W prawie międzynarodowym istnieje zasada jurysdykcji uniwersalnej, która potencjalnie pozwalałaby sądzić Rosjan popełniających zbrodnie wojenne na Ukrainie w innych krajach świata - mówi w rozmowie z PAP ekspertka warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich Marta Szpala, która zajmowała się m.in. kwestią sądowych rozliczeń zbrodni popełnionych podczas wojen na terenie byłej Jugosławii.

"Wymiar sprawiedliwości jest jednym z atrybutów suwerenności państwa - jak wojsko, czy w mniejszym stopniu waluta. W związku z tym 'najprostszym' sposobem na osądzenie osób odpowiedzialnych za zbrodnie na Ukrainie byłoby postawienie ich przed sądami w Rosji. Z różnych powodów jest to rzecz jasna w tym momencie niemożliwe" - mówi ekspertka.

"Należy zatem rozważyć opcję sądu ustanowionego przez społeczność międzynarodową. Wbrew pozorom, to jednak również wcale nie jest prosta sprawa. Warunkiem wyjściowym jest w ogóle schwytanie, czy przekazanie potencjalnych oskarżonych. Trudno sobie wyobrazić, że Rosja - nawet gdyby doszło w niej do zmiany władzy - zgodziłaby się na wydanie swoich obywateli do osądzenia międzynarodowym trybunałom. Jest to kwestia prestiżu państwa na arenie międzynarodowej. Suwerenne kraje co do zasady nie zgadzają się na ekstradycję swoich obywateli, by byli oni sądzeni w obcej jurysdykcji. I nie ma znaczenia, czy aktualne władze lubią, czy nie lubią tych konkretnych obywateli. Tak jak mówiłam - to kwestia reputacji państwa i jego suwerenności" - wyjaśnia Marta Szpala.

Jak zaznacza, teoretycznie, byłoby możliwe schwytanie podejrzanych w wyniku całkowitej klęski Rosji. Jednak nawet wówczas, pociągnięcie ich do odpowiedzialności nie byłoby proste.

"Międzynarodowy porządek prawny nie jest regulowany skodyfikowanym zestawem przepisów. Nie ma czegoś takiego jak międzynarodowy kodeks cywilny, karny i postępowania administracyjnego. Instytucje typu sądowego czy arbitrażowego powołuje się za zgodą państw, które się na nie umawiają i mają one ściśle określone kompetencje, poza które nikt im nie pozwoli wykroczyć. Tego typu sądem był np. Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze, czy Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii. Żeby nie tworzyć takich trybunałów ad hoc, w 2002 roku powołano Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze. Jest to pierwszy w historii stały sąd międzynarodowy, którego celem jest sądzenie osób fizycznych oskarżanych o popełnienie najcięższych zbrodni. Problem w tym, że Rosja nie jest stroną MTK, podobnie zresztą jak USA" - mówi ekspertka OSW.

"Jest jednak jeszcze jedna opcja. W prawie międzynarodowym istnieje zasada zwana jurysdykcją uniwersalną. Nie ma ona precyzyjnej definicji. Można ją opisać jako jurysdykcję w odniesieniu do konkretnych przestępstw, bez względu na miejsce popełnienia, narodowość sprawcy lub ofiary, lub jakąkolwiek inną uznaną w prawie międzynarodowym podstawę jurysdykcji. Próbowano zastosować tę zasadę wobec byłego dyktatora Chile Augusto Pinocheta, kiedy zatrzymano go w Wielkiej Brytanii. Obecnie Niemcy użyły jej do postawienia przed jednym z własnych sądów przedstawicieli syryjskiego reżimu oskarżonych m.in. o torturowanie więźniów" - przypomina Szpala.

"Pomijając kwestię sądu, przed którym mieliby ewentualnie kiedyś stanąć rosyjscy zbrodniarze, warto zwrócić uwagę na coś innego. Każdy sąd potrzebuje materiału dowodowego. Trudno sobie wyobrazić, by jakikolwiek trybunał - czy to międzynarodowy, czy też działający w konkretnym państwie europejskim - skazałby kogoś tylko na podstawie czyichś zeznań. W tym kontekście ważne jest powołanie w kwietniu br. wspólnego zespołu dochodzeniowo-śledczego z Ukrainą w celu gromadzenia dowodów i prowadzenia dochodzeń w sprawie zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości" - konkluduje ekspertka.

Artur Ciechanowicz (PAP)