją z funkcji szefa resortu finansów doprowadził do upadku rządu Johnsona – Rishi Sunak. Każdy z nich musi jednak zdobyć minimum 100 głosów poparcia posłów Partii Konserwatywnej, żeby w ogóle wziąć udział w wyborach. Przy 358 posłach torysów zasiadających obecnie w Izbie Gmin oznacza to, że jedynie trzech kandydatów będzie mogło spełnić ten wymóg. Według Reutersa Johnson mógł w weekend liczyć jedynie na 40 głosów, Penny Mordaunt na 22, a Sunak na 110. Jeśli nikt nie dołączy do tego wyścigu, a wspomniana dwójka nie uzyska dodatkowego poparcia, to możliwe, że Sunak otrzyma nominację na lidera partii i szefa rządu jeszcze dziś.

Wyciągnąć z dołka partię i państwo

Mimo że Jeremy Hunt po objęciu urzędu kanclerza skarbu zapowiedział podniesienie podatku dochodowego od osób prawnych z 19 proc. do 25 proc., co ma przynieść ok. 18 mld funtów do brytyjskiej kasy, to sytuacja gospodarcza Wielkiej Brytanii jest daleka od stabilizacji. Choć po przejęciu resortu finansów przez Hunta rynki zareagowały dość optymistycznie, a rentowność 10-letnich obligacji spadła na początku ubiegłego tygodnia poniżej 4 proc., to po dymisji Truss z powrotem wzrastała. W obliczu recesji Bank Anglii rozważa znaczną podwyżkę stóp procentowych.
Poza uspokojeniem rynków nowy lider torysów będzie musiał także zapanować nad chaosem w partii i na powrót przekonać wyborców do swojego programu. Sondaże bowiem wskazują na ogromny spadek poparcia – Partia Konserwatywna może dziś liczyć na 23-proc. poparcie, natomiast laburzyści na ponad 52-proc. Dystans niemal 30 pkt proc. Partia Pracy wypracowała jedynie w ciągu tego roku. Pod koniec 2022 r. oba ugrupowania dysponowały niemal równym poparciem. Laburzyści nie zamierzają jednak czekać na terminowe wybory zaplanowane na 2024 r., lecz wzywają do zorganizowania ich już teraz. – Konserwatyści nie mają mandatu, żeby przeprowadzać w kraju kolejny eksperyment – stwierdził lider laburzystów Keir Starmer. W ocenie analityka PISM Przemysława Biskupa wątpliwe jest jednak, żeby torysi odpowiedzieli na wezwanie Starmera i zgodzili się zorganizować wybory przedterminowe. – Scenariusz przyspieszonych wyborów to ostatnie, do czego będzie dążyć Partia Konserwatywna, ponieważ sondaże prognozują jej porażkę wyborczą. Zgodnie z prawem do końca kadencji pozostały jednak dwa lata. Dla torysów to będzie czas na refleksję, namysł, opracowanie strategii wyjścia na prostą i dostosowanie swojego programu do oczekiwań większości Brytyjczyków – ocenia Biskup. ©℗